Lista książek, która ukształtowała moje podejście do seksualności, na pewno nie będzie kompletna. Wiele literatury poczytnej, popularnej czy z „kanonu” odnosi się do seksu, choć może nie wprost, czyni do niego aluzje, których gra nierzadko bardzo stymuluje umysł czytelniczki.
Tak jak np. w Pornografii Gombrowicza wytwarza się niezwykłe napięcie erotyczne, choć pozornie prawie nic wyuzdanego się nie dzieje. Z drugiej strony, seksualność przenika atmosferę, w której toczy się gra zainicjowana przez przyjaciela Witolda, który próbuje zbliżyć ku sobie parę nastolatków. Czyni to, może dla własnej uciechy, co sprawia wrażenie, że jednocześnie reżyseruje całe zdarzenia i odbiera je jako widz.
Nic dziwnego jednak, że literatura różnego rodzaju, nawet jeśli zawarta w niej seksualność pokazana jest raczej subtelnie lub w formie aluzji, wywołuje tak jednoznaczne skojarzenia. Nie jest ona bowiem tylko jednym z najciekawszych tematów, ale i podstawową siłą napędową, a także narzędziem pojmowania świata, jako że przenika wszystko. Taką wizję „panseksualności”, która może stać się sposobem poznawczym, przedstawia amerykańska artystka, seksuolożka i wykładowczyni, Annie Sprinkle* w Angry Women #13, która twierdzi, że dzięki seksualności można pełniej zrozumieć wiele zagadnień. Jednak do tak pozytywnego pojmowania seksualności musiałam dorosnąć i, o ile czytanie na temat owej artystki niewątpliwie wywarło wpływ na moje podejście do seksu i percepcję rzeczywistości, moje zainteresowanie wzbudziła dopiero stosunkowo niedawno.
Cofając się jednak do nastoletnich inspiracji, zacznę od Pamiętników Fanny Hill iPamiętnika Anastazji P. Obie pozycje łączą nie tylko tytułowe pamiętniki, ale i to, że czytałam je ukradkiem w tajemnicy przed rodzicami. O ile moi rodzice deklaratywnie uważają się za bardzo postępowych (z większym wskazaniem na tatę), to temat seksu jakoś się otwarcie nie pojawił. Nawet obecnie, choć jestem już 30-letnią kobietą, to raczej pojawia się jedynie w ramach jakiegoś żartu czy ideologicznego utyskiwania na brak rzetelnej edukacji seksualnej w szkołach. Poza tym udajemy, że jakoś nas osobiście to nie dotyczy.
Wracając do książek – obie lektury bardzo mnie ciekawiły, nie pamiętam czy podniecały. Pierwsza, bo na jej okładce widniała naga ciemnoskóra kobieta, a druga, bo mama skomentowała, że nie jest to książka dla dzieci. Z podbojów miłosnych Anastazji nie wiele pamiętam, oprócz tego, co napisała o Oleksym, że nie poszła z nim do łóżka, ale zrobiłaby to bez wątpienia, gdyby nie przestawał mówić. Przedstawiła go, jako prawdziwego zaklinacza, osobę, która potrafi oczarować głosem i przekazem. Pamiętam moje rozczarowanie, gdy usłyszałam i zobaczyłam grubego astmatyka. Dla nastoletniej mnie forma niewątpliwie przesłaniała treść, która w politycznych filipikach była wtedy dla mnie zupełnie nieklarowna. Mnie Oleksy tak nigdy nie oczarował.
Nie powinnam pominąć serii może niezbyt wysokich lotów, ale na pewno rewolucyjnej, jeśli chodzi o problematykę pro-kobiecą, jako że napisanej przez norweską pisarkę Margit Sandemo: Saga o Ludziach Lodu. Właśnie olśniło mnie, że może to właśnie ten z pozoru gniot, literatura kuchenna, jak nazwał ją mój wykładowca, była książką, która ukształtowała wiele dziewczynek z mojego pokolenia? Traktowała o czarownicach, kobietach niezależnych i kształtujących swoje życie, kobietach pokrzywdzonych, kobietach, które realizowały swoją seksualność, na przekór normom społecznym. Pamiętam, jak czekałyśmy z koleżankami na każdy kolejny tom, a potem jak czytałyśmy z wypiekami na twarzy szczególną uwagę poświęcając scenom erotycznym. Choć już w wieku lat 13-stu przedstawienie członków tytułowej rodziny, jako bardzo tolerancyjnej, co jakoś nie współgrało z naszymi wyobrażeniami o średniowieczu czy późniejszych epokach, myślę, że taki skandynawski punkt widzenia oswoił mnie z kobietami jako aktywnymi podmiotami działającymi w sferze seksu, ale i na innych płaszczyznach. Więc może to właśnie Margit Sandemo muszę winić za mój feminizm?
Dorzucę jeszcze autobiografię Kirka Douglasa pt. Syn śmieciarza, z której w pamięć wryła mi się scena, w której kobieta, z którą aktor uprawiał seks nad jeziorem, poprosiła go, żeby ją uderzył. Kirk Douglas odnotowywał swoje zdumienie, że pomimo niechętnego uderzenia partnerki w pośladek, nie zauważył bólu na jej twarzy. Wtedy jakoś zaczęłam odgrywać w wyobraźni tę scenę świadomie przed zaśnięciem…
W życiu bardziej dojrzałym kręciła mnie Justyna czyli nieszczęście cnotyde Sade’a. Czytałam ją, perwersyjnie, jak należało czytać XVIII-wieczną literaturę przeznaczoną do czytania jedną ręką, jak pisał Jerzy Kochan w swojej książce DonatienAlphonse Francois de Sadeczyli racjonalizm absolutny. Opisy jej niedoli, razów otrzymywanych na nagie ciało w lesie przez okrutnych panów, strasznie mnie podniecały. Oczywiście pojawił się dylemat, czy te mroczne fantazje erotyczne przystoją feministce? Jeśli chodzi o przyjemność erotyczną, jednak, na szczęście, kategoria „przystawania” nie obowiązuje.
Literatura i seks przenikają się. Nie tylko dlatego, że podejmuje taką tematykę, więc jest źródłem inspiracji, ale też dlatego, że fajnie czyta się po seksie, z partnerem/ką w łóżku. A także dlatego że można lepiej zrozumieć literaturę dzięki rozmaitym przygodom erotycznym. Generalnie podejrzliwie bym się patrzyła na kochanka, który nie czyta. Czytelnictwo poszerza horyzonty i sprawia, że można być bardziej twórczym w dziedzinie seksu, fantazjować i odgrywać różne gry. Więc pomimo stereotypu intelektualisty-nudziarza, myślę, że wiele osób pasjonujących się literaturą to prawdziwi „zboczeńcy” w pozytywnym znaczeniu, mówiąc językiem potocznym.
* http://pl.wikipedia.org/wiki/Annie_Sprinkle
Artykuł pojawił się w ramach cyklu „Literatura, która nas ukształtowała„. Zapraszam do publikowania swoich własnych przemyśleń. Jakie lektury wpłynęły na Ciebie? 🙂