Dawno temu w jednym z odcinków „Szansy na sukces” występował ginekolog. Założył wtedy lateksowe rękawiczki, zanim dotknął mikrofonu, bo, jak powiedział, „bakteria na nim siedziała”. Publiczność gruchnęła śmiechem, żart się spodobał. Ale mam wrażenie, że pierwsze śmiechy czy uśmiechy wywołał już wypowiedzią o swoim zawodzie, gdy tylko o nim wspomniał, natychmiast zapanowała radość, no, może z domieszką konsternacji. Oto do „Szansy na sukces” przyjechał nie nauczyciel czy księgowa, tylko ginekolog. Taki śmieszny gość, który w ramach pracy ma dzień w dzień pokaz cipek. No, boki zrywać.
I tak to trochę jest, mam wrażenie, że jako społeczeństwo nie bardzo wiemy, jak poradzić sobie z zawodem ginekologa i czego oczekiwać po wizycie ginekologicznej. Za mną przeróżne wizyty – jedne lekkie i szybko zapomniane, inne irytujące, gdy lekarz, któremu słono płaciłam, w ogóle mnie nie słuchał, lub też gdy zostałam potraktowana przez ginekolożkę jak rozkapryszona dziewczynka, kiedy zamiast z uległością i cierpliwością poddać się (niepotrzebnie) bolesnemu badaniu, zażądałam, aby to ona była cierpliwa i delikatna. Taką nieprzyjemną wizytę miałam tylko raz w życiu, wiem jednak, że niektóre kobiety bólu lub upokorzenia doznały w gabinecie ginekologicznym kilka razy lub też na jednej z tych bardzo ważnych (np. po poronieniu) lub też pierwszych wizyt i odcisnęło to na nich piętno. Pamiętam kobietę z wulwodynią, z którą kiedyś prowadziłam wywiad; z pierwszej wizyty uciekła i dopiero na korytarzu założyła majtki. Dopiero zagranicą uzyskała potrzebną pomoc, w Polsce była nierozumiana lub wyśmiewana. Można powiedzieć: banał. Można powiedzieć: zdarza się. No dobrze, a jeśli się zdarza: jak wpływa na Twoją seksualność? Na Twoje późniejsze seksualne życie czy też poczucie kobiecości? Ilu kobietom zostaje wrażenie, że „coś z nimi nie tak” po takiej wizycie?
Fantazjowałam nad tym, co by można zrobić, aby te częste złe doświadczenia czy złe skojarzenia odmienić i poczuć, że to właśnie w gabinecie ginekologicznym odzyskuje się kontrolę nad swoją seksualnością? Że to właśnie tutaj możesz poczuć swoją sprawczość, godność, właściwość swojego ciała, także jego intymnych, seksualnych części?
Nie wiem, jak wygląda kształcenie ginekologiczne, ale cieszyłabym się, gdyby miało coś wspólnego z nauką wrażliwości, empatii czy duchowością, bo to, co dzieje się w lekarskich gabinetach, bywa że jest emocjonalne, znaczące i duchowe. Czasem rozstrzygają się sprawy, które mają wpływ na całe Twoje życie. I to sprawy bardzo intymne, osobiste, dotyczące Twoich czułych punktów, delikatnych spraw, życiowych decyzji a także bardzo ważnych części ciała – jednocześnie powiązanych z rozkoszą, dawaniem życia, ale i narażonych na różne choroby, także „wstydliwe” i śmiertelne. To tu można pierwszy raz świadomie rozmawiać o swojej seksualności, ciele, waginie, przyjemności seksualnej, orgazmach czy ich braku; to u można się dowiedzieć, że będzie się miało dziecko czy też usłyszeć bicie jego serca; to tu można przerwać ciążę czy dowiedzieć się o poronieniu – i kiedy o tym myślę, to mam wrażenie, że gabinet czasem jest miejscem bardzo wyjątkowym, w którym dzieją się rzeczy ważne i święte. Może być świątynią intymności. A na ginekolożce czy ginekologu spoczywa wielka odpowiedzialność obcowania z tą intymnością, seksualnością i świętością.
A jednak wizyta ginekologiczna niektórym kojarzy się z niczym innym, a tylko tywialnym „pokazywaniem cipki”. Tak, jakby ta cipka była oddzielona od osoby, która ją ma. Jakby to był jakiś wyabstrahowany organ a posiadająca go osoba nie miała prawa do intymności.
Zainspirowana przez ginekolożkę Christiane Northrup chciałabym zrobić sesję zdjęciową gabinetu ginekologicznego jako miejsca pięknego, przyjaznego, wyjątkowego – bo skoro dzieją się tu rzeczy wyjątkowe i święte, potrzeba do tego wyjątkowej świątynnej oprawy. Chcę zobaczyć gabinet-świątynię z fotelem przykrytym aksamitem, z kwiatami na stole i świecami w lichtarzach. Wiem, że dla niektórych to gruba przesada, ale myślę, że to wahadło musi się teraz wahnąć w drugą stronę. Chcę, aby się wahnęło właśnie do tej rzeczywistości, w której w gabinecie będzie na mnie czekać osoba o wielkim sercu, życzliwości, cierpliwości i zrozumieniu. Taka, która wie, że kobieta ma nie tylko „drogi rodne” czy „narząd kopulacyjny żeński”, ale i wrażliwe, intymne, seksualne centrum, czy też drugie serce, świętą przestrzeń – joni, pochwę, waginę – i że warto do tej intymności podejść z delikatnością. Skoro szpitalne sale porodowe mogą być coraz bardziej przyjazne i intymne, bo tego wymaga proces porodu, pewnie możemy wpłynąć także na wygląd gabinetów ginekologicznych?
Co się dzieje w gabinetach? Jakie tematy są tam poruszane? Ktoś potwierdza to, że zostałaś matką albo że poroniłaś. Ktoś leczy Cię z bezpłodności albo przerywa ciążę. Ktoś przepisuje Ci antykoncepcję, żebyś mogła kochać się bez strachu. Ktoś bada Cię po gwałcie. I – prawie zawsze – ktoś wkłada Ci palce w Twoje wrażliwe, intymne, sekretne, święte miejsce. Czy to naprawę i zawsze tylko „pokazywanie cipki”?
Sądzę, że ta aranżacja miejsca mogłaby pomóc w oddaniu rangi tego, co się właśnie (dla mnie) dzieje. Może dla tej lekarki czy lekarza jestem setną nastolatką, która przyszła po receptę na pigułki, ale dla mnie to ważna sprawa. Mam prawo czuć to, co czuję, mam prawo nie wiedzieć, mam prawo się wstydzić. Nie wiem, jak Ty, ale ja wolałabym przeżywać to wszystko i dbać o swoją seksualność w pięknym otoczeniu i wolałabym chodzić do świątyni, w której moje ciało, moje zdrowie, moja seksualność i intymność zostaną przyjęte jak coś świętego, wyjątkowego, coś, o czym warto mówić życzliwie i z szacunkiem i czego warto z szacunkiem dotykać.
Hmm, ciekawy artykuł…
Seksualność zawsze była i będzie święta. Tak nas naucza Kościół, a także mądrość płynąca z Dalekiego Wschodu. Nasze ciało jest przecież święte, gdyż mieszka w nim pierwiastek boskości.