Siri to wielkiej mocy masażer łechtaczki firmy Lelo. Pomyślany specjalnie o kobietach, które potrzebują intensywnych wibracji. Jest niewielki, dyskretny, dobrze wykonany i wibruje tak, jak trzeba, a nawet jeszcze mocniej.
Wygląd i wykonanie
Siri wielkością przypomina kostkę mydła – może nieco bardziej jajowatego mydełka. 🙂 Zrobiona jest z kolorowego silikonu medycznego i bezpiecznego plastiku ABS. Jest przyjemna w dotyku, nie ma żadnych kantów ani niebezpiecznych spojeń. Nie wygląda również jak typowy wibrator, chociaż wibruje mocniej niż niejeden gadżet z sex shopu. Można powiedzieć, że nie budzi skojarzeń z gadżetem erotycznym, raczej można by ją uznać za typowy masażer. W mojej opinii nie jest też szczególnie piękna, ja bym jej nadała raczej sportowo-medyczne konotacje. A ponieważ lubię kobiece gadżety, ten jakoś szczególnie do mnie nie przemówił. Powiedziałabym, że jest poprawny i solidny, ale na pewno nie ekscytujący czy zachwycający.
Używanie
Masażer Lelo świetnie sprawdzi się przy masowaniu całego ciała – stóp, pleców, pośladków, karku itp. Próbowałam i siła wibracji, w który został wyposażony, naprawdę robi wrażenie. Ma też 6 trybów różnych wibracji, włączając w to ciągłe, pulsacyjne i falowe. Panel składający się z 4 guzików, pozwala dowolnie tymi trybami starować (co jest niemożliwe np. w niektórych wibratorach Fun Factory czy w Lily Lelo), więc mamy nad nim pełną kontrolę i to jest na plus.
Narzekanie 😛
Natomiast ta część ciała, do której został stworzony, przynajmniej w moim przypadku, reaguje dość słabo. Dość obła i naprawdę zaokrąglona część masażera (ta kolorowa, czyli pokryta silikonem) sprawia, że nijak nie da się jej dobrze przycisnąć do łechtaczki, więc ten dotyk w najlepszym wypadku jest punktowy i dla nie zdecydowanie niezadowalający. Z Lelowych gadżetów trzy razy bardziej wolę klasyczny wibrator Gigi z jego spłaszczoną końcówką (rewelacja!) czy też mikroskopijną Lily – malutką, ale płaską, dlatego tak dobrą. Fakt, gdy użyjemy masażera jako zabawki do całego sromu – będzie inaczej. Wtedy silikonowa kolorowa wypukła część, będzie się idealnie układać między wargami i przy wejściu do waginy, zaś plastikowa płaska będzie mocno przylegać do łechtaczki. Ale… takie ułożenie i użycie tego masażera nie jest dla mnie intuicyjne i po kilku miesiącach testów stwierdzam, że raczej mi on nie odpowiada.
Tak, na upartego i za pomocą Siri można dojść do kilku orgazmów, ale… dla mnie nie było to znów tak łatwe. Rozpuszczona jestem jak dziadowski bicz, przyzwyczajona do gadżetów-orgazmetów i gdy do ręki dostałam coś tak w moim pojęciu nieporęcznego, to jedyne orgazmy trafiły mi się tylko i wyłącznie dlatego, że obok miałam cudownego mężczyznę i to jego obecności przypisuję 90% orgazmicznego potencjału.
Drugą „wadą” Siri jest dla mnie intensywność wibracji. Tak, naprawdę są mocne. A mnie zawsze korci, żeby użyć trybu maksymalnego. Po jakimś czasie ten maksymalny jednak mnie znieczula. Pewnie dla kobiet, które częściowo straciły czucie lub potrzebują bardzo silnej stumulacji – Siri będzie strzałem w dziesiątkę. O ile, oczywiście, nie szukają czegoś, co się idealnie sprawdzi zarówno do penetracji, jak i do pieszczot łechtaczki/sromu. Bo w tej kategorii Siri zdecydowanie przegrywa z (dwufunkcyjną jednocześnie, czyli króliczkiem) Sorayą czy (dwufunkcyjną naprzemiennie) Gigi.
Podobnie przy myciu wibratora miałam mały zgryz, gdyż nie jest on wodoodporny i nie wiem, czy beztroskie mycie pod bieżącą wodą go nie uszkodzi. Do tej pory nie uszkodziło, ale zdecydowanie wolę wodoodporne zabawki, bo raz, że można je zabrać do wanny i pod prysznic itp, a dwa – przy myciu można na nie lać hektolitry wody i mydła ze świadomością, że nic im się nie stanie.
Sądzę, że Siri ma potencjał, ale mi się już nie chce go odkrywać. Wiem jednak, że te gadżety, które w mojej opinii powinny wylądować w koszu, wiele przyjemności i radości sprawiają moim koleżankom. Tak jest np. z miękkim dildem Mr. Pink Fun Factory czy pulsatorem Stronic, albo też Tiani lub We Vibem. Każda zabawka znajdzie swojego amatora, mi jednak Siri nie podeszła. Może też chodzi o ten ascetyczny jak na Lelo wygląd. Mam zamiłowanie do kształtów, kolorów i wzorów, które mówią: jestem sexy – dotknij mnie. Tak właśnie wygląda większość gadżetów Lelo, gdy tymczasem wibratory i masażery Fun Factory wyglądają raczej jak zabawki dla dzieci. Jako wielbicielka wszelkich niewibrujących zabawek, wybiorę też raczej kamień księżycowy, szkło albo drewno niż plastik i silikon medyczny. Jednak jeśli mam sięgać po coś wibrującego wybiorę Lelo. Jednak nie tym razem. Siri odkładam na półkę i raczej sięgnę po „Wiedźmina”, więcej w nim seksu niż w tym gadżecie. 😛