Korespondentka wojenna Christina Lamb w wywiadzie z Aliną Nowobilską (poniżej) powiedziała, że w ostatnich latach pracy widziała więcej brutalnych gwałtów wojennych niż wcześniej. Dlatego postanowiła przebadać sprawę i napisać książkę. Pisze w niej m.in. o tym, że prawie nikt nie rozlicza sprawców ani dowódców z ich użycia.
Fragment książki Christiny Lamb: „Nasze ciała, ich pole bitwy”, s. 21-23, tł. Agnieszka Sobolweska:
„Słuchałam kobiet opowiadających historie, które nie mieściły się w głowie, starałam się je wiernie zrelacjonować czytelnikom mojej gazety, wkładając w to całe serce, i wciąż zadawałam sobie pytanie: „Jak to możliwe, że to się ciągle dzieje?”.
Intymny charakter gwałtu oznacza, że wiele przypadków pozostaje niezgłoszonych, tym bardziej w strefach konfliktu, gdzie łatwo o odwet i stygmatyzację, a trudno o dowody. To nie zabójstwo, tutaj nie ma zwłok, więc podanie konkretnych liczb jest trudne. Nawet jednak w przypadkach, o których wiemy, bo odważne kobiety zdecydowały się opowiedzieć o swojej gehennie, rzadko podejmuje się jakieś działania. Niemal jakby gwałt był bagatelizowany i uznawany za dopuszczalny, jeśli zdarza się na wojnie, zwłaszcza w dalekich krajach. Albo jakbyśmy nie chcieli wiedzieć.
Czasami po postawieniu ostatniej kropki i wysłaniu tekstu dostawałam odpowiedź od redakcji, że materiał jest zbyt szokujący dla czytelników. Bywało, że publikowano go z ostrzeżeniem: „Uwaga, drastyczne treści”.
Ku mojemu zdumieniu pierwszy raz sądzono gwałt jako zbrodnię wojenną dopiero w 1998 roku. A przecież chyba gwałt podczas wojny był nielegalny od wieków?
Najdawniejszy taki proces, o którym wzmianki udało mi się znaleźć, odbył się w niemieckim mieście Breisach w 1474 roku. Peter von Hagenbach, rycerz w służbie księcia Burgundii, został skazany za złamanie „praw boskich i ludzkich” – pięcioletnie rządy terroru w dolinie górnego Renu, w czasie których gwałcił i mordował cywilów. Twierdził, że „tylko wykonywał rozkazy”, ale obronę tę odrzucono i wykonano o egzekucję. Niektórzy historycy uważają powołaną przez arcyksięcia Austrii, złożoną z dwudziestu ośmiu mężczyzn komisję, przed którą stanął von Hagenbach, za pierwszy w dziejach międzynarodowy trybunał karny. Inni przekonują, że nie chodziło tu o gwałty wojenne, bo nie trwał wtedy żaden konflikt.
W jednej z pierwszych szeroko zakrojonych prób skodyfikowania praw wojny zanegowano pokutujący od dawna pogląd, że gwałt jest nieuchronną konsekwencją działań zbrojnych. Rozkaz generalny nr 1oo, zwany też Kodeksem Liebera, wydany przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Abrahama Lincolna w 1863 roku i dotyczący zachowania żołnierzy Unii w czasie wojny secesyjnej, surowo zabraniał gwałtu „pod karą śmierci”.
W 1919 roku, w reakcji na potworności pierwszej wojny światowej, między innymi masakrę setek tysięcy Ormian dokonaną przez Turkowi utworzono komitet do spraw odpowiedzialności, tak zwany Komitet Piętnastu. Gwałt i przymusowa prostytucja znalazły się wysoko na liście trzydziestu dwóch zbrodni wojennych.
Nie powstrzymało to jednak gwałtów podczas drugiej wojny światowej. Oburzenie makabrą tej wojny, w której o gwałty oskarżano wszystkie strony konfliktu, doprowadziło zwycięzców do utworzenia pierwszych międzynarodowych trybunałów w Norymberdze i Tokio, mających sądzić zbrodnie wojenne.
Nie odbył się jednak ani jeden proces w sprawie przemocy seksualnej.
Nie było nawet przeprosin Zamiast tego milczenie. Milczenie w sprawie niewolnictwa seksualnego „pocieszycielek. „W sprawie tysięcy Niemek zgwałconych przez żołnierzy Stalina, o czym nie było nawet wzmianki w moich szkolnych podręcznikach do historii. Milczano także w Hiszpanii, gdzie falangiści generała Franco gwałcili kobiety i wypalali im piętna na piersiach. Taka reakcja zbyt długo była normą.
Gwałty wojenne spotykały się z cichym przyzwoleniem, dokonywano ich bezkarnie, a przywódcy wojskowi i polityczni je lekceważyli, jakby były dopiskiem na marginesie. Albo zaprzeczano, że w ogóle do nich doszło.
Artykuł 27 IV konwencji genewskiej, przyjętej w 1949 roku, stanowi w drugim akapicie: „Kobiety będą specjalnie chronione przed wszelkimi zamachami na ich cześć, zwłaszcza przed gwałceniem, zmuszaniem do prostytucji i wszelką obrazą wstydliwości”. Przez dziesięciolecia była to najbardziej niedostrzegana zbrodnia wojenna. W sercu Europy musiały zacząć znów powstawać obozy gwałtu, żeby problem przyciągnął uwagę międzynarodowej opinii publicznej.
Podobnie jak wiele innych osób o przemocy seksualnej w konfliktach zbrojnych po raz pierwszy usłyszałam w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, podczas wojny w Bośni. Oburzenie, które wybuchło, sugerowało koniec istniejącego wcześniej cichego przyzwolenia. W 1998 roku, tym samym, w którym zapadł pierwszy wyrok skazujący, gwałt jako zbrodnia wojenna został zapisany w Statucie Rzymskim, ustanawiającym Międzynarodowy Trybunał Karny.
Dziewiętnastego czerwca 2008 roku Rada Bezpieczeństwa ONZ jednogłośnie przyjęła rezolucję 1820 w sprawie przemocy seksualnej konfliktach zbrojnych, głoszącą, że „gwałt i inne formy przemocy na tle seksualnym mogą stanowić zbrodnię wojenną, zbrodnię przeciwko ludzkości lub konstytutywny element ludobójstwa”. Rok później powstał urząd specjalnej przedstawicielki sekretarza generalnego ONZ do spraw przemocy seksualnej w konfliktach zbrojnych.
Jednak w ciągu dwudziestu jeden lat istnienia Międzynarodowy Trybunał Karny nie skazał ani jednego oskarżonego o gwałt wojenny. Jedyny wyrok skazujący został obalony po apelacji.
Wpisanie tych zbrodni do aktów prawnych to dobry początek, wyraźnie jednak nie daje gwarancji egzekwowania tych zapisów ani nawet porządnego dochodzenia. Ze względu na samą swoją naturę zbrodnie seksualne często nie mają świadków, brak też bezpośrednich rozkazów na piśmie, więc niełatwo cokolwiek udowodnić, a ofiarom trudno nawet przyznać, co zaszło. Nie pomaga też fakt, że dochodzenie często prowadzą mężczyźni, którzy nie zawsze mają wprawę w przesłuchiwaniu pokrzywdzonych w tak delikatnych sprawach. Stanowiska decyzyjne zajmują prokuratorzy lub sędziowie – na ogół mężczyźni – którzy nie traktują przemocy seksualnej priorytetowo, za najważniejsze sprawy uznając masowe egzekucje, a czasem nawet sugerują, że kobiety „same się prosiły”. Niestety uznanie przez społeczność międzynarodową, że przemoc seksualną często stosuje się jako celową strategię wojskową, za co można sprawców ścigać sądownie, w wielu miejscach na świecie niczego nie zmieniło.”
U góry: obraz Porwanie Sabinek Pietro da Cortony z 1629 roku przedstawiający legendarne początki Rzymu: podstępem zwabione kobiety ludu Sabinów porwane, siłą wydane za mąż, gwałcone, zamienione w niewolnice seksualne.