Dziś chciałabym napisać kilka słów o dwóch książkach rodzimego autorstwa, co ciekawe napisanych przez mężczyzn (podobno) i wyłamujących się ze schematu romansu erotycznego.
Literatura erotyczna zawsze urozmaicała moje życie seksualne, nie tylko jako pożywka dla masturbacji, ale też jako element gry wstępnej. Były to opowiadania erotyczne pisane przeze mnie lub moich partnerów, opowiadania znalezione w internecie, ale też książki takie jak „Pamiętniki Fanny Hill” czy „Historia O”.
Ostatnimi czasy rynek wydawniczy został zalany przez lepszej lub gorszej jakości literaturę erotyczną, głównie romanse erotyczne. Zadziwiające jest dla mnie, że mimo dużego wyboru pozycji wszyscy wciąż dyskutują na temat jednej i tej samej – „Pięćdziesięciu twarzy Greya”.
Być może ta książka otworzyła rynek, ale wcale nie jest najciekawsza. Kiepsko napisana, kiepsko przetłumaczona, dostarcza krótkiej rozrywki i tyle.
Dziś chciałabym napisać kilka słów o dwóch książkach rodzimego autorstwa, co ciekawe napisanych przez mężczyzn (podobno) i wyłamujących się ze schematu romansu erotycznego. W obu przypadkach zainteresował mnie głównie pomysł i jestem przekonana, że można go było wykorzystać dużo lepiej, jednak autorzy zapewne bali się posunąć za daleko.
Pierwsza z tych książek to „Erotyczny pamiętnik masażysty” Michała Migara (to oczywiście pseudonim artystyczny, bo któż w naszym kraju przyznałby się otwarcie do pisania prozy erotycznej!). Niestety, o ile dobrze się orientuję, to książka ta została wydana jedynie w formie elektronicznej.
Gdyby przeszła ona przez ręce porządnego redaktora i porządnego korektora to być może uznałabym ją nawet za dobrą. Mamy w niej opisany przypadek młodego chłopaka, hojnie obdarzonego przez naturę, który w wyniku wypadku traci wzrok. Z zapadłej wioski nad Sanem trafia na leczenie do Warszawy i tu zaczyna się zasadnicza historia. Najpierw zostaje masażystą, a potem masażystą erotycznym, świadczącym również inne usługi.
W książce, moim zdaniem, absolutnie niepotrzebnie pojawia się wątek kryminalny, w zupełności wystarczyłyby mi opisy klientek Adama, ich upodobań i jego na nie reakcji. Cenne jest głównie to, że bohater potrafi zachwycać się ciałami różnej budowy, ich reakcjami, charakterami ich bohaterek i gotów jest sprawić przyjemność każdej chętnej, oczywiście samemu również przy tym wiele czerpiąc dla siebie. Należy jednak zaznaczyć, że opisy są raczej niewyszukane, co zapewne było przemyślanym zabiegiem artystycznym.
Sądzę, że mimo niedociągnięć językowych, momentami sztucznego silenia się na „gwarowość” i odstępstw od fabuły czysto erotycznej, warto było sięgnąć po tę książkę.
Druga pozycja, o której chciałabym wspomnieć to „Facet na telefon” A.J. Gabriela. Pozycja ta została wydana w wersji papierowej, a więc dużo przyjemniej czytało się ją w łóżku. Szczególnie, że ma bardzo miłą w dotyku okładkę – trochę przypominającą te ze „Zmysłowej Serii” wydawnictwa W.A.B., ale broszurową.
Książka napisana została na podstawie prowadzonego przez autora bloga, zresztą prowadzonego nadal, co może oznaczać, że wydana zostanie część druga, trzecia itd. W zasadzie można by poprzestać na czytaniu tego bloga, ale co ciekawe książka została wzbogacona o punkty widzenia innych osób.
Główny bohater jest luksusową męską prostytutką, notabene też ma na imię Adam. Podobnie jak bohater poprzedniej książki swoją pracę wykonuje z zapałem, w większości klientek dostrzegając coś interesującego, często darząc je sympatią.
Książka składa się z krótkich rozdzialików, część z nich jest napisana z punktu widzenia bohatera, a w części narrator opowiada nam o tym, co kryją w sobie jego klientki, a czasem nawet ich mężowie. Co znamienne w wielu przypadkach kobiety „zmuszone” są do korzystania z usług prostytutki tylko dlatego, że innym mężczyznom nie potrafią przyznać się do swoich pragnień…
Opisy poczynań erotycznych nie są przesadnie szczegółowe, choć pobudzające wyobraźnię. Jest kilka mdłych momentów, w których bohater zastanawia się nad swoim życiem, jego wspomnienia, a nawet seks „nieprofesjonalny”. Zdecydowaną większość książki zajmuje opis wykonywanej przez niego pracy, która oczywiście polega na sprzedawaniu nie tylko ciała, ale też złudzeń – najczęściej ma sprawić, by kobiety poczuły się piękne i pożądane, ale też symulować gwałt lub być uległym.
Całość wydaje się dosyć sztuczna i nierealna, choć ma sprawiać inne wrażenie. Mimo wszystko sądzę jednak, że książka ta może dostarczyć lepszej rozrywki niż romansidełka spod znaku „Pięćdziesięciu twarzy”.
Joanna
Tekst ukazał się w ramach konkursu Piszemy o seksualności, w którym można wygrać zestaw prezentowy Adore Me.