Gdy byłam mała, bardzo nie lubiłam himalaistów. Był przełom lat 80. i 90. XX wieku. Śmierć Wandy Rutkiewicz – pierwszej kobiety na K2 – i premiera filmu „Na krawędzi” podgrzewały atmosferę. Zdecydowanie nie lubiłam himalaistów i szczerze potępiałam ich górskie wyczyny, chociaż dla wielu Polaków byli chlubą narodową. Tak bardzo ich nie lubiłam, że kiedy głośno zrobiło się o tragicznej śmierci kolejnego z nich na Nanga Parbat w 2018 roku, postanowiłam głęboko zastanowić się nad moją starą niechęcią. Akurat byłam bardzo chora i niezdolna do pracy, obejrzałam więc na YT wszystkie filmy opowiadające o polskich himalaistach i himalaistkach, przeczytałam dziesiątki artykułów z Wikipedii, wywiadów, a także książki. M.in. książkę o Wojtku Kurtyce autorstwa Bernadette McDonald. Ta książka przez kolejne dwa lata stała na półce zupełnie nie ruszana, aż pojechała ze mną do wrocławskiej drukarni, gdzie miałam opowiedzieć, jak ma wyglądać oprawa „Uniesienia spódnicy”. Podobała mi się ta twarda, ale jednak lekka i sprężynująca okładka. Podobał mi się puchnący lakier na okładce. A gdy drukarz położył mi na jednej ręce próbny wydruk mojej książki a na drugiej właśnie „Kurtykę”, to okazało się, że „Kurtyka” chociaż w twardej okładce, to jednak lżejszy (chociaż o 50 stron cieńszy…).
Gdy tak siedzieliśmy przy stole w biurze i oglądaliśmy różne książki, doszło do mnie, jak ma wyglądać moja książka. Po pierwsze musiała mieć oprawę podobną jak „Kurtyka” – twardą okładkę (ale w nowym stylu, aby nie była cegłą), ładną wyklejkę, a do tego to, czego nie dodaje się do górskich książek. A więc np. złote litery (pomysł odrzucono po konsultacjach z grafikiem, który okładkę projektował), wstążeczkę-zakładkę (pomysł w realizacji!), brokatową wyklejkę (pomysł odrzuciłam, uznając, że jednak nie będziemy przeginać). Zastanawialiśmy się wszyscy razem, w jakim kolorze powinna być wyklejka, której okładka jest różowa. Ja uznałam, że różowa – pod kolor, Blanka Łyszkowska zaproponowała złotą, ale drukarz z drukarni KiD, uznał, że najlepsza dla tej książki będzie wyklejka podobna jak w książce o Kurtyce – czyli – cytuję „w kolorze krwi menstruacyjnej”. Od razu się porozumieliśmy w tej kwestii. A mnie przypomniał się taki stary żart, który z 10 lat temu znalazłam w internecie na temat kolorów ścian i automatycznych poprawek w słownikach na komórkach.

I tak sobie pomyślałam, że jeszcze te 10 lat temu to mógł być tylko żart, ale przy tej książce projektujemy wyklejkę w kolorze krwi menstruacyjnej, bo tak zasugerował drukarz i dlatego, że podobna jest w książce o himalaiście… i że podoba mi się ten nowy świat (no, to było na 2 tyg. przed kwarantanną).
Potem już tylko szukaliśmy po próbnikach odpowiedniego koloru papieru i możliwości, aby go zamówić. A książka o Wojtku Kurtyce została w drukarni na wzór. I przeleżała tam ze trzy tygodnie, będąc punktem odniesienia dla różnych naszych pomysłów. A dziś, aby się zrelaksować i oderwać myśli, poczytałam sobie z niej rozdział „Chiński Maharadża”. I tak sobie myślę, że Wojtek Kurtyka żyje w błogiej nieświadomości, nie wiedząc nawet, że ma wyklejkę w kolorze krwi menstruacyjnej.
