Jest mały, biały (właściwie to w kolorze kości słoniowej), kanelowany do 2/3 wysokości niczym kolumna w porządku jońskim. Działa na jedną baterię-paluszek. Kosztował 20zł i ta cena to jedna z jego niewielu zalet. W połączeniu z faktem, że plastik może być bardzo niedobry dla zdrowia – nie polecam Wam go do długotrwałego użytku.
Pierwszy raz taki wibrator zobaczyłam w filmie Gdyby ściany mogły mówić (część o lesbijkach), którego akcja rozgrywała się w latach 70. Niby nic, a coś w nim było… Może to skojarzenie z tym filmem sprawiło, że gdy kiedyś zobaczyłam, w jak banalnej cenie można kupić coś podobnego – kupiłam. W sklepach internetowych taki wibrator kupicie za 10-12 złotych. Ja go kupiłam w realnym sex shopie, w którym kosztował 20zł, więc nie mogę się skarżyć na to, że był baaardzo drogi.
Oczywiście mój wibrator został mi sprzedany już jako wibrator łechtaczkowy, a nie aparat do masażu ciała, ale formę ma indetyczną (tylko kolor inny i wielkość nie ta:).
Co mogę o nim powiedzieć?
Nie poraża pięknym wyglądem. Nie ma 10 trybów wibracji. Czasem sam podstępnie rozładowuje baterię. Ale działa. Dla kogoś, kto chce sobie kupić wibrator, by zobaczyć, co to w ogóle jest, wydanie 10-20zł nie będzie wielkim obciążeniem, a ten mały gadżecik może dostarczyć trochę przyjemności. Duża wada: jest wykonany z plastiku*, czyli tak naprawdę nie wiadomo czego. Całkiem prawdopodobne, a nawet pewne jest, że w jego składzie są ftalany – toksyczne związki, których UE zabroniła jako składnika zabawek dla dzieci. Fakt jest taki, że ftalany są we wszystkim: w folii do pakowania żywności, kosmetykach i wielu innych produktach codziennego użytku, ale to nie znaczy, że musimy truć nimi nasze części intymne.
Jako mały wibrator do łechtaczki sprawdza się całkiem nieźle. Wibracje są słabsze niż w wibratorach z górnej półki. Na pewno końcówka, która zrobiona jest w taki niewielki „szpic”, słabiej przylega do łechtaczki, niż np. wyprofilowana końcówka Gigi (która pierwotne swoje zastosowanie ma do stymulacji strefy G), więc mniejsza część ciała jest w bezpośrednim kontakcie z wibracjami. To, że jest śliski (plastikowy) moim zdaniem przemawia na jego korzyść, dobrze się „prowadzi” po ciele, nie potrzeba wiele lubrykantu. Natomiast to, jak jest zbudowany (fakt, że nie ma żadnego uchwytu, wyprofilowanej końcówki do trzymania) w połączeniu z tą śliskością sprawia, że łatwo się wyślizguje z ręki. Szczególnie, jeśli ręce mamy mokre.
Ma jeden regulowany tryb wibracji. Do regulacji służy pokrętełko, które jest na jego samym dole. Wibracje można ustawić w tym jednym trybie na 3 różne moce (przy czym ta najmocniejsza wibracja jest słabsza, niż najmocniejsze wibracje wibratorów takich jak Lelo czy Fun Factory). Nie ma żadnej opcji pulsacji, fali itp. – jak to często bywa przy innych wibratorach, która czasem mają 4-8 trybów wibrowania albo i więcej. Niedogodne jest to, że dość trudno te wibracje regulować, gdy używasz wibratora. Więc raczej trzeba na chwilę przestać, przekręcić i znów robić, co robiłaś. Kolejna rzecz – pokrętełko ma jakieś 2 milimetry wysokości (mierząc od dołu) i łatwo zamiast zmienić wibracje, po prostu odkręcić tę część, w której mieści się bateria. Na najmocniejszych wibracjach jest zdecydowanie głośniejszy niż wibratory z wyższej półki. Zaś słabe wibracje przenoszą się na nim o wiele gorzej.
Przy okazji – to pokrętełko samo z siebie lubi się przekręcać. Wam się będzie wydawało, że wibrator jest wyłączony, bo nie wydaje żadnych drgań, a tymczasem bateria po cichutku się wyładowuje. Wiem, bo zdarzyło się to i mi, i koleżance – sięgamy po wibrator, a tu – nie działa! Dopiero potem się okazało, że to tylko rozładowana bateria.
Wibrator jest łechtaczkowy. Naprawdę łechtaczkowy, co znaczy, że do penetracji to się raczej nie bardzo nadaje (chyba że wasze waginy tolerują tylko niewielkie obiekty).
W żaden sposób nie pachnie; plastik, z którego został wykonany mój model, nie wydziela żadnego nieprzyjemnego zapachu (jak to jest w przypadku wibratorów typu jelly).
Brak mu ładnego opakowania i etui do przechowywania, co sprawia, że przed każdym użyciem od nowa trzeba go myć, a to nie ułatwia używania go akurat wtedy, gdy najdzie nas na to fantazja. No, chyba że same mu sprawimy jakiś woreczek, w którym będziemy go trzymać.
Plusy: cena, neutralny zapach, dla niektórych również 'old schoolowy look’ (tak wyglądały tzw. aparaty do masażu ciała z lat 70.) Może być rozwiązaniem dla głodnej wrażeń dziewczyny, która nie może sobie pozwolić na wydatek większy niż 10-20 zł, a bardzo by chciała mieć wibrator.
Minusy: materiał, z którego został wykonany – plastik, a nie silikon medyczny – nie wiadomo, jak zareaguje na niego ciało konkretnej użytkowniczki, tylko jeden tryb wibracji, nieporęczność, trudność zmiany wibracji w czasie używania, samo-rozładowywanie, mało wyszukany wygląd, brak ładnego opakowania oraz woreczka-etui, w którym można by go przechowywać.
Jest to gadżet zaliczany raczej do kategorii tandeta. I nie polecam go Wam. 🙂 Obiecałam napisać recenzję czegoś naprawdę taniego, więc napisałam, ale w związku z tym, że możecie mieć problemy zdrowotne wynikające z użytkowania – jeszcze raz nie polecam. U mnie leży on od lat w szufladzie i raczej go nie wyciągam.
Wymiary: 13,5 cm wysokości, 2,3 cm średnicy
Zasilanie: jedna bateria-paluszek
*Ponieważ nie chciałam Wam rekomendować tworzywa, o którym nie wiem, na sto procent, czy jest bezpieczne, o komentarz na temat plastiku poprosiłam Martę Niedźwiecką z Pussy Project. Oto co powiedziała:
Uwaga na tani plastik!
Plastik był pierwszym z tworzyw wykorzystywanych w produkcji zabawek erotycznych. Długo nie miał konkurencji, dlatego część firma, a także klientek przyzwyczaiła się do niego. Zdecydowanym atutem plastiku jest niski koszt, więc wibrator z niego zrobiony będzie tani. Oprócz tego będzie także dość wytrzymały (ze względu na sztywność materiału) oraz stosunkowo łatwy w utrzymaniu w czystości. Plastik można łatwo barwić na ładne kolory, co czyni produkty z niego wykonane ładniejszymi od np. gumowych. W zasadzie na tym kończą się zalety zabawek erotycznych, wibratorów wykonanych z plastiku.
Plastikowy wibrator będzie nieprzyjemnie sztywny w dotyku, będzie się powoli nagrzewał, będzie zbyt śliski po użyciu lubrykantu zaś zdecydowanie za bardzo „tępy” bez niego. Jeśli do mieszanki poliuretanów zostały dodane żywice ftalowe lub inne, szkodliwe dla zdrowia substancje może powodować poważne podrażnienia lub długotrwale stany zapalne. Ponieważ szanujący się producenci wibratorów z zasady nie używają plastiku do konstrukcji trzonu wibratora, to można założyć, że każdy plastikowy wibrator będzie pochodził z produkcji nastawionej na zysk, nie zaś na jakość. Może to oznaczać pozostałości po procesie technologicznym (ząbki, resztki odlewów, niewielkie wystające elementy), które ranią skórę i śluzówkę. Może się także okazać, że plastikowy wibrator będzie śmierdział lub zmieniał kolor pod wpływem kontaktu z płynami ustrojowymi naszego ciała.
Reasumując – plastikowy wibrator to wybór dość ryzykowny. Nadaje się raczej na zabawny prezent do szybkiego wyrzucenia, niż na Najlepszego Przyjaciela Kobiety.