Wręczył żonie uszytą przez siebie podpaskę i poprosił o szybką recenzję. – Zwariowałeś, musisz poczekać parę tygodni – odparła. I wtedy zrozumiał, skąd wzięła się nazwa „okres”.
Kiedy Arunachalam Muruganantham oglądał ulubiony serial, zobaczył, jak żona dyskretnie opuszcza salon, chowając coś za plecami. – Co tam masz, Shanthi? – zapytał, ale nie odpowiedziała. A był to kawałek brudnej szmatki, która służyła jej zamiast podpasek. Arunachalam był w szoku. Sam nie użyłby jej nawet do przetarcia motoru. – Dlaczego nie kupisz podpasek? – zapytał. – Albo one, albo mleko – odpowiedziała. – Na to i na to nie starczy.
Arunachalam wybrał się po podpaski do sklepu. – Miałem 29 lat i po raz pierwszy trzymałem w ręku podpaskę – opowiada dziś na konferencjach. – Wtedy doznałem olśnienia.
W 2014 roku „Times” uznał Murugananthama za jednego z najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Pisał: „W małym miasteczku na południu Indii empatia męża wobec żony dała początek rewolucji”.
Od szmatek
Oblicza się, że w Indiach żyje dziś około 350 mln miesiączkujących kobiet. Jednak tylko 12 proc. z nich używa podpasek i tamponów. Reszta radzi sobie tak, jak kiedyś radziły sobie nasze matki i babki, na przykład używając kawałków materiału wielorazowego użytku. Pół biedy, jeśli materiał jest regularnie prany i odkażany. W wielu społecznościach menstruacja to wciąż temat tabu. Dlatego kobiety wstydzą się suszyć materiał na widoku i robią to w ciemnych i zawilgoconych pomieszczeniach, co sprzyja rozwojowi bakterii i grzybów, mówi Chithra Jeyaram, reżyserka filmu dokumentalnego o Arunachalamie Murugananthamie „From Rags to Pads” (Od szmat do podpasek). Jako pochłaniacza krwi używa się liści, popiołu albo piasku.
Prowadzi to do wielu poważnych chorób. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia aż 27 proc. zgonów z powodu raka szyjki macicy ma miejsce w Indiach, a zachorowalność na niego jest tam dwa razy wyższa, niż wynosi światowa średnia. Częściowo odpowiadają za to infekcje, a co za tym idzie, osłabiona odporność układu rozrodczego – spowodowane zaniedbaniami higieny intymnej podczas menstruacji.
Nie jest to tylko problem Indii. Na przykład w Nigerii na podpaski nie może sobie pozwolić 65 proc. dziewczynek i kobiet. W wielu państwach Afryki i Azji ich paczka kosztuje więcej niż dzień pracy. Arunachalam Muruganantham nie zdawał sobie z tego wszystkiego sprawy. Chciał tylko pomóc Shanthi.
Jako człowiek z doświadczeniem w drobnym handlu i obeznany w cenach uprawianej w okolicy bawełny wykalkulował, że międzynarodowe koncerny sprzedają podpaski z kilkudziesięciokrotnym przebiciem. Postanowił je więc wyprodukować własnym sumptem. Na początku kombinował z bawełną, z której uprawy słynie jego rodzinny dystrykt Coimbatore.
Któregoś dnia wręczył Shanthi uszytą przez siebie podpaskę i zażądał natychmiastowej recenzji. – Chyba zwariowałeś, będziesz musiał poczekać parę tygodni – odparła. Zrozumiał wtedy dwie rzeczy: skąd wzięła się nazwa „okres” i że nie obejdzie się bez większej liczby testerek. W konserwatywnym miasteczku było to jednak nie lada wyzwaniem. Ale on nie należał do tych, którzy łatwo się zniechęcają. Miał w życiu pod górkę.
Bezczelny
Edukację zakończył w wieku 15 lat. Jego ojciec zginął w wypadku samochodowym, a on musiał na siebie zarabiać, bo matka z pracy na roli nie była w stanie go utrzymywać.
– Gdybym był wykształcony, może nie zaszedłbym daleko – mówi dziś. Już jako chłopak był przedsiębiorczy. Najpierw wpadł na pomysł, by sprzedawać jedzenie robotnikom z fabryki nieopodal jego domu. Potem zatrudnił się w warsztacie ślusarskim. Gdy znudziły go zwykłe bramy i kraty okienne, zaczął je ozdabiać. Szybko zyskał sławę wśród klientów i otworzył własny zakład.
Podobnie zdeterminowany był w sprawie podpasek. Po miesiącach starań udało mu się ustalić, z czego zrobione są podpaski sprzedawane w sklepach. – Nie wiedziałem, jak zdobyć tę informację od firm. To jakby zadzwonić do Coca-Coli i zapytać, jak robią swój napój.
Posłużył się metodą „na bezczela”. Z pomocą zaprzyjaźnionego nauczyciela – sam nie mówił wtedy po angielsku – zadzwonił do dużego koncernu kosmetycznego, podając się za właściciela młyna zainteresowanego sprzedażą bawełny i wejściem w biznes. Tak uzyskał informację, że wkład do podpasek robiony jest z celulozy drzewnej.
Celulozę zdobył bez problemu. Problemem było to, że nie miał na kim testować swoich wynalazków. Udziału w eksperymencie odmówiła nawet Shanthi, która stwierdziła, że jego podpaski są do kitu, bo przemakają. Zwrócił się więc do studentek pobliskiej szkoły medycznej. Z pomocą dyrekcji udało mu się je przekonać, żeby skorzystały z podpasek, a potem wypełniły ankietę. Jednak kiedy przyszedł po ankiety, zobaczył, jak trójka dziewcząt wypełnia kwestionariusze koleżanek.
Nie miał wyjścia. Wziął gumowy balon starej piłki, wypełnił ją kozią krwią, którą dostarczył mu kolega rzeźnik, i przyczepił do niego plastikową rurkę. Tak skonstruowaną „sztuczną macicę” przyczepił sobie do pasa i schował pod koszulą. Regularnie – kiedy chodził, jeździł na motorze albo oglądał telewizję – pompował z niej krew, która ściekała przez rurkę do podpaski. Zdesperowany Arunachalam zaczął bowiem sam używać swoich wkładek.
– Czułem się jak Armstrong na Księżycu albo Tenzing i Hillary na Evereście. Ja, Arunachalam Muruganantham, byłem pierwszym mężczyzną na ziemi, który nosi podpaski. Stałem się kobietą.
Wyklęty za podpaski
Okres może pokrzyżować plany na wieczór. Jest jednak sporo miejsc na świecie, gdzie może też pokrzyżować plany na życie.
Dla wielu dziewczynek w Azji czy Afryce pierwsza
miesiączka to początek problemów w szkole. Często zaczynają z jej powodu tracić kilka dni nauki w miesiącu – brak zabezpieczeń, a często także łazienek (według niedawnego raportu Światowej Organizacji Zdrowia bez dostępu do WC żyje dwa i pół miliarda ludzi na świecie) sprawia, że zostają w te dni w domu. Niektóre przestają sobie radzić w nauce i wypadają ze szkolnego systemu. Dla rodziców innych pierwsza miesiączka to sygnał, że są już gotowe, by wydać je za mąż.
Biorąc się do produkcji tanich podpasek, Arunachalam dotknął więc czubka góry lodowej. Choć w pewnym momencie jego życie zaczęło bardziej przypominać zderzenie z lodowcem.
Żona go porzuciła zmęczona eksperymentami, które pochłaniały coraz więcej czasu i pieniędzy. Na dodatek po wsi zaczęły krążyć plotki, że podpaski to tylko pretekst, by zbliżyć się do innych kobiet, i że jej mąż jest zwyczajnym zboczeńcem. – To ironia Boga – mówił potem. – Chciałem pomóc żonie, a ona mnie z tego powodu zostawiła.
Do podobnego wniosku doszła niedługo potem jego matka, która zaskoczyła go kiedyś w warsztacie. Była przekonana, że Arunachalam skubie właśnie kurczaka na wspólny obiad. Z przerażeniem odkryła, że syn nie zajmuje się kurczęciem, ale babrze się w masie zużytych podpasek. – Zaczęła szlochać i rozpaczać, że opętał mnie demon – wspominał Arunachalam. Ona także zerwała z nim kontakt.
To, co robił Arunachalam, zaczęło też budzić podejrzenia mieszkańców jego wioski. – Prałem zabrudzone krwią ubrania w źródle – opowiadał. – Wszyscy myśleli, że mam chorobę weneryczną albo że opętały mnie złe duchy. Żeby je wypędzić, grupa sąsiadów zamierzała powiesić mnie na drzewie do góry nogami. Udało mi się tego uniknąć tylko dlatego, że zgodziłem się opuścić wieś.
Powrót do łask
Po pięciu latach, odkąd po raz pierwszy otworzył paczkę podpasek, udało mu się stworzyć model prostej i wykonanej częściowo z drewna maszyny produkującej higieniczne wkładki. Kosztowała 7,5-8 tys. rupii, czyli około 4,5 tys. zł. Dziś maszyna według modelu Arunachalama działa w 1,5 tys. indyjskich wiosek i miasteczek, a on chce rozwijać działalność w innych krajach Azji i Afryki.
Na maszynie – bardzo prostej w obsłudze – można wyprodukować od kilkuset do tysiąca podpasek dziennie. Odkąd około dziesięciu lat temu wprowadził ją na rynek, w indyjskich małych sklepikach zaroiło się od produkowanych lokalnie podpasek stanowiących tańszą alternatywę dla produktów dużych koncernów.
Arunachalam z wioskowego banity stał się jednym z najbardziej znanych społecznych przedsiębiorców w Indiach – „królem podpasek”, dającym wykłady na całym świecie, opisywanym w największych mediach, zbierającym prestiżowe nagrody.
Kiedy skonstruował swoją maszynę, postanowił, że skoro nie może posłużyć jego żonie, niech zrobi z niej użytek jak największa liczba kobiet. Takich jak jego matka, która po tragicznej śmierci ojca ledwo była w stanie się utrzymać z uprawy roli. Postanowił im pomóc, i to nie tylko w kwestii zaopatrzenia w środki higieniczne.
Zaczął od konserwatywnego i biednego stanu Bihar na północy. „Jeśli tu się uda, uda się wszędzie” – powiedział sobie. Na początku budził nieufność. Nie do pomyślenia było, że tak bez skrępowania mówi o menstruacji. Niektóre z jego rozmówczyń zasłaniały twarze. Często musiał prosić o pozwolenie na rozmowę ich mężów, ojców lub braci.
To, co proponował, brzmiało sensownie i działa do dziś. Grupa kobiet kupuje maszynę – zwykle za mikrokredyt. Jej obsługa, pakowanie i sprzedaż podpasek daje około dziesięciu stanowisk pracy. Producentki same dystrybuują swój produkt, przy okazji służąc jako edukatorki od higieny. Ich miesięczne zarobki to równowartość 170-360 zł. Dla porównania dniówka najemnego rolnika wynosi od 2 do 5 zł. – Nie stworzyłem miejsc pracy dla kobiet, które chcą zarobić na nowe audi – mówi Arunachalam. – Ta praca pozwala zaspokoić najbardziej podstawowe potrzeby.
Każda z takich grup to niezależna spółdzielnia lub fabryczka, która sama decyduje o nazwie, opakowaniu i zasadach działania. Biznes Arunachalama opiera się tylko na sprzedaży maszyn. Te są celowo na tyle proste w obsłudze, by w razie awarii mogły je naprawić same użytkowniczki, przeszkolone na początku przez ojca podpaskowej rewolucji.
– Duży biznes jest jak moskit wysysający krew – mówi. – Ja wolę motyle. One piją miód z kwiatów, nie uszkadzając ich.
Tabu
Oprócz tego prowadzi kampanię społeczną na rzecz świadomej higieny i przełamywania menstruacyjnego tabu.
Mężczyznom siedzącym na sali podczas jego wykładów często zadaje pytanie: – Czy trzymaliście kiedyś podpaskę? Nie? Nie martwcie się, ja też nie, dopóki nie skończyłem 29 lat i nie zechciałem pomóc swojej nowo poślubionej żonie.
Tabu zresztą ma się dobrze także na Zachodzie. Wystarczy przypomnieć sobie sterylne reklamy podpasek i tamponów, w których krew zastępuje niebieski płyn, albo skandal, jaki towarzyszył kampanii American Apparel – młodziutkie modelki łączyło jedno: majtki lub nogi pobrudzone krwią. Albo ten, który wybuchł rok temu w Legnicy, gdy podczas festiwalu Srebro jeden z artystów zestawił ze sobą wizerunki Madonny ze zdjęciem kobiety w zakrwawionej bieliźnie.
Brytyjski „Observer” opublikował niedawno felieton jednej ze swoich dziennikarek Hannah Betts, która napisała, że z przyjaciółmi może rozmawiać o wszystkim, od szczegółów życia seksualnego po politykę, operacje prostaty i laserową korektę
warg sromowych, ale gdy tylko pojawi się temat okresu, z niesmakiem przywołują ją do porządku.
Na to, że pole „normalnych” opowieści o menstruacji jest niezagospodarowane, wskazuje sukces amerykańskiej reklamy zestawów na czas menstruacji Camp Gyno firmy Hello Flo, w której dziewczynka, która dostała pierwszą miesiączkę, staje się gwiazdą obozu letniego i autorytetem dla jeszcze niemiesiączkujących koleżanek.
W Wielkiej Brytanii i USA furorę zrobiły „Adventures in Menstruating” – internetowy magazyn i stand-upy robione przez satyryczkę i pisarkę Chellę Quint, w których, używając sarkastycznego humoru, mierzyła się z miesiączkowym tabu. W Polsce podobną inicjatywę podjął serwis Miesiaczka.com, w którym kobiety mogły dzielić się opowieściami o swoim doświadczaniu cyklu. Tymczasem w Indiach trwa dziś coś w rodzaju podpaskowej rewolucji. Działa tam coraz więcej mikrofirm i start-upów produkujących tanie podpaski.
Powstały firmy produkujące je nie z celulozy, ale odpadków, np. z włókna bananowego czy bambusowego.
Problem dostrzegł też rząd. Prowadzi programy edukacyjne w szkołach i dofinansowuje zakup podpasek dla nastolatek. Arunachalam był jednak pierwszy.
W opowiadającym jego historię filmie dokumentalnym „Menstrual Man” w reżyserii Amita Virmaniego grupa kobiet z Fidżi przyjeżdża do Indii podglądać, jak działa podpaskowa spółdzielnia. Podobne niezależne inicjatywy powstały już w Kenii, Ugandzie, Rwandzie.
– Na początku chciałem stworzyć 10 tys. miejsc pracy dla kobiet w Indiach – mówi Arunachalam. – Teraz moje marzenia są większe: niech to będzie 10 mln. Stwórzmy światowy ruch produkcji tanich podpasek. Wszystkie rozwijające się kraje mają przecież ten sam problem.
Mimo rozgłosu żyje raczej skromnie. Dorobił się jeepa, którym jeździ po górzystych wioskach, mieszka w wygodnym mieszkaniu. To niedużo, ale twierdzi, że tyle mu wystarczy. Kiedy zbudował maszynę, wróciła do niego żona. Mają córkę. Mówi, że jest szczęśliwy. – Szkolny wyrzutek dostrzegł społeczny problem i zrobił, co mógł – mówił w swoim wystąpieniu na TED w Bangalurze. – Superwykształceni, a co wy zrobicie dla społeczeństwa?
autor: Aleksandra Lipczak