Pierwszy wielki plus ”Ciemniejszej strony Greya” to duża liczba scen seksu oralnego, a dokładniej sztuki cunnilingus. Brawo!
Kto śledzi Seksualność Kobiet od lat, ten wie, że na książce 50 twarzy Greya nie zostawiłam suchej nitki – bo też uważam, że jej się to nie należy, dlatego że jest tandetna (co jeszcze można wybaczyć) i szkodliwa (a tego nie odpuszczę). Wie także, że film o Greyu – część pierwsza całkiem mi się podobał.
A teraz – oczywiście na Walentynki – mamy część drugą tej niesłynnej trylogii. Jaka ona jest? Dość amerykańska – zły chłopiec chce się zmienić dla dobrej dziewczyny. Przeżył koszmar, traumę, która zamknęła go na miłość i bliskość z drugim człowiekiem. Ale spotkał naiwną Anę – swoją „uzdrowicielkę”. Więc jeśli chodzi o fabułę, to ta nie poraża świeżością ani nagłymi zwrotami akcji. To ani Memento, ani Magnolia – tym bardziej nie Szósty zmysł. Nie umywa się także do naszego rodzimego filmu o Michalinie Wisłockiej. Ciemniejsza strona Greya to nie jest film dla koneserów. A jednak ma swoje zalety.
I o nich napiszę najpierw, bo wiem, że dużo osób wybierze się na Greya trochę jak na film instruktażowy. A w okolicach Walentynek i Dnia Kobiet można z tego filmu zaczerpnąć kilka inspiracji.
„Pocałuj mnie”
Pierwszy wielki plus Ciemniejszej strony Greya to duża liczba scen seksu oralnego, a dokładniej sztuki cunnilingus. Kiedy Ana mówi do swojego kochanka „pocałuj mnie” – chodzi jej o to, aby złożył pocałunek na jej łonie – co on robi zawsze z ochotą. Właściwie większość scen miłosnych zaczyna się od tego, że Christian pieści Anę ustami lub palcami. I pod tym względem ten film to dla mnie prawdziwa bomba i rewelacja! Nie wiem, czy producenci naoglądali się reklam Lickstera, ważne, że po pseudoerotycznych hitach sprzed lat takich jak 9 i pół tygodnia (w których najbardziej podniecające dla kobiety miało być jej gwałcenie i poniżanie) mamy w końcu film, który zobaczy duża publiczność, a który pokazuje to, co faktycznie wielu kobietom sprawia orgazmiczną przyjemność! Brawo dla scenarzystów!
Grey – łóżkowy McGyver
Kolejny miły seksualny akcent to Greyowska pomysłowość. Po romantycznej kolacji Christian nakłania Anę, żeby ta zdjęła majteczki jeszcze przy stoliku w restauracji, żeby potem dostarczyć jej paru doznań w windzie pełnej ludzi. Innym razem – gdy wybierają się na doroczny bal – przynosi jej kulki gejszy do wypróbowania (patrząc na ich rozmiar i wyobrażając sobie ich ciężar – dochodzę do wniosku, że Ana jest mistrzynią Kegla – ale to i tak fajnie, że one się tam pojawiły).
I takie właśnie małe smaczki można sobie z tego filmu wykorzystać. Niuansiki, które dodają codzienności pikanterii. Naprawdę, nie trzeba być milionerem, żeby dać swojej partnerce kulki gejszy (kosztują około stu złotych) ani tym bardziej trochę oralnej przyjemności (to jest już zupełnie za darmo!).
Jest jednak i druga strona medalu. W części pierwszej Grey jest wręcz psychopatycznym, toksycznym typem. Tym razem trochę tej toksyczności odpada, a jednak zostaje coś, co można mylnie utożsamić z męskością czy stanowczością – a jest po prostu zaborczością. Dziewczyna Greya nie może być samodzielna i niezależna. Nie może pracować w firmie innej niż taka, która należy do niego, czy też mieć orgazm dla siebie – ona ma dojść dla niego. Teksty typu „dojdź dla mnie” wypowiedziane w tonie rozkazu średnio mnie podniecają i idealnie wpisują się w stereotyp, w którym to kobieta przeżywa przyjemność po to, żeby podniecić partnera… Ale rozumiem, że seks to niekoniecznie sfera, w której każdego najbardziej kręci poprawność polityczna.
Jednak Ana nie na darmo jest Amerykanką XXI wieku. Może i nie masturbowała się nigdy z własnej woli, ale za to potrafi stanąć w swojej obronie, gdy ktoś przekracza jej granice – czy to będzie namolny szef, czy zaborczy partner. I to chyba wielka siła jej jako postaci – nie żyje w lęku przed porzuceniem. Może i wchodzi w związek ze świrem, ale zachowuje swoją niepodległość.
Jeśli ktoś ma ochotę na film lekki i mało wiarygodny psychologicznie – to Ciemniejsza strona Greya jest jak znalazł. A i podniecić się można, i zainspirować. I uwierzyć, że miłość zwycięża – chociaż ja wątpię, żeby Christian zmienił się w przykładnego męża bez wcześniejszej terapii. Ale kto wie – może i na terapię trafi w kolejnej części!