„Prawdziwe kobiety” nie tylko wolą erotykę i nigdy nie oglądają 5 minut filmiku porno w internecie, aby potem szybko zrobić sobie dobrze; „prawdziwe kobiety” idą dalej – one nigdy się nie masturbują. A te „najprawdziwsze” w ogóle nie uprawiają seksu. I teraz już bardzo łatwo nam zrozumieć, dlaczego porno nie jest dla kobiet.
W świecie genderowych podziałów – dziewczynki na różowo, chłopcy na niebiesko – nawet to, co lubimy w seksie, a co jest przecież sprawą wielce indywidualną, zostało rozpisane na role. Zakłada się więc, że jeśli masz penisa, pewnie lubisz „ostre porno”, najbardziej podniecające dla Ciebie są sceny gwałtów wszelkiej maści lub też lesbijki, a gdy Twoja dziewczyna proponuje Ci obejrzenie filmu – jakżeby inaczej – erotycznego – od razu musisz powstrzymywać ziewanie; jeśli natomiast masz cipkę, musisz się krzywić na sam dźwięk słowa „pornografia”, bez względu na to, czy mowa o literaturze, filmie czy obrazkach.
Dlaczego dziewczyny „wolą erotykę”?
Dziewczyny i kobiety „wolą erotykę”, ponieważ tak im każe kultura. Wiele z nas wychowanych w schemacie „dziewczynkom nie wypada”, „fuj, to obrzydliwe”, często woli erotykę, bo tylko ją zna. Chłopcy i faceci mają o wiele większe przyzwolenie społeczne na to, aby eksperymentować ze swoimi upodobaniami dotyczącymi pornografii i erotyki w każdej jej formie. Kto w latach 80. i 90. oglądał podkradane tacie filmy VHS? Kto wyciągał spod łóżka świerszczyki? Kto się przechwala kolegom, czego to nie widział ostatnio w internecie? Chłopcy oraz mężczyźni zazwyczaj mają większe pojęcie o pornografii, bo: nie jest „niemęskie” z nią obcować, nie jest „niemęskie” interesować się seksem („gołymi babami”), nie są przyuczani, że pornografia to ta dziedzina, która pokazuje upodlenie mężczyzn, przemoc wobec mężczyzn, która odziera mężczyzn z godności i szacunku, więc zachwycanie się nią albo jakiekolwiek zainteresowanie jest wbrew interesom własnej płci.
A co słyszą dziewczyny? Że „tymi sprawami” interesować się mogą tylko chłopcy, że kobiet to nie bawi, nie podnieca, że cała pornografia jest odrażająca, nudna, głupia, niepotrzebna, antykobieca, antyhumanistyczna, niefeministyczna i że jeśli bawi Cię oglądanie tego, jak pięciu facetów gwałci kobietę, która wciąż bez przekonania powtarza: nie, panowie, nie róbcie tego, robiąc przerwy na kolejne orgazmy, to… musi być coś z Tobą, dziewczyno, nie tak.
Tak więc wiele z nas „woli erotykę”, bo sięgnięcie po „Sagę o Ludziach Lodu”, „Pamiętniki Fanny Hill” czy „Nagi instynkt” po pierwsze nie jest piętnowane, po drugie bardzo często jest aprobowane, po trzecie jest łatwe, no i nie odziera Cię z kobiecości, zdrowego rozsądku, nie robi z Ciebie „faceta”, ani „zboczonej dziewuchy”. Świat Ci na to pozwala, więc sama sobie na to pozwalasz.
Dziewczyńskie dylematy kontra podniecające porno
Jeśli zaś jesteś dziewczyną, która od filmów typu „Emanuelle” woli sceny fistingu, zadowalające się analnie i waginalnie lesbijki odziane w skóry i lateks czy też jedną kobietę otaczaną przez tłum mężczyzn, z których każdy zajmuje się penetrowaniem innej części jej ciała – możesz mieć kilka dylematów. Jeden: czy jestem normalna, czy może coś jest ze mną nie tak, skoro to takie „niekobiece” i ohydne, a ja chcę oglądać dalej? Drugi: czy przyznać się przed sobą, że robię to dla przyjemności, czy nadal tylko po to, aby np. „zobaczyć, jak okropne sceny podniecają mojego faceta”? Trzeci: czy mogę zaakceptować siebie taką? Kolejny: czy ktoś może się o tym dowiedzieć?
Kiedy dochodzimy do pytania – czy ktoś może poznać prawdę o mnie? – powracamy do kwestii genderowych. Zakładam, że chodzi po tej ziemi chociaż kilku mężczyzn, którzy woleliby „Emanuelle” od „Analnych nastolatek vol. 68”, ale, chcąc uchodzić za macho, się nie ujawnią ze swoimi upodobaniami. Jestem też całkowicie przekonana o tym, że wiele kobiet nie piśnie słówka o tym, że nie tylko czytają, oglądają, ale lubią pornografię. Ba – erotykę nawet. Skoro niektóre kobiety nadal zastanawiają się nad tym, czy aby na pewno mogą nosić prezerwatywę w torebce i użyć jej w sytuacji, gdy stanie się potrzebna, bo przecież – koniec końców – wyjdą na dziwki (a chodzi przecież o sytuację, w której chronią się przez chorobą weneryczną i/lub niechcianą ciążą), to czy naprawdę wiele z nas ma odwagę zakomunikować: lubię porno? O wiele łatwiej jest powiedzieć: wolę erotykę. To uchroni przed uzyskaniem etykietki puszczalskiej dziwki (niekoniecznie w oczach tej drugiej osoby, bardzo często – we własnych).
Pornografia alternatywna a gender
Pod koniec XX wieku na rynku erotycznym pojawiła się tzw. pornografia dla kobiet. Najczęściej robiona jest przez kobiety z myślą o kobietach i parach. Rozlegle opisał ją Antoni Ruszkowski w artykule 7 różnic między „porno dla kobiet” a klasyczną pornografią. Cudzysłów w tytule artykułu postawił z rozmysłem, gdyż chodziło mu nie tyle o pornografię dla kobiet, ale o tę, która – zakładamy – spodoba się kobietom. Na tej samej zasadzie, na której kobiety „wolą” szpilki od glanów, różowy od niebieskiego i wanilię od BDSM.
Niestety, do gatunku już przylgnęło określenie „porno dla kobiet”. Niektóre kobiece artystki produkujące takie „porno dla kobiet” ukuły wręcz 10 przykazań (no, może mniej) dobrego porno, które powinno spodobać się kobietom. Są to m.in. (cytuję):
– akcja – musi być zachowana ciągłość narracji, nie do przyjęcia jest seks wyrwany z kontekstu, chyba że jest to jedna z fantazji bohaterów filmu;
– erotyzm zamiast „ginekologicznej“ pornografii – przyjemność i pragnienia seksualne kobiety są punktem wyjścia, nacisk kładzie się na relację: bliskość, namiętność i zmysłowość;
– pozytywny stosunek do ciała, przy czym ciało mężczyzny też ma być równowartościowym obiektem erotycznym;
– zakaz obrazów presji i przymusu, m.in. unikanie scen z fellatio z ciągnięciem za włosy i wytryskiem nasienia na twarz kobiety (cum shot). (cyt. za artykułem Ewy Tomaszewicz Porno dla kobiet).
Jest cała rzesza kobiet, których film zrobiony według tych zasad nie podnieci, tylko znudzi.Zakładam, że jest też wielu mężczyzn, którym być może się spodoba. Jednak rozbudowana linia fabularna i brak „ginekologicznych” zbliżeń zostały zaklasyfikowane według genderów. Dokonał się więc w pornografii podział nie na zasadzie: każdemu według potrzeb, tylko kobietom romantycznie i erotycznie, a mężczyznom cała reszta jak leci. Oni to gustu nie mają, im się wszystko spodoba, byle tylko „bez sentymentów”.
Po dokonaniu tej zaawansowanej segregacji kobiety już wiedzą, co się im może ma podobać.Owszem, „porno dla kobiet” może się spodobać wielu kobietom. I mężczyznom. Ale to nie znaczy, że wszystkim.
A może ja tego chcę?
Ograniczenia kulturowe są jednak bardzo mocne. Skoro cenzurujemy fantazje seksualne, jak mamy nie cenzurować filmów porno, które chcemy zobaczyć? Wiele osób uważa też, że z pornografią to jest tak, jak z życiem – jeśli coś Cię podnieca, to znaczy, że chcesz to zrobić. Jeśli podnieca Cię porno SM, w którym więcej krępowania, bicia i polewania po sutkach gorącym woskiem – to może obawiasz się, że jeśli komuś o tym powiesz, obligatoryjnie powinnaś spróbować? Że jeśli lubisz lesbijskie porno, to znaczy, że sama jesteś ukrytą lesbijką? Ale czy jeśli podnieca Cię gejowskie porno, to znaczy, że jesteś ukrytym gejem? A przecież trudno, żeby kobieta była gejem. 🙂 Niektóre lesbijki mogą się obawiać, że podniecające je sceny heteryckiego porno lub sceny, w których dwie kobiety „udają heteryków, bo robią to ze straponem”, świadczą o ich ukrytej biseksualnosci itd. Baardzo poważnie podchodzimy do literackiego czy też filmowego zapisu fantazji seksualnych, bo przecież tym jest pornografia – w żadnym razie ani filmem dokumentalnym, ani też instruktażowym. Przecież bez skrępowania czytamy książki i oglądamy filmy o kosmitach, smokach, księżniczkach, policjantach i złodziejach a nawet zakochanych ograch – i nikt z nas się nie obawia, że po kolejnej „Szklanej pułapce” zostanie terrorystą. Od oglądania hentai, w którym zmutowane drzewo gwałci kilkanaście nastolatek – ani nie staniemy się drzewem, ani nie wyrosną nam podobne macki.
Wiele osób na dzień dobry przyporządkuje konkretne książki czy filmy do konkretnych płci. Zazwyczaj każde dzieło znajdzie tylko jednego „słusznego” odbiorę. Wytryski na twarz, ciągnięcie za włosy, cała ta „upadlająca kobietę pornografia” może spodobać się tylko mężczyznom. Jeśli podoba się kobietom, nie są one „prawdziwymi” kobietami. „Prawdziwe kobiety” nie tylko wolą erotykę i nigdy nie oglądają 5 minut filmiku porno w internecie, aby potem szybko zrobić sobie dobrze; „prawdziwe kobiety” idą dalej – one nigdy się nie masturbują. A te „najprawdziwsze” w ogóle nie uprawiają seksu. I teraz już bardzo łatwo nam zrozumieć, dlaczego porno nie jest dla kobiet.