A jeszcze jakiś facet (albo kobieta!) przyjdzie i powie – a co świętujesz? Ja mam ptaka i się nie chwalę. Świetnie, a ja mam cipkę i dzisiaj się chwalę, i dzisiaj się cieszę, bo dziś jest Dzień Cipki.
Chociaż większość z nas akceptuje siebie jako kobietę, swoją seksualność, cielesność, waginę i miesiączkę, to przecież to święto jest potrzebne. Nie tylko tym, które dopiero uczą się akceptować. Ale także tym, które akceptują. Żebyśmy pamiętały, jaki skarb mamy między nogami. Żebyśmy pamiętały, że to fajnie być kobietą. Dlatego się cieszę że Dni
Cipki są i powoli stają się tradycją.
Na Dniach Cipki spotykają się mądre kobiety. Kobiety otwarte, bezpośrednie. Kobiety, które mają różne ciekawe doświadczenia seksualne, które bez ogórek opowiedzą Ci o tym, czego próbujesz się anonimowo dowiedzieć z internetu. Albo z jakiejś książki wydanej 15 lat temu, która do dziś nie doczekała się przekładu na polski. I dlatego naprawdę warto na Dni Cipki przyjść. I nie tylko na Dni Cipki, ale na każde inne wydarzenie, które ma kobiecość w tytule. Bo spotkanie mądrych kobiet naprawdę może odmienić Twoje życie.
Okres, orgazm i ulubione dildo
Kolorowane na pikniku cipki
Dni Cipki rozpoczęły się dyskusją w klubie 8 dzień tygodnia. Na tę dyskusję zostałam zaproszona jako panelistka, ale nie ekspertka. Zamierzenie było takie, że wszyscy wspólnie oglądamy krótkie filmiki z Betty
Dodson i Carlin Ross, a potem rozmawiamy na poruszane przez nie tematy. Podobało mi się to, że nie ma ekspertów, i że doświadczenie każdej kobiety będzie ważne i równoznaczne. Cieszyłam się na rozmowę o osobistych doświadczeniach, bez powoływania się na statystyki, wyniki badań. Zbyt często mówi się o seksualności w tych kategoriach. Zbyt często o kobiecym doświadczeniu wypowiadają się mężczyźni seksuolodzy, psychologowie i psychiatrzy. Jakby lepiej wiedzieli, co czujemy, kiedy mamy okres albo skąd wiemy, że mamy orgazm.
Maja i cipkowe logo
Prawdę mówiąc warunki, w których dyskusja się odbywała (zimo, ciemne oświetlenie i nie najlepsza organizacja przestrzeni), trochę ją rozłożyły. Ale i tak usłyszałam kilka ważnych dla mnie głosów kobiet. Było kilka słów o okresie, dosłownie ze dwie wypowiedzi. Jedna o tym, że rodzina zwraca uwagę, gdy przy obiedzie mówimy, że mamy miesiączkę. Bo to niestosowne (Wy też tak uważacie?). Druga o tym, że nasi faceci wkładają nam ręce w majtki i nie przejmują się krwią. Że często to oni zmieniają nasze do
miesiączki nastawienie. Bo jeśli im krew nie przeszkadza, i jeśli nie boją się, że się ubrudzą, to dlaczego mamy się przejmować tym my? Tak, ja też znałam chłopaka, który marzył o tym, żeby kochać się z kobietą w trakcie jej okresu. Dlaczego? Bo to by było takie magiczne – powiedział mi kiedyś.
Było też kilka słów o zabawkach erotycznych. Gdy jedna z kobiet powiedziała, że nigdy nie była w sex shopie, druga odpowiedziała: I w ogóle ci się nie dziwię. Raz w usłyszałam od sprzedawcy „po co ci wibrator, mała? Ja ci zrobię lepiej”. Wtedy ucieszyłam się, że w większości sex shopów, w których ja byłam, zazwyczaj sprzedawały kobiety.
Tęczowa Wężyca
Natalia Miłuńska
Drugi dzień cipkowych wydarzeń otwierał wykład Natalii Miłuńskiej: Jak polubić miesiączkę i odzyskać cipkę w pełni? Frekwencja była tak niska, że aż trudno mi w to uwierzyć, była nas na sali garstka. Natalia zauważyła, że to najbardziej kameralny wykład, jaki jej przyszło wygłosić. Dla mnie był to najciekawszy wykład na jakim byłam w życiu. A wierzcie mi, że przez 5 lat studiów, działania w różnych kołach, a potem także i podróżowania po Polsce, zdarzyło mi się być na różnych fascynujących wykładach. Ale żaden nie był o tym, o czym mówiła Natalia – o kobiecości, o ciele, o krwi i mitologii, o świętości. To był wykład o nas – kobietach i dla nas – kobiet. Bardzo rzadko chyba zajmujemy się tak ciekawym tematem, jak my same. Jest tyle innych „ważniejszych” rzeczy…. Nie napiszę Wam teraz, o czym mówiła Natalia, ale serdecznie polecam, żebyście przy najbliższej okazji poszły na jej wykład. Bo naprawdę – może odmienić Wasze życie.
A przy okazji – zastawiam się, na ile frekwencja oddaje kobiecą niechęć do miesiączki. Czy naprawdę tak jej nienawidzimy, że nie możemy o niej słuchać? Chyba tak. Z tego, co zauważyłam, to odniosłam wrażenie, że wszystkie, które przyszłyśmy, lubiłyśmy miesiączkę. Cóż, miałyśmy okazję jeszcze bardziej ją polubić i lepiej zrozumieć. Teraz wiemy, dlaczego na przedstawieniach bogiń często pojawiają się i węże, dlaczego Maryja Dziewica miażdży głowę węża oraz co opowiadał australijski mit o Tęczowej Wężycy. Wiemy też również, dlaczego Tor wykąpał się w krwi Gigantek i co w związku z tym nastąpiło. Wiemy, skąd się wzieło imię „Adam” i jaki związek ma z krwią menstruacyjną. A Wy – jeśli chcecie się dowiedzieć tego i innych ciekawych rzeczy, to wybierzcie się na wykład albo warsztat Natalii Miłuńskiej. Przy okazji – mam nadzieję, że uda mi się ją zaprosić do Wrocławia, żeby podzieliła się swoją wiedzą. Więc, wrocławianki, trzymajcie kciuki, a wtedy się uda.
Malujemy cipki, testujemy mooncupy
Stanowisko pracy twórczej. Malujemy!
Po wykładzie zaczęły się targi. W jednym pomieszczeniu Eufemii odbywały się targi rożnych kobiecych akcesoriów, a na górze, na dworze trwał piknik. Przygrywała muzyka, dziewczyny i kobiety rozmawiały sobie w grupkach, malowały cipki, sprzedawały, kupowały, naklejały logo cipkowe na kurtki i torebki. Fantastycznie się bawiłam i kilka godzin wydało mi się kilkoma chwilami. Chciałam obejrzeć wszystko i porozmawiać z każdym (każdą!), ale oczywiście i tak się nie udało. Zbyt wiele ciekawych kobiet, zbyt wiele ciekawych rzeczy. Na początek kupiłam sobie śliczną,
sexy podpaskę Naya i to mnie wprawiło w szampański humor. Potem zaprezentowałam koleżance moją technikę składania (a raczej zgniatania) kubka menstruacyjnego. A potem zaczęłam oglądać to, co na swoim stoisku miały dziewczyny z Pussy Project.
Pussy Project
Dorota Sakowska na targach
Pussy Project to nieformalna grupa, która od dwóch lat organizuje
dziewczyńskie spotkania, na których mówi się o seksie,
masturbacji, kobiecości i innych fajnych rzeczach, no i – ogląda się gadżety erotyczne. Cel spotkań to oswojenie seksualności, poznanie jej, obgadanie z koleżankami. Dorota Sakowska podkreśla to, że często uważamy, że mówienie o tych sprawach, odziera z intymności. Nie, tak nie jest. Mówienie o nich dopiero pozwala budować intymność, bo nie gubimy się już w niepewności. Dziewczyny są ideowe, co jakiś czas urządzają spotkania w domach swoich i swoich koleżanek. Wiedzą, że takie spotkania mogą trwać i do trzeciej w nocy, bo gdy w końcu rozwiązują nam się języki, to chcemy mówić i mówić. Mam nadzieję, że kiedyś na takim spotkaniu się znajdziecie i Wy.
To, co sprzedają Pss Project, to zabawki śliczne i dobre. W przeciętnym polskim sex shopie, w zalewie tandety, niełatwo je znaleźć. Niestety, cena nie jest zbyt przystępna dla „przeciętnej gospodyni domowej”. Od kulek po 70-80 zł, po wibratory po 300-400 zł za sztukę. Jeśli chciałybyśmy sobie kupić kulki, dildo i dwa wibratory, z tysiąc by na to poszedł. Dlatego życzę Wam serdecznie, żebyście miały dużo pieniędzy i mogły sobie kupić te cuda. Sam ich wygląd sprawia, że chce się je mieć.
Gadżety Barbarelli
Joannę Keszkę, redaktorkę naczelną serwisu Barbarella, poznałam miesiąc temu na nagraniu dla Miasta Kobiet, więc wiedziałam, że lubi mówić o zabawkach erotycznych. Joanna oprócz serwisu ma także butik z gadżetami. I te gadżety wozi po całej Polsce, i namawia Polki do ich używania. Podonie, jak Pussy Project, sprzedaje głównie „kobiece marki”, takie jak Lelo i Fun Fuctory, więc ceny do najniższych nie należą. Ale Joanna mówi o tych zabawkach z takim przekonaniem, że człowiek naprawdę chce się skusić. Najgoręcej polecała ulubiony wibrator Nea. Nea jest wielkości kilku centymetrów i mi najbardziej przypominała obłą klamrę do włosów, szczególnie że miała jeszcze kwiatowe wzory. Jest to wibrator typu bez użycia rąk, który można włożyć w bieliznę. Delikatnie masuje wulwę. Nea jest śliczna, kobieca i skuteczna, jej jedyny mankament to cena. Prawie 300 zł. Obyśmy zawsze miały wiele pieniędzy do wydania.
Polecana Nea
Joanna przekonuje, że każda kobieta powinna mieć jakiś gadżet, dzięki któremu będzie mogła lepiej poznać swoje ciało, otworzyć się na inny rodzaj przyjemności. I jak tu się z nią nie zgodzić? Dlatego jeszcze raz Wam życzę, żebyście zawsze miały dużo pieniędzy do wydania. Cóż, za piękne i kobiece gadżety trzeba płacić. Na pocieszenie mogę Wam powiedzieć, że większość z nich przypomina małe dzieła sztuki współczesnej. I że z czymś takim kobieta naprawdę zaczyna się czuć jak księżniczka.
Piknikowo
A to ja – też mam cipkę 🙂
Na zewnątrz kolorowe stoisko prezentowała Kinga Załęska, którzy przyniosła własnoręcznie wykonaną skórzaną biżuterię – m.in. śliczne bransoletki-waginetki. Na pierwszy rzut oka człowiek nie wie, że patrzy na „taką” bransoletkę, a potem wszystko staje się jasne. Bransoletki mają taką zaletę – są dobre i dla kobiet, które „chcą się obnosić ze swoją kobiecością” (no, nie mogłam się powstrzymać przed tą parafrazą), a także dla tych, które słowo „wagina” wypowiadają cichutko i tylko po zgaszeniu światła. Mi się bardzo spodobały i żałuję, że większość pieniędzy wydałam na co innego, bo tę granatową bransoletkę naprawdę nosiłabym z przyjemnością. Bo lubię się obnosić.
Można też było kupić kartki z wywrotowymi i afirmacyjnymi hasłami oraz inne różne słodkie duperelki, których samo oglądanie już sprawiało przyjemność.
Mogłabym napisać jeszcze wiele o tym, co się działo. O prezentacji jak używać kubeczka menstruacyjnego, jak uprawiać tantryczny seks, o kuluarowych rozmowach, wywiadach i komentarzach. Ale napiszę jedno – przyjdźcie za rok na Dni Cipki. Przychodźcie zawsze na każde kobiece święto. Tak fajnie jest być kobietą i pogadać o tym z innymi kobietami. A szczególnie – z mądrymi kobietami.
Jeśli i Wy tam byłyście, to wyślijcie swoje relacje. Czekam: v.ilnicka@seksualnosc-kobiet.pl
Większe i inne zdjęcia z Dni Cipki tutaj.
A tak było na Dniach Cipki w 2010 roku.
PS. Oczywiście jestem bardzo ciekawa, jak było w niedzielę na warsztatach, no i żałuję, że akurat ten, na który się zapisałam, został odwołany. Może za rok się uda!