Marty Klein
Problem zasadniczo nie dotyczy samego stosunku. Dotyczy naszej postawy co do stosunku – przekonania, że tylko to jest „prawdziwym seksem”, odczucia, że wszystko inne to „gra wstępna” (drugorzędne czynności wykonywane przed stosunkiem) i przekonania, że jak już podniecimy, musimy „doprowadzić rzecz do końca”, abyśmy zbliżenie uznali za udane i osiągnęli satysfakcję.
Fragment tekstu pochodzi z książki Inteligencja seksualna, s. 158-160.
Stosunek członek-pochwa jest tym, co większość ludzi nazywa „prawdziwym seksem”.
Jeśli macie wystarczająco wiele lat, by pamiętać czasy, kiedy nie było jeszcze Internetu, przywołajcie sobie dziwaczny skandal z Monicą Lewinsky, który wydawał się ciągnąć bez końca, jego punktem kulminacyjnym była przysięga prezydenta Billa Clintona przed kamerami telewizyjnymi, żoną i Bogiem, że „nie utrzymywał kontaktów seksualnych z tą kobietą”.
Okazało się, że wyraził dosłownie – „kontakt seksualny” był przez długi czas eufemizmem dla „stosunku członek-pochwa”, którego najwyraźniej nie uprawiał z „tą kobietą”.
Ale oczywiście robił inne rzeczy, które większość ludzi uważa za seks. Tak więc ludzie oskarżyli Clintona o kłamstwo. Później, przed kamerami państwowej telewizji, przeprosił za rozmyślne wprowadzenie ludzi w błąd – kryjąc się jednak za tym, ze z punktu widzenia prawa, wyraził się prawidłowo.
Więc jak to jest z tym stosunkiem? Dlaczego gardzę wszystkimi tymi rzeczami: pójściem na całość, dobraniem się do kogoś, wskoczeniem na kogoś, cudzołożeniem, waleniem, bzykaniem, ujeżdżaniem, rżnięciem czy pieprzeniem?
Przedstawmy powody. Minusy stosunku są między innymi następujące:
• jest to jedyny rodzaj seksu, który wymaga erekcji;
• jest to jedyny rodzaj seksu, który wymaga antykoncepcji;
• dla większości kobiet nie jest to najbardziej skuteczny sposób na osiągnięcie orgazmu;
• może być bolesny u kobiet w średnim wielu i powyżej i dlatego może być też bolesny dla partnera;
• jest to wyjątkowo łatwy sposób przenoszenia chorób;
• mogą wystąpić trudności z dopasowaniem części ciała bez patrzenia na nie (szczególnie jeśli nie rozmawiacie o tym przed lub w trakcie prób);
• niekoniecznie musi być intymny (więc zrezygnujcie z używania słowa intymność w znaczeniu seksu lub stosunku);
• ogólnie nie wywołuje podniecenia, jeśli już wcześniej nie jesteście podnieceni.
Jednak problem zasadniczo nie dotyczy samego stosunku. Dotyczy naszej postawy co do stosunku – przekonania, że tylko to jest „prawdziwym seksem”, odczucia, że wszystko inne to „gra wstępna” (drugorzędne czynności wykonywane przed stosunkiem) i przekonania, że jak już podniecimy, musimy „doprowadzić rzecz do końca”, abyśmy zbliżenie uznali za udane i osiągnęli satysfakcję.
Tak zawężony punkt widzenia ogranicza naszą giętkość i jest dokładnym przeciwieństwem tego, czego większość ludzi, jak twierdzi, chce od seksu – zabawy, spontaniczności, swobody.
Jeśli większość z powyższych kwestii jest prawdą, bez względu na to, co jeszcze uznamy za „prawdziwy seks”, ustanawianie stosunku szczególną-seksualną-aktywnością-numer-jeden wywołuje dodatkowy problem – mianowicie zawsze niesie ze sobą ryzyko niepożądanego zapłodnienia.
Jeśli nie zakładacie, że każde seksualne zbliżenie zakończy się stosunkiem, możecie:
• rozpocząć aktywność seksualną, nie martwiąc się swoim „funkcjonowaniem”;
• cieszyć się aktywnością seksualną, nie przeszkadzając sobie śledzeniem rozwoju sytuacji myślami w stylu: „dokąd to zaprowadzi”;
• skupić się bardziej na ulubionych czynnościach aniżeli na wzrastającym podnieceniu.
Proponuję więc, żebyście uwolnili powyższe lęki.