Poprzedni fragment tutaj.
Poczuł, jak jej oddech unosi się i opada, jak jej piersi przyciskają się do jego pleców, a jej miękka wilgoć ociera się o podstawę jego kręgosłupa. Pociągnęła go z powrotem na krzesło i owinęła nogi wokół jego ud. Nie widział, kim ona jest, i jeszcze inaczej podniecało go to.
– Oddychaj – szepnęła, a jej zęby delikatnie musnęły jego płatek ucha. Wziął głęboki wdech, dopasowując się do jej rytmu, i oddychali razem, wdech przyciskał ich bliżej, mocniej, a wydech dawał wystarczająco dużo miejsca, aby mógł lepiej przygotować wdech.
I miała rację – to było lepsze, głębsze, ta przyjemność była tysiąc razy silniejsza niż wszystko, czego kiedykolwiek doświadczył w pospiesznej rutynie pokoju zabaw. Potem poczuł, jak jej biodra kołyszą się za nim, kołyszą się i napierają. I zdał sobie sprawę, że sprawiała sobie przyjemność.
Czuł lekkie ruchy, jakby wargi jej wypukłości składały mu pocałunki u podstawy kręgosłupa, wywołując dreszcze na plecach. Chciał stanąć z nią twarzą w twarz, odwrócić się, wziąć ją i pomóc, ale ona była zaskakująco silna, trzymając go unieruchomionego i szepcząc tylko:
– Oddychaj! Oddychaj!
Jej oddech przyspieszył, a on podążył za nim. Oddychali razem, jednym oddechem, mocnym i szybkim, gdy muzyka przyspieszyła. Energia pulsowała w nim. Muzyka osiągnęła punkt kulminacyjny. Nie mógł się już powstrzymać i z wielkim, drżącym krzykiem poczuł, jak nasienie wytryska z jego kutasa, gdy ona wydała z siebie głęboki jęk i mocno, mocno przycisnęła się do jego pleców.
– Niech ten żołnierz cię zobaczy – błagał ją, gdy ich wspólny oddech ucichł. – Ja. Pozwól mi spojrzeć na ciebie.
– Naprawdę chcesz zobaczyć? – szepnęła.
– Tak!
Puściła jego ramiona i delikatnie odwróciła go twarzą do siebie. Spojrzał jej w oczy ze zdziwieniem, gdyż nie była to rudowłosa kapłanka, ale stara kobieta, którą widział na początku. Miała zmarszczki w kącikach oczu. Jej pełne piersi zwisały. Ale ponieważ wciąż płonęło w nim pożądanie, to w tej chwili była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział.
– Jestem Oszun, bogini miłości – powiedziała. – Jestem stara i głęboka jak rzeka.
Poczuł coś, czego nigdy wcześniej nie czuł: czułość, wdzięczność i cudowność. W życiu nie uczono go, jak to takie emocje wyrażać. Zrobił więc coś, co widział, jak Bird robił to Madrone. Pochylił się i pocałował ją lekko w czoło.
Przypomniał sobie teraz, że widząc ich, poczuł głęboko ukryty ból, z którego prawie nie zdawał sobie sprawy. Ale teraz wiedział, co to było, to tęsknota za posiadaniem krztyny tego, co mają prawdziwi ludzie.
– Dziękuję – szepnął.
Spojrzał jej w oczy i poczuł, jak unosi się w wodzie, płynąc w rzece, obmywany jej miłością. Poznała go głębiej niż ludzka istota, wiedziała o wszystkim, co zrobił, i wybaczyła mu. Więcej, dostrzegła w nim coś: możliwości i dary, o których istnieniu sam jeszcze nie wiedział.
Tego popołudnia zostawili go samego, aby wykąpał się w gorących basenach lub popływał w chłodnej wodzie na dziedzińcu.
– Odpocznij – powiedzieli. – Wpuść w siebie to, czego nauczyłeś się do tej pory. Jeśli chcesz porozmawiać, podejdź do tego okna, a przyjdzie do ciebie kapłanka. Jeśli chcesz zachować ciszę, to też dobrze. Jutro dostaniesz więcej zadań. To będzie wymagało od ciebie pracy i koncentracji.
Nie chciał rozmawiać. Nie mógł rozmawiać. Drzemał, pływał i znowu drzemał. Nie muszę stać się prawdziwy – pomyślał. – Jestem prawdziwy. Zawsze byłem. Próbowali zrobić ze mnie przedmiot, maszynę do zabijania. I byłem nią. Ale przez cały ten czas moje prawdziwe ja ukrywało się pod spodem.To nie inny mundur. Ten żołnierz — ja — zdjąłem stary, wyrzuciłem go. To jestem ja, moja prawdziwa skóra.
***
– Mów na to kwiat – powiedziała rudowłosa kapłanka.
Siedziała przed nim z szeroko rozsuniętymi nogami.
– A oto płatki kwiatu. A to jest klejnot ukryty w lotosie. A teraz pokażę ci różne sposoby gładzenia klejnotu. Najpierw będziesz oglądać, a potem będziemy ćwiczyć.
Cyt. za: Starhawk, City of refuge, San Francisco 2016, s. 69-70, tłumaczenie własne