Czułam, że tamtego dnia wydarzyło się coś ważnego dla nas wszystkich – nie tylko dla tej 9-latki. Następnego dnia z relacji, którą zdała w podekscytowaniu swojemu tacie, dowiedziałam się, że najważniejsze było dla niej to, że kobiety ją przyjęły.
Rozmowa z Małgorzatą, plastyczką, uczestniczką Treningu Wojowników Serc, doulą i kobietą wspierającą dziewczynki
V.I.: Właśnie przejechałaś pół Polski, aby poprowadzić ceremonię pierwszej miesiączki dla dziewczynki.
M.: Tak. Czuję, że to jest mocne i ważne. Pierwszy raz na taką uroczystość zaprosiła mnie koleżanka. Zaprosiła przyjaciółki, koleżanki z kręgów kobiet. Każda z nas opowiedziała, co jest dobrego w byciu kobietą, co w tym, że się ma miesiączkę, dała jej prezenty. Ja dodatkowo malowałam ją henną. Gdy zapytałam, jaki chce rysunek, odpowiedziała, że węża. Więc miała węża na całe ramię – od dłoni do barku.
Czułam, że tamtego dnia wydarzyło się coś ważnego dla nas wszystkich – nie tylko dla tej 9-latki. Następnego dnia z relacji, którą zdała w podekscytowaniu swojemu tacie, dowiedziałam się, że najważniejsze było dla niej to, że kobiety ją przyjęły. Tak to ujęła: „kobiety mnie przyjęły”. I to było dla mnie poruszające i wzruszające. Wtedy poczułam, jak taka ceremonia jest ważna i dobra, a tak wiele kobiet jej nie miało. Słyszałam dużo miesiączkowych historii, które w ogóle nie były budujące. A kolejne okazje do ceremonii zdarzyły się, gdy zaczęłam o tym opowiadać. I mamy dziewczynek uznały, że też chciałyby coś dla swoich córek zrobić.
Sama w miesiączce miałam etapy uwalniania bólu. Myślę, że w przeszłości mnie bardzo bolała, bo właśnie – nie została uznana. Ani odpowiednio przyjęta. Zamiast ceremonii – wstydliwe szepty. Ból zmniejszał się kolejno – jak byłam w terapii i przyjmowałam ten fakt, że urodziłam się jako dziewczynka, chociaż rodzice wyczekiwali chłopca. Później – gdy urodziłam dziecko. I jeszcze kolejny, gdy weszłam w środowisko kręgów, kobiet lubiących kobiecość, znalazłam się na warsztatach u Natalii Miłuńskiej, na których dowiedziałam się, jak można żyć w zgodzie ze swoim rytmem i jak można o siebie zadbać, żeby doświadczenie cyklu było budujące. I chyba, gdy nastąpiła we mnie całkowita akceptacja dla miesiączki, to znikły wszelkie bóle. Wiem, że mam miesiączkę, kiedy pojawia się krew.
Co byś chciała powiedzieć o byciu kobietą i miesiączce dziewczynce, która trafi na ten artykuł w sieci?
M.: Lubię być kobietą. Lubię być między kobietami. Być w kobiecej przestrzeni, w kręgu – jest dobre i bezpieczne. Tu można dostać miłość, wsparcie i uzdrowienie.
Sama urodziłam córkę, która jest moim „lusterkiem” i nauczycielką. Jest piękna i doskonała.
W byciu kobietą jest tyle świetnych rzeczy! Choćby to, że można sobie wzajemnie pożyczać sukienki, uczyć się, jak się malować, obdarowywać się. Mam cztery przyjaciółki, z którymi celebrujemy wzajemnie swoje urodziny. Można się trzymać razem, wspierać, robić wspólnie różne rzeczy.
A bycie kobietą przy mężczyźnie? To dla mnie cały czas odkrywanie. Mam dużo przyjaciół mężczyzn, którzy mnie wspierają.
Więc mogę powiedzieć każdej dziewczynce, że miesiączka to czas, kiedy można dać sobie większy luz, czas, żeby siebie słuchać. Teraz, gdy wiem, że jestem połączona z Ziemią, kiedy naprawdę to czuję – a to cykl mnie łączy – inaczej odbieram swoją krew. Wcześniej widziałam ją z punktu widzenia medycznego – że to utrata krwi, że jak się traci krew, to jest coś niewłaściwego. A teraz czuję, że to jest naturalne. Moja 5-letnia córka wie, kiedy mam miesiączkę i czasem kiedy chce się ze mną wykąpać, pyta: „Mamo, czy dzisiaj leci ci krew?” Wie, że to jest naturalne, że kobiety tak mają. Teraz naprawdę czuję powiązanie z Ziemią. Poczułam, że moje ciało, to jedyne, co do mnie naprawdę należy – zmieniają się ubrania, mieszkania. Możemy sobie kupować ziemię na własność, ale do nas należy tylko nasze ciało. A wszystko, co mamy, czyli ciało – pochodzi od Ziemi. Krew jest więc czymś jedynie naszym, co możemy Ziemi dać. Świadomość tego dużo zmienia w moim odczuwaniu miesiączki.
Jak przykładowo może wyglądać świętowanie pierwszej miesiączki?
M.: Siadamy w kręgu z tą dziewczynką i opowiadamy. O kobiecości, o miesiączce. Ta dziewczynka może być trochę onieśmielona – że przychodzą starsze kobiety i gadają. Ale nawet wtedy to działa. Mówimy o tradycji Czerwonego Namiotu*. Każda może od siebie coś wyjątkowego tej dziewczynce powiedzieć. Dostaje też błogosławieństwo. Honorujemy ją i jej ciało. Może być przy tym malowanie henną, prezenty. Rysunek henną to inny wariant tatuażu. To wzór upamiętniający to ważne wydarzenie. Teraz tatuaże są tak popularne, tyle osób je ma. Ale obrazki, które wybierają, często są wybrane dlatego, że są ładne. A one mogą coś o wiele więcej znaczyć, To może być nowy wzór na nową drogę. Amulet i symbol przejścia.
Z jaką myślą jedziesz do tej dziewczynki?
M.: Jestem podekscytowana. Za każdym razem jest to poruszające i widzę, jak wiele to daje – i dziewczynkom, i każdej kobiecie, która z nami jest. To jest świetne, że te możliwości wsparcia dziewczynek, młodych kobiet, pojawiają się. Gdy ja byłam dziewczynką, nie wiedziałam, że można zrobić taką ceremonię.
Ostatnio spytałam dziewczynkę po przyjęciu do Kręgu Kobiet, czy ma jakieś życzenie. Powiedziała, że chce z nami zagrać w piłkę. I <śmieje się> zagrałyśmy, przed jej domem, na trawie, podwijając nasze odświętne suknie!
Prowadzisz też inne ceremonie…
M.: Maluję henną kobiety w ciąży. Czasem jesteśmy we dwie – tylko ja i ona, czasem z partnerem, czasem są całe przyjęcia – z przyjaciółkami, bliskimi kobietami, na których tworzymy pole narodzin. Malowanie trwa zazwyczaj pół godziny, godzinę, ale to często trwa o wiele dłużej, bo nie chodzi tylko o rysunek, ale o rozmowę. Od niedawna jestem doulą, więc tematy porodowe są mi bliskie. Tworząc pole narodzin, robimy ceremonię z błogosławieństwem. Każda kobieta mówi coś od siebie w intencji porodu – dla mamy, dla dziecka. To często bardzo poruszające chwile i bez względu na to, skąd jesteś, stajesz się częścią świętej przestrzeni. Koleżanka miała pomysł, żeby dać świeczki każdej z kobiet, a w chwili, gdy zacznie się poród, każda z nich zapali świeczkę u siebie w domu – w intencji wsparcia.
Biorę udział w zajęciach prowadzenia rytuałów inicjacyjnych. Żeby uświęcać te ważne momenty w życiu. Zajmowałyśmy się też tym, co jest trudnego w byciu kobietą, co się działo, co słyszałyśmy, gdy my miałyśmy pierwszą miesiączkę, co jest niełatwego w byciu z kobietami, w siostrzeństwie. A potem ta, która była gotowa, mówiła, co by potrzebowała przyjąć od innych kobiet. Słowa, gest, masaż – cokolwiek. To był bardzo karmiący czas.