Sabina W.
Żyjemy w dziwnych czasach… Nie wiem, czy moje upodobania są dobre, czy złe. Dawniej myślałam, że złe, ale z biegiem czasu, z obserwacji tego, co się dzieje, z mediów, z książek i filmów, z muzyki – przekonuję się, że to, co lubię może jednak być nie tylko akceptowalne, ale wręcz po prostu normalne.
Lubię sprawiać ból.
Bolała mnie i sprawiała mi przyjemność moja tajemnica. Bo tak do końca nie chciałam się przyznawać do tego szczerze…
Faceci? No, różnie to bywało… Trafiłam w życiu na jednego, który lubił być przeze mnie drapany, gryziony, wiązany. Ale on nie chciał słyszeć nawet o tym, żeby próbować mnie związać lub dać mi po prostu klapsa. Facetom się często wydaje – i kobietom chyba nawet bardziej – że jak się idzie z kimś do łóżka, a jest się z tym kimś już długo, to seks oznacza oddanie. A kobiety w stałych związkach to anioły – uzupełnienie doskonałe dla walczącego o przetrwanie, skołowanego myślami i problemami mężczyzny. A kobiet się nie bije. I nie proponuje im się seksu analnego. Takich kobiet się nie poniża i nie proponuje zabaw typu 'role-play’. I choćby nie wiem jak postępowy był człowiek, to mimo wszystko – kobiety do takich rzeczy są w burdelach! Te, które to otwarcie proponują, są co najmniej źle oceniane. Faceci, którzy to proponują, są brani za dewiantów.
Byłam oceniona jako jakaś nienormalna, bo przyznałam się, że anal mnie kręci, że chciałabym być chlaśnięta w twarz w czasie seksu, że chciałabym być związana i podduszana.
Nie zraniło to moich uczuć, ale moje przekonania. Bo przyznałam się do tego, co lubię i zostałam oceniona i wyzwana jako dziwka. Ale najgorsze było to, że to był facet, z którym spędziłam trzy lata swojego życia – ja wtedy naprawdę myślałam, że mogę mu ufać i swobodnie wypowiadać swoje myśli.
Więc się więcej nie przyznawałam, aż poznałam mojego obecnego faceta.
Cieszę się bardzo fajnym związkiem, mój facet i ja jesteśmy sobie bardzo bliscy. Próbowaliśmy czasami rzeczy, które mnie kręciły i – o zgrozo – niech wali się świat! – po ostrej, pełnej brutalnego rżnięcia nocy – była rano kawka i czuła miłość na szybko pod prysznicem. I było normalnie. Ani on nie był zboczeńcem, proponując mi seks analny i klapsy, ani ja nie czułam się – sama nie wiem, co mam tu napisać – dziwką? Ofiarą? Nimfomanką? Co więcej, to, że kręcą mnie zabawy sado-maso wcale nie oznacza, że wieczorem przeobrażam się w lateksową dominę. Po prostu czasami wprowadzam pewne pragnienia w życie. Nie wszystkie, przecież nie potraktuję tętnicy faceta kolcem do lodu (pamiętacie scenę z „Nagiego Instynktu”?).
Najgorsze, co mogłoby mnie spotkać, to zima w głowie mojej i mojego partnera. Lód w naszych ospałych umysłach.
Jesteśmy ze sobą 6 lat. Długo, krótko? Według mnie pierwszy ogień dawno wygasł. A nie chcę się oglądać na boki, nie chcę zazdrośnie spoglądać na pary trzymające się za ręce i z politowaniem słuchać dziewczyn opowiadających o gorących randkach.
Dlatego oboje ze sobą rozmawiamy – i oboje się akceptujemy. Próbujemy tego, na co się zgadzamy i często są to świetne rzeczy, do których się potem wraca. Wiemy to tylko my dwoje i to czyni nas wyjątkowymi.
Żal mi kobiet, które tak się wstydzą… Tak ograniczają… I facetów, którzy myślą, że łechtaczka jest w waginie, a przeciągłe „ooooooch” traktują jako pewnik – „miała orgazm”…
Ludzie, nie dajcie sobie wygasnąć, zanim się rozpalicie!
Tekst ukazał się w ramach czerwcowego konkursu z króliczkiem.