Dlaczego moje newslettery pełne są gwiazdek, cyfr i wykropkowań? Dlaczego nie używam słowa seks, tylko s**s, pisząc newsletter?
Czyżbym stała się nagle pruderyjna?
Nie. Po prostu chcę, żeby tego mejla nie zatrzymały filtry. Chcę, aby moja wiadomość doszła do osób zapisanych na listę. Tak samo, jak i treści publikowane na IG, YT czy TT, w których – aby dotrzeć do kogokolwiek – coraz bardziej muszę się gryźć w język i cenzurować.
I tutaj wspomnę z sentymentem rok 2010, kiedy założyłam ten portal internetowy (którego nazwę dziś też przychodzi mi wygwiazdkować) i publikując na nim treści edukacyjne, humorystyczne i kulturalne, ścigałam się ze stronami porno na frazy kluczowe. Co więcej – byłam na samej górze listy, generując ogromny ruch na portalu i dostając od Was mnóstwo wiadomości oraz artykułów do opublikowania, bo chcieliśmy rozmawiać o seksualności – na luzie, szczerze, tak jak się tego zazwyczaj nie robiło.
W tym roku szukałam firm, które zrobią mi pozycjonowanie i optymalizację portalu, ale spotkałam się z odmową, bo powiązanie się linkami z „takim portalem” byłoby dla nich katastrofą w tym ocenzurowanym i rządzonym przez big techy internecie.
W tzw. social mediach mam albo szadołbana (publikuję, ale prawie nikt tego nie widzi), albo już nie mam kont. Czasem znajduję takie kwiatki, jak, np. na TT, gdzie ostatnio widziałam swoje wideo, które zrobiło 200 tys. wyświetleń, ale TT usunął z niego dźwięk. Mnóstwo filmików mi zablokował, podobnie jak IG i YT (YT dał mi też ostrzeżenie – 3 ostrzeżenia i zamykają kanał). Co się nie podobało? To, że wrzucam zdjęcia rzeźb, zabytków kultury, używam słów powszechnie używanych na narządy płciowe itp. Same straszne rzeczy!
Tego samego doświadczają wszyscy z naszej branży. Rok po roku jest coraz gorzej. Jeszcze chyba w 2012 roku, gdy miałam FB, robiłam na nim kampanię reklamową dla firmy Lelo, sprzedającej zabawki dla dorosłych. 2 lata później, czyli w 2015 roku nie akceptowali mi nawet reklam warsztatów o miesiączce (pt. „Tajemnica kobiet: czego nie wiemy o okresie i PMSie). Tak, moje koleżanki i koledzy zamiast o seksie mówią i piszą o keksie, a komik Karol Modzelewski o „malowaniu pejzaży”.
Rozmawiamy o tym od lat. Pamiętam załamaną Karo Akabal, która prowadząc kurs edukacyjny online tuż przed rozpoczęciem sprzedaży usłyszała, że agencja nie może jej promować na FB i w tego typu miejscach. To było pewnie z 10 lat temu. Wartościowe konta znikają z IG, FB, usuwane lub ukrywane są kanały na YT, coraz trudniej wykopać coś w wyszukiwarce google… I cieszę się, że Natalia Waloch napisała artykuł o tym, jak z buta potraktowani jesteśmy wszyscy my, którzy mówimy i piszemy o zdrowiu kobiet i s**sualności. Możesz go przeczytać tu (WO).
Tak właśnie big techy „chronią nas” przed demoralizacją.
„Dla tych samych firm, które twierdzą, że nie mogą powstrzymać gróźb gw*łtu czy też używania słowa dziwka we wspisach i komentarzach, słowa takie jak endometrioza czy mięśniaki są zbyt s**sualne i zbyt polityczne” – podsumowała Emily Darlington, brytyjska polityczka, bo w Wielkiej Brytanii zwołano „okrągły stół, przy którym usiedli szefowie marek, naukowcy, twórcy treści internetowych” – lepiej późno niż wcale. Mam nadzieję, że ta sprawa coś zmieni.
Bo z najnowszych raportów wiemy, że już 7-latki mają dostęp do pxrn0, manosfera pierze mózgi naszym dzieciom, algorytmy nakręcają radykalizm, nienawiść do kobiet, homofobię i rzekomą „wojnę płci”, a ja nie mogę nigdzie zareklamować swojej książki, bo w tytule ma słowo „seksualne doświadczenia” i „nieprzystojne obrazki, które „łamią regulamin społeczności”.
W tym artykule P. Wieczorkiewicz pisze, co w „społecznościówkach” znajdują osoby, które szukają np. porad o relacjach damsko-męskich. Pisze tak:
„Wystarczy, że obejrzymy kilka sekund przypadkowej rolki na TikToku, Facebooku czy Instagramie, byśmy zostali uznani za potencjalnie zainteresowanych. (…) Mężczyźni i nastoletni chłopcy, szukając porad na temat samodoskonalenia ciała, coachingu mającego pomóc w odniesieniu życiowego sukcesu czy materiałów obiecujących pomoc w nawigowaniu relacji damsko-męskich, od razu trafią na redpillowych samców alfa, a jeśli nie, to zostaną im oni podrzuceni po paru kliknięciach.” (całość – Krytyka Polityczna)
Raport CensHERship pokazuje jasno, że aż 95 proc. ludzi zajmujących się zdrowiem kobiet zgłosiło cenzurę w serwisach społecznościowych. Tak jest: wiedza o zdrowiu i seksualności wg big techów stanowi zagrożenie, więc trzeba ją usunąć. Dobrze, że wciąż jeszcze mamy książki i filmy na kasetach wideo.
Co więcej, wiele osób, z którymi rozmawiam, szeroko otwiera oczy i nie dowierza, gdy o tym mówię… Jak to? Cenzura? W internecie? W XXI wieku? Nie mieszkamy w Chinach, a ja nie reklamuję niczego nielegalnego… Więc właśnie informuję. Tak, twarzą w twarz możemy sobie powiedzieć wszystko, ale np. matka i córka, które rozmawiały na mesyndżerze o przerwaniu ciąży miały sprawę w sądzie.
W ostatnim czasie meta usunęła około 200 kont, które informowały o przerywaniu ciąży. Wczoraj na YT słuchałam historyka opowiadającego o średniowieczu, który musiał wypikać co któreś zdanie, żeby YT nie uciął mu zasięgów. On też mówi „keks”.
Może to i pomysłowe, i śmieszne takie obchodzenie algorytmów, ale… szczerze, jestem tym zmęczona. Kiedy mówię o seksie ananym, chcę mówić o seksie analnym, a nie, jak radzi mi kolega o „miłości od tyłu” (tu opadły mi ręce). I zgadzam się z Natalią Waloch, że cofamy się do wczesnych lat 90. kiedy to na WF nie można było powiedzieć „nie ćwiczę, bo mam okres”, tylko trzeba było mówić „niedysponowana”. Coś, co miało dać nam więcej wolności i kontaktu – internet – aktualnie nas ogranicza i knebluje. Podczas spotkania autorskiego w bibliotece mogę pozwolić sobie na więcej swobody, niż nagrywając filmik na YT.
Nie po to zaczynałam książkę słowami „Jestem bezwstydna”, żeby teraz cenzurować każde słowo typu pen1s i £echt@czka. Więc liczę na to, że okrągły stół w Wielkiej Brytanii przyniesie zmiany odczuwalne też w Polsce. Trzymaj kciuki! Powiedz swoim znajomym, że największe platformy technologiczne (Meta, Google, TikTok, LinkedIn) systemowo ograniczają widoczność treści dotyczących zdrowia i seksualności kobiet, traktując je jako „wrażliwe” lub tabu, co prowadzi do realnych strat finansowych firm oraz twórców. Dyrektorka Hertility Health wskazuje, że ponad 40 proc. kampanii jej firmy zostało zablokowanych lub opóźnionych. Platformy penalizują m.in. używanie słów takich jak „menstruacja”, „endometrioza”, „libido” czy pokazywanie czerwonego płynu imitującego krew w reklamach podpasek (jak w przypadku Bodyform), wymagają oznaczeń 18+ dla treści o miesiączce i zakazują reklam koncentrujących się na przyjemności seksualnej kobiet (przypadek marki HANX). Złożono też skargę do Komisji Europejskiej, zarzucając platformom naruszanie unijnego aktu o usługach cyfrowych, podczas gdy same firmy zaprzeczają lub odpowiadają niejasnymi oświadczeniami.
Sama teraz, jeśli chcę do kogoś dotrzeć ze swoim przekazem, to mogę tylko wysłać znajomym esemesy (serio, robię to, bo jestem pod ścianą) albo niusletter i prosić o posłanie dalej – pocztą pantoflową, bo moje konta reklamowe są poblokowane, a reklamy (chociaż przez kilka lat wyprodukowałam ich multum: na IG, na YT, na TT) ciągle są odrzucane (lub ograniczone tak, że w ciągu roku mają 3 wyświetlenia). Więc chociaż działam w internecie, w którym mamy „zasięgi”, równie dobrze mogłabym działać na terenie mojego bloku, w którym są 4 piętra i 3 klatki schodowe, reklamując się sąsiadom, idąc z miską prania na strych.
Teraz też wzięłam dodruk książek i mogę powiedzieć „Hej, mam świetną książkę dla kobiet” tym, którzy już to 10 razy słyszeli. Za to Mentzen podbija TT a wszelkie algorytmy mu w tym pomagają, bo – jak się okazuje treści edukacyjne czy nie-szokujące – nie dają tak dobrze zarobić big techom jak te kontrowersyjne, kłamliwe, szkodliwe i nakręcające nienawiść. Gniew jest bardziej motywującą emocją do działania w internecie niż radość czy poczucie wspólnoty (zresztą, coraz trudniej o to poczucie wspólnoty, gdy konta zaczyna prowadzić AI i na filmikach widzimy nie ludzi, ale awatary, ale o tym innym razem).
I tyle mamy z demokratycznego internetu równych szans w 2025 roku.
Oby w 2026 było lepiej!
























Ta książka zmieni Twoje życie. Nie tylko seksualne

















