Na co dzień ciężko nazwać mnie osobą uległą. Jest wręcz przeciwnie – dominuję w otoczeniu, śmiało wyrażam własne zdanie, często wchodzę w rolę lidera grupy, skutecznie protestuję, gdy ktoś przekracza moje granice.
Uległość to mój dar dla Ciebie
Tak właśnie będzie, jeśli podpiszę umowę: nieustanne wydawanie poleceń. Marszczę brwi. Rzeczywiście tego chcę?
Sięgam po sztućce i z wahaniem kroję kawałek mięsa. Jest bardzo smaczne.
– Czy tak będzie wyglądać nasz… eee… związek? – pytam szeptem. – Ciągłe rozkazy? – Nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy.
– Tak – odpowiada cicho.
– Rozumiem.
– Co więcej, będziesz tego chciała – dodaje.
Szczerze wątpię. (…)
E. L. James, 50 twarzy Greya
Na co dzień ciężko nazwać mnie osobą uległą. Jest wręcz przeciwnie – dominuję w otoczeniu, śmiało wyrażam własne zdanie, często wchodzę w rolę lidera grupy, skutecznie protestuję, gdy ktoś przekracza moje granice. Ludzie w większości liczą się ze mną i z moją opinią. Cenię wolność i niezależność oraz nałogowo podważam autorytety. Czasami przytłaczam innych siłą swojej osobowości, choć staram się tego nie robić.
Trudno mnie zdominować. Trudno znaleźć mi kogoś, kto by to potrafił. Do zwyczajnych oczekiwań wobec partnera – na moim poziomie intelektualnym, dojrzały emocjonalnie, mający to „coś” w sobie – dodaję umiejętność zbudowania autorytetu i rozumienie mechanizmów władzy.
Większość „Masterów” w Polsce chodzi na skróty. Zagadują mnie słowami „Na kolana i liż buty swojego Pana, szmato!” i oczekują, że nie będę zadawać żadnych pytań, tylko po prostu przyjadę i dam im się użyć. Jeden z nich powiedział, że nie musi mówić, co lubi – weźmie co zechce. Wciąż zadziwia mnie, że są osoby, które tak właśnie chcą być traktowane, ale najwyraźniej inaczej rozumiemy BDSM; tak jak możemy inaczej rozumieć seks.
Takim „Masterom” radzę się trzymać z daleka, bo budzą we mnie chęć pokazania im ich kompleksów. Przeważnie nie spełniają nawet moich „zwyczajnych oczekiwań”. Ale daję ludziom szansę – może któryś z nich też się rozczarował poziomem? Może zbyt często trafiał na kogoś, kto potrzebował autodestrukcji i obśmiewał go za to, że na pierwszym spotkaniu Master chciał być miły i gościnny?
Nie zdobywa się mnie przez napisanie, że jest się Panem i Władcą. Trzeba nim dla mnie zostać. Mój Master to nie wulgarny socjopata tylko kontrolujący własne i moje pragnienia mistrz od mroczniejszych aspektów seksualności. Szanowany i wielbiony król z bajki (bo książę kojarzy mi się z niewinnością). Ale nie wszyscy podzielają tę opinię.
Oddaję się właściwemu mężczyźnie. Takiemu, który w tym momencie jest dla mnie niezwykle ważny. Takiemu, o którym wiem, że mnie szanuje i do którego mam zaufanie, że nie przekroczy ustalonych granic. Takiemu, z którym czuję się do tego stopnia bezpiecznie, że może mnie związać, zakneblować i zacząć przesuwać nożem po mojej skórze, a ja nadal będę mu ufać.
Oddaję mu się, bo jest wspaniały – nawet jeśli nie jest idealny – i chcę mu okazać, jak dużo szczęścia daje mi nasza relacja. Oddaję mu się, bo chcę mu wręczyć w prezencie to, co na co dzień jest dla mnie niezbędne – wolność, szacunek, godność – i wiem, że zwróci mi je nienaruszone. Oddaję mu się, bo z nim nie potrzebuję niczego oprócz jego samego. Oddaję mu się, bo on daje mi bardzo wiele i chcę mu sprawić rozkosz – taką, jakiej on pragnie. To, że oprócz niego mam swoje życie, cele, zainteresowania, przyjaciół czy codzienne zmartwienia i listę rzeczy do zrobienia po seksie, a wieczorem idziemy na kolację – na równi nic nie znaczy. W momentach całkowitego oddania liczy się tylko seks.
Kiedy ulegam, moim pragnieniem i ambicją jest zadowolenie mojego Pana. Chcę, by realizował ze mną swoje fantazje i czuł się z tym dobrze, poza jakimikolwiek ocenami. Chcę, by cieszył się władaniem mną i czynił to mądrze, okazując, że dobrze mnie zna i ceni – jako osobę i jako jego żywą zabawkę. Chcę, by radował się poczuciem kontroli i zdobywania kolejnych przestrzeni mojej seksualności. Chcę, by był dumny z tego, jak dobrze mnie tresuje do spełniania wszystkich jego zachcianek. Chcę, by mógł przy mnie odetchnąć od feminizującego świata i pławić się w moim podziwie i posłuszeństwie, pozwalając sobie na to, czego nie robi z nikim innym. Chcę być jego ziszczoną męską fantazją – ponieważ on jest moją.
Kiedy ulegam, moja przyjemność nadal jest ważna, ale podporządkowana przyjemności mojego Pana. Przyjemne jest dla mnie uklęknięcie u jego stóp i patrzenie, jak nade mną góruje, gdy ja oddaję cześć jego męskości – fantastyczny, podniecający widok. Przyjemne jest dla mnie powolne, kilkukrotne doprowadzanie mnie niemalże do orgazmu i przerywanie tuż przed kulminacją rozkoszy – nadal odkrywam z moim Panem nowe formy pieszczot. Przyjemne jest dla mnie czucie, jak szybko i mocno potrafi mnie zapragnąć i jak łapczywie dąży do spełnienia. Uwielbiam dostawać prawo do orgazmu w nagrodę za dobrą służbę, ale jeśli mój Pan zechce mnie nagrodzić chłostą, i ją przyjmę z wdzięcznością. Najważniejsze, że on jest zadowolony. Cieszy mnie, gdy jest zadowolony często – to znaczy, że daję mu to, czego pragnie. A tego właśnie chcę, bez względu na feminormę, która dając wybór, mniej lub bardziej dyskretnie wskazuje ten najwłaściwszy.
Uwielbiam seks, doskonale znam swoje ciało, kupuję dla siebie zabawki erotyczne i pachnące żele do kąpieli. Mam sporą kolekcję filmów pornograficznych i preferuję schematyczne hardcore, bo równość w różnorodności jest dla mnie jak obowiązek małżeński. Moje fantazje seksualne są bogate i różnorodne, pełne różnych ludzi. Orgazm w wyniku masturbacji udało mi się odkryć w tak pradawnym dzieciństwie, że ponoć to niemożliwe, a pierwszy raz z mężczyzną był dla mnie jak fajerwerki. Własna seksualność jest dla mnie wartością, a jednak lub właśnie dlatego – świadomie oddaję ją innym. Zawsze wraca do mnie bogatsza o nowe przeżycia. Gdy mój Pan zamienia moje Może Kiedyś w Lubię! Jeszcze raz! i zdobywa dla siebie kolejną przestrzeń, inwestuje również w moją seksualność.
Nie umiem być w pełni sobą w związku bez jakiejś formy ulegania. W czystej wanilii, nawet najszczęśliwszej, brakuje mi tej warstwy tak jak innym brakuje erotyki w miłości platonicznej. Poddawanie się woli Pana jest dla mnie formą ekspresji uczuć do niego – okazuję, że go cenię i jest mi z nim dobrze. Daje mi też tak głębokie poczucie bezpieczeństwa, jakiego nigdy nie uzyskam poprzez kontrolowanie świata. I choć nie przepadam za bólem, jeśli mój Pan chce mi zadawać cierpienie, zniosę je dla niego i podziękuję, bo nic innego nie uświadamia mi do tego stopnia, jak bliski mi się stał. Często podpowiadam mu, jak jeszcze mógłby mnie ukarać i prowokuję go bezwstydnie. Gra w dziwkę jest jedną z moich ulubionych – i jego też.
Choć osoba postronna tego nie zobaczy i nie usłyszy, to zawsze jest gra, w którą gramy – i nasze małe role społeczne, w które dla siebie wchodzimy. Kiedy trzeba, wracamy do relacji partnerskiej, choć niekoniecznie zmieniamy kostiumy. Partnersko negocjujemy zakres jego i moich praw, partnersko ustalamy wspólne potrzeby – a potem odkładamy równość na bok. Zasady, że jemu nie wolno mnie wyzwać, uderzyć czy zmusić do czegoś, są z innej gry, tej społecznej; obowiązują również w konflikcie.
Nasza biegłość w przełączaniu się między regułami jest tak płynna, jak u wieloletnich przyjaciół, którzy mogą sobie dogryzać i wiedzą, co to naprawdę znaczy, kiedy przestać i jakich czułych punktów nie dotykać. Szkoda mi, że Ana tego wszystkiego nie pojęła – ale ona była dziewicą i traktowała wszystkie te „masz się cenić” tak serio jak małe dziecko „nie wolno kłamać”. Ta zabawa nie jest dla dzieci, a bez świadomości ról, bez dobrowolnej, bez przerwy odnawianej zgody, bez wzajemnego szacunku i całkowitej akceptacji nic nie różni BDSM od przemocy.
Kiedy jesteśmy wewnątrz sceny, gdy świszcze pejcz, gorset opinia ciasno talię, a sperma ścieka po twarzy, jesteśmy w tym razem – doskonale zgrany duet robiący coś, co tylko my w pełni rozumiemy. Nieważne, ile będę o tym opowiadać; nikt inny nigdy nie odczyta drugiego i trzeciego znaczenia gestów i słów. To, co robimy, jest tylko nasze. W centrum tajfunu jego brutalności znajdujemy drogę do siebie nawzajem – taką, którą możemy podążyć tylko my.
Zatem jeśli Ci ulegam, nie zapominaj, że dostajesz ode mnie dar. Dar, który jest moim wkładem w naszą relację i który zabiorę, jeśli go nie docenisz.