Najpierw trzeba dać sobie przyzwolenie na poznawanie siebie – swojego ciała i pragnień. Kobiety, nawet dorosłe, takiego przyzwolenia nie mają.
Jako dziewczynki słyszymy „nie dotykaj się tam”, „nie interesuj się tym”, „dziewczynki takie nie są”, „to robią tylko niegrzeczne chłopaki” – to przekonanie, że nasze ciało nie należy do nas, a naszą seksualność ktoś obudzi, gdy będziemy dorosłe, często zostaje nam na całe życie, o ile świadomie tego nie zmienimy. Nastolatki nie mają prawa do masturbacji, interesowania się seksualnością, nawet miesiączka jest tematem tabu.
O seksie, myleniu miłości z podnieceniem i wstydzie kobiet, mówi Voca Ilnicka. Bez pruderii, bez złudzeń, bez koloryzowania.
Beata Mąkolska, Wellnessday.eu: Olga Haller w artykule „waga W(a)giny” (Zwierciadło 8/2011) w rozmowie z Tomaszem Jastrunem mówi, że kobietom potrzeba więcej wiedzy o nas samych, że w kwestii waginy to „więcej praw do jej dotykania i oglądania mają wszyscy inni, a nie my same.” – to dosłowny cytat. Z tego biorą się potem problemy, gdy dziewczyna myli doznania płynące z seksualnej bliskości z … miłością. Olga Haller mówi, że kiedy kobiety „nie mają wystarczającej wiedzy nabytej od dorosłych ani dobrego kontaktu ze swoim ciałem, pozwalają na więcej, niż chcą, bo nie wiedzą, czego chcą, co się właściwie z nimi dzieje.” Czy zgadza się Pani z takim przedstawieniem sprawy?
Voca Ilnicka: Zgadzam się. Taka jest niestety smutna prawda. Dziewczynki są wychowywane w micie romantycznej miłości, czasem słyszą, że seks nie jest taki zły, ale zawsze musi być „usprawiedliwiony” poetycznym uczuciem, które przetrwa wieki. Dziewczyna może się tak odciąć od ciała, że nie rejestruje objawów podniecenia. Przecież miękkie kolana, przyspieszony oddech, szum w uszach to typowe objawy zakochania opisywane w książkach. Jednego nie ma w tym opisie – nabrzmienia genitaliów, wilgotności waginy – ale ona tego nie zauważy, bo się od waginy odcięła. Jeśli nie przeżyłaś tego kiedyś sama, na spokojnie, masturbując się i zauważając, co się z tobą wtedy dzieje, możesz pomylić podniecenie z miłością. Co dalej – pójdzie do łóżka z tej „wielkiej miłości” i rano obudzi się rozczarowana, bo on się wcale nie zakochał. Tylko gdy on pytał: czy tego chcesz? – pytał, czy chcesz seksu. A ty „usłyszałaś”, że on chce związku. Chociaż o miłości nie było słowa. O miłości było tylko w twojej głowie. Kobietom czasem się nie śni, że można pożądać osoby, której się nie kocha, a nawet nie lubi, bo automatycznie łączą seks z uczuciem.
BM: A nie jest czasem również tak, że w wyniku kultury, wychowania, religii itd, jesteśmy odgradzane od swojej fizyczności seksualnej i ma to potem wpływ na nasze życie – już nie tylko seksualne, ale także w związku partnerskim czy małżeńskim w ogóle?
Voca Ilnicka: Tak. Ja to nazywam „zwolnieniem” z seksualności. Dziewczynki słyszą, że brzydkie rzeczy (seks) to domena chłopców, mężczyzn. One będą się tym kiedyś zajmować – kiedy dorosną, wyjdą za mąż. Teraz, chociaż coś czują, coś im się w tym podoba – na wszelki wypadek tego nie robią, bo to złe, zakazane i nie dla dziewczynek. Z tego się biorą potem prawdziwe dramaty. Dziewczynki uczone uległości zamiast asertywności, tego, że chłopcy się znają na seksie i że to oni są „nauczycielami” seksu, skłonne są zaufać bardziej im, niż sobie. Co może z tego wyniknąć? Wielkie rozczarowanie, a nawet gwałt randkowy. Przecież ona nie mogła odmówić, skoro on się tak starał. Widocznie tak wyglądają randki, że trzeba zacisnąć zęby i godzić się na wszystko, co on sobie wymyślił, nawet jeśli mi się to nie podoba. Bo ja się na seksie nie znam, to on jest ekspertem. W małżeństwie to się może przełożyć na przemoc fizyczną i gwałty. Kobieta, która nie orientuje się, gdzie się zaczyna i gdzie kończy przyjemność seksualna, a zaczyna zwykła przemoc, kobieta która nie umie postawić jasnych granic i która tak mocno kocha, że przymyka na różne rzeczy oko, może się godzić na niechciane trójkąty, ryzykowne przygody czy odrażające dla niej praktyki. Inna rzecz: wielkie oczekiwania wobec mężczyzn.
Czasem wymagamy od mężczyzny, żeby zajął się w seksie wszystkim – od zaaranżowania romantycznej sytuacji, poprzez antykoncepcję, kończąc na kobiecym orgazmie. Bo przecież jakbym sama kupiła prezerwatywy, to wyszłabym na puszczalską. Same się łaskawie godzimy na seks, bo przecież tak „naprawdę” nam zależy tylko na uczuciu. Urabiane tak przez lata pod dyktando kultury, religii, wychowania – stajemy się osobami, które nie dostrzegają, że dały się okaleczyć i że ich rany krwawią.
Seksualność jest częścią naszej tożsamości. Godząc się na to, żeby dać ją sobie odciąć, odcinamy się od naszej siły. Rodzice zniechęcają nas do seksu – to jeszcze nie jest takie tragiczne w skutkach, jak to, że zniechęcają nas do nas samych, naszych ciał, zaufania sobie (czuję potrzebę poznania ciała czy rozładowania napięcia, ale tego nie robię – zaprzeczam sobie, ignoruję własne potrzeby), wmawiają, że faceci myślą tylko o jednym, chcą nas wykorzystać, są oprawcami kobiet, a równocześnie sugerują, że te wszystkie brzydkie rzeczy możesz robić z mężem po ślubie. Tylko z kim? Masz zaufać jednemu z oprawców – chłopakowi, który chce cię wykorzystać! To może dlatego niektóre kobiety nie są w stanie do końca zaufać swojemu partnerowi.
BM: Kobieta akceptująca swoje ciało, to również kobieta akceptująca swoją seksualność i swoje pragnienia. To kobieta świadoma doznań, przyjemności, swoich pragnień i potrzeb. Jak zaakceptować swoje ciało?
Voca Ilnicka: Współczesna kultura, media sugerują wszystkim kobietom, nawet tym, które mogą uchodzić za posągowe piękności, że jest z nimi coś nie tak – a to jakaś zmarszczka, a to dwa centymetry w pasie za dużo, a to zęby nie oślepiają bielą. Pewnie każda z nas po przejrzeniu tzw. kobiecego pisma, gdzie chociażby zobaczyła nagłówki: ujędrnij!, odchudź!, zamaskuj! itd., pomyślała sobie: może faktycznie powinnam? Dlaczego ja się tym nie interesuję? Jak mogę żyć z rozstępami i się ich nie wstydzić?
Gdybyśmy poświęcały tyle czasu, ile umiemy poświęcić pielęgnacji skóry, na coś innego – np. rozwój osobisty, problem braku akceptacji pewnie by nie istniał. Bo każda miałaby świadomość, że ja to nie tylko moje ciało. Kobieta, która może być dumna ze swoich osiągnięć, może się skupić na czymś innym niż tylko ciele – opakowaniu.
BM: Co zatem zrobić?
Voca Ilnicka: Jedną z rzeczy, którą możemy zrobić na początek, to odciąć się od tych wszystkich mącących nasz spokój informacji – wyrzucić kolorowe magazyny, nie wchodzić na plotkarskie portale, nie oglądać telewizji śniadaniowej. Spojrzeć na ten świat krytycznie. Obejrzeć króciutki dokument „Delikatnie nas zabijają” – dostrzec absurdy mediów produkujące niewystępujący w naturze ideał – bo nie ma wysokich, szczupłych kobiet o dużych piersiach. Albo jesteś szczupła i wysoka, albo masz duży biust.
Drugą rzeczą psującą nasz kontakt z ciałem jest pruderia i niektóre formy religijności. Jeśli od dziecka słyszymy, że mamy się wstydzić ciała, że ciało jest złe, że nagość jest zła i że tylko dusza jest czysta, że tylko jej watro poświęcać uwagę, to jak mamy swoje ciało pokochać? Często w ogóle go nie szanujemy, ciało jest wrogiem. Wrogiem może być brzuch, mały biust, cokolwiek. Kobieta patrzy w lustro i zamiast pomyśleć sobie: kocham cię, jesteś wyjątkowa, myśli: wyglądam okropnie, nie mogę na siebie patrzeć.
BM: Czy są jakieś ćwiczenia pomagające nam w akceptacji swojego ciała?
Voca Ilnicka: Psycholog Nathaniel Branden w książce „6 filarów poczucia własnej wartości” podaje przykład prostego ćwiczenia na akceptację ciała. Należy stanąć przed lustrem, najlepiej nago i przyjrzeć się uważnie wszystkim jego częściom, odczuwając swoje emocje. Poświęcić na to kilka minut, powtarzając zdanie: „pomimo defektów i niedoskonałości akceptuję siebie bez zastrzeżeń i całkowicie”. Dwa tygodnie robienia tego ćwiczenia powinno przynieść dobry efekt.
Skupia się on też na definicji akceptacji. Niektórym wydaje się, że akceptacja ciała to jego polubienie. Nie, to tylko przyznanie przed sobą, że jest jakie jest i że jest moje. Niezaprzeczanie faktom. Dla wielu osób być może samo stanięcie przed lustrem, gdy unikają nawet oglądania swojej twarzy, będzie wyzwaniem. Ale warto je podjąć. Dopiero wtedy, gdy zobaczymy, jak wyglądamy – będziemy mogły racjonalnie ocenić, czego faktycznie potrzebujemy. Czasem zamiast odchudzania, operacji itp. wystarczy tylko odrobina czułości, której dla siebie nie mamy. Warto patrzeć na siebie z wyrozumiałością i czułością, być swoją przyjaciółką, a nie katem. Przecież w przyjaciółce umiemy dostrzec wiele piękna, nawet gdy ona sama narzeka, że wygląda, jak strach na wróble.
BM: Jak budować taką świadomość ciała, świadomość własnych potrzeb i pragnień, także erotycznych, seksualnych?
Voca Ilnicka: Najpierw trzeba dać sobie przyzwolenie na poznawanie siebie – swojego ciała i pragnień. Kobiety, nawet dorosłe, takiego przyzwolenia nie mają. Jako dziewczynki słyszymy „nie dotykaj się tam”, „nie interesuj się tym”, „dziewczynki takie nie są”, „to robią tylko niegrzeczne chłopaki” – to przekonanie, że nasze ciało nie należy do nas, a naszą seksualność ktoś obudzi, gdy będziemy dorosłe, często zostaje nam na całe życie, o ile świadomie tego nie zmienimy. Nastolatki nie mają prawa do
masturbacji, interesowania się seksualnością, nawet
miesiączka jest tematem tabu. Mają na wszystko poczekać do ślubu. Wtedy to mąż staje się tym, który „reglamentuje” kobiecie przyjemność. W niektórych związkach panuje niepisana zasada: żono, możesz się masturbować, ale tylko, gdy ja mogę na to patrzeć, możesz używać wibratora, ale tylko w czasie seksu ze mną itp. Czasami mężczyźni są zazdrośni o kobiecą przyjemność, a czasami kobiety uważają, że seks solo – gdy jesteśmy w związku – po prostu nie wypada! Jak mogę się interesować swoją waginą,
łechtaczką, jak mogę sama dawać sobie orgazmy? Skoro od dzieciństwa przestrzegano mnie przed zainteresowaniem i swobodą w tej sferze, jak mam to teraz robić? Często nawet tego nie chcę!
Więc przyzwolenie jest podstawą. Musimy sobie uświadomić, że moje ciało jest tylko moją własnością. Nikt – ani ginekolog, ani najwspanialszy mąż nie ma prawa mnie dotknąć, o ile ja mu na to wyraźnej zgody nie dam. Moje ciało jest tylko moje. Moja
wagina jest tylko moja. Mogę z nią robić, co chcę i nikomu nic do tego.
Świadomość ciała i potrzeb bierze się z praktyki i eksperymentów. Nie wiesz, że coś lubisz, dopóki tego nie spróbujesz. Jeśli od lat poświęcasz sobie czas i uwagę, jesteś refleksyjna, dajesz sobie sama przyjemność i orgazmy, to wiesz, co lubisz i czego chcesz. Jeśli przez lata żyłaś „zwolniona” z seksualności, nie nabierzesz doskonałej świadomości ciała tylko dlatego, że uprawiasz z kimś seks. Owszem, dużo może ci to dać, ale to nie wszystko. Wiele kobiet zastanawia się – dlaczego nie mam orgazmu? Myśli: pewnie to jego wina, on jest beznadziejnym kochankiem, nic mu się nie chce. A czy ty sama ze sobą miałaś orgazm? Nie? I masz odpowiedź – wymagasz od niego, żeby lepiej znał twoje ciało, niż ty sama. Takie myślenie to efekt wielu lat zniechęcania dziewczynek do poznawania ciał i chowania ich w micie „księcia, który budzi seksualność jednym pocałunkiem”. Z badań
Shere Hite jeszcze z lat 70. wynika, że tylko 30% kobiet może osiągnąć orgazm na skutek tylko i wyłącznie penetracji. Czyli grubo ponad połowa potrzebuje do orgazmu innego rodzaju stymulacji niż sam stosunek genitalny. Kobiety, które mają doświadczenia autoerotyczne, wiedzą że orgazm jest łatwy. I że dla wielu z nas sam stosunek to za mało. Nie ma w tym winy mężczyzny. Jest tylko niewiedza. Jeśli mężczyzna proponuje np. seks oralny, a kobieta się wzdraga, bo to dla niej obrzydliwe albo wstydliwe, obrzydzenie wynika z nieznajomości własnej anatomii. Krocze nie jest
kloaką, w której miesza się krew, mocz i kał. Kobieta, która się masturbuje, wie, że tak nie jest, bo wie, jak jej krocze wygląda, dlatego nie jest dla niej ani obrzydliwe, ani wstydliwe.
Jednym z narzędzi poznawania ciała są gadżety erotyczne. Inaczej reagujemy na dotyk dłoni, języka, penisa, tkaniny, wody – inaczej na dotyk dildo czy wibracje. Warto choćby w celach poznawczych sięgnąć po wibrator. Być może jeśli nigdy nie miałaś orgazmu, teraz ci się uda. Czasem tak bywa. Nie mówię, że każda kobieta ma obowiązek użycia wibratora i że jest on remedium na wszystko. Jest tylko środkiem do lepszego poznania siebie. Jeśli nie masz ochoty na gadżety – odpuść sobie. Pamiętaj, że gadżet to może być czasem też piórko, kawałek futerka, kostka lodu – nie tylko to, co kupuje się w sex shopach.
Oprócz ciała warto poznawać także ducha. Niektóre kobiety dają sobie przyzwolenie na
masturbację, ale nie na fantazjowanie, snucie erotycznych scenariuszy, czy obcowanie z pornografią. A przecież to mózg jest najważniejszym erotycznym organem. Marz śmiało! Bądź świadoma swoich fantazji – co nie znaczy, że od razu musisz się nimi dzielić z partnerem / partnerką czy też je realizować. Pornografia też jest dla ludzi – jeśli masz ochotę zobaczyć, jaka jest, zrób to. Jesteś dorosła, to ty decydujesz. To nie musi być od razu film porno, jest także literatura erotyczna i pornograficzna, opowiadania dostępne w internecie, obrazy, rzeźby, rysunki. Nie możesz patrzeć na realistyczne filmy porno, ale coś cię do tego ciągnie? Sięgnij po rysunkowe, np. hentai.
BM: Dla wielu kobiet to wszystko o czym Pani mówi jest nie do zrobienia ze względu na wstyd. Jak go przełamać?
Voca Ilnicka: To kwestia myśli. Jeśli nie mamy świadomości, jak formatowana jest nasza seksualność, z iloma negatywnymi komunikatami na temat ciała, seksualności i seksu się spotykamy, wstyd wydaje się nam naturalny. Musimy mieć wiedzę, dokonać paru operacji myślowych, spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć, co naprawdę myślimy, czego chcemy. A potem to robić, innej drogi nie ma.
Czasem, gdy już to zrobimy, okazuje się, że nie było tak strasznie, a nawet… było całkiem łatwo. I że ta wolność od wstydu jest cudowna.
Na warsztatach, które prowadzę, które dotyczą mówienia o seksualności, czasem okazuje się, że jednak można wypowiedzieć to, co często przez lata nie przechodziło nam przez gardło. Dobrą terapią na przełamywanie wstydu i oswajanie seksualności jest lektura „Monologów waginy” lub – obejrzenie ich w teatrze. „Monologi waginy” to zbiór historii różnych kobiet, które po latach wstydu i milczenia opowiedziały swoje historie dotyczące seksualności. Ważne jest, że są tam nie tylko historie dotyczące seksu. Seksu się już tak nie wstydzimy. Wstydzimy się tego, co seksualne, a co seksem nie zawsze jest – swoich myśli, pragnień, ciała, reakcji organizmu. Często tego, że jesteśmy kobietami i mamy waginę – część, którą kochamy, drogą nam, o której nikomu nie możemy nic powiedzieć. Nawet sobie. Bo to „niepoważne i w ogóle śmieszne”, tak się na nią rozczulać.
Kobiece ciało przez wieki było przedstawiane jako gorsze, brudne, grzeszne, wstydliwe. Stąd ten wstyd. My się wstydzimy nawet naturalnych procesów, takich jak
miesiączka. Reklamy tylko to zawstydzenie potęgują – musisz mieć tak cienką podpaskę, jak papierek, żeby nikt tego „hańbiącego” faktu nie wykrył. Często dowiadujemy się, że nawet karmienie piersią jest niestosowne, obrzydliwe.
Sto lat temu pokazywanie się w towarzystwie w zaawansowanej ciąży było niestosowne, bo świadczyło o „grzechu”, którego kobieta się dopuściła.
Gdybyśmy wiedziały, że wagina była kiedyś jednym z najbardziej cenionych i szanowanych obiektów, że wręcz istniał jej kult, ludzie się do niej modlili, nosili amulety w jej kształcie, rysowali ją na skałach i czcili w świątyniach – czy dziś uważałybyśmy, że katolicki podział ciała na części wstydliwe i inne, który przeniknął naszą kulturę, ma rację bytu? A przecież my przez wieki musiałyśmy się naszych części intymnych wstydzić. Wprost były nazywane wstydliwymi: od czego pochodzi nazwa srom czy
wargi sromowe? Język polski wciąż przechowuje te niedobre skojarzenia. Ale weźmy nazwę waginy z sanskrytu –
joni – co znaczy: święta przestrzeń. Będziesz się wstydziła tego, że twoja wagina jest świętą przestrzenią, źródłem i bramą życia? Poświęciłabyś jej więcej należytej uwagi.
BM: Dziękuję serdecznie.
Beata Mąkolska, Wellnessday.eu
Jest to święta prawda co Pani pisze. Jestem żonaty od 9 lat. Moja żona w wieku młodzieńczym uczęszczała na rekolekcje, wiedziałem o tym ale wiedziałem też, że ją kocham. Na początku nasz stosunek to tylko przy zgaszonym świetle, a ja miałem pragnienia, o których wstydziłem się powiedzieć, żeby nie wypaść na zboczeńca. W końcu powiedziałem, że pragnę aby pieściła oralnie moją męskość. Oczywiście moje pieszczoty oralne to była świętość aby dać jej rozkosz. Dowiedziałem się, że to nie moralne. Oczywiście nie było mowy o antykoncepcji „bo kościół”… W tym momencie mamy po 35 lat i czwarte dziecko w drodze. A co będzie po porodzie? Dalej bez gumek? Zapytałem o to żonę? Odpowiedź : „nie wiem”. Teraz boję się co będzie za pół roku…. Jak żona będzie po połogu to co dalej? Co dalej z nami? Bo bez sexu ja żyć nie umiem…