Kiedyś sądziłam, że muszę. Choć wcale nie chciałam. Jednak żyłam w przekonaniu, że każdy ogląda, że tak już jest, że nigdy nie znajdę mężczyzny, który tego nie ogląda.
Sądziłam, że muszę zaakceptować, ale jakoś wcale mi to nie wychodziło.
Dusiłam w sobie złość. Dusiłam w sobie smutek. Zajrzałam któregoś dnia na internetowe forum. Widniało na nim pytanie „Czy muszę akceptować to, że mój partner ogląda pornografię? Bardzo mnie to boli, ale on twierdzi, że przesadzam.”
I zobaczyłam pod tym pytaniem odpowiedź rzekomo pani seksuolog: „Oglądanie pornografii jest wyrazem normalnej potrzeby. Jeśli nie akceptuje Pani tego, że partner ogląda pornografię, należy popracować nad swoim poczuciem własnej wartości.”
Zrobiło mi się przykro. Ale uwierzyłam w te słowa. Skoro nie akceptuję tego, że mój partner ogląda pornografię, pewnie coś ze mną nie tak. Pewnie mam zbyt niskie poczucie własnej wartości, pewnie muszę coś w sobie zmienić, naprawić. Przecież podobno wszyscy faceci to oglądają, a jakoś kobiety są z nimi w związkach, jakoś z tym żyją. To normalne, a ja tego nie toleruję, czyli ze mną coś nie tak.
Zastanawiałam się dlaczego wzbudza we mnie to tak wiele emocji. Dlaczego mi z tym tak okropnie ciężko.
Po pewnym czasie weszłam w kolejny związek. Zaczęłam od partnera dostawać mnóstwo zakazów i nakazów. Nie chciał, żebym chodziła w krótkich spódniczkach poza domem. Miałam zerwać kontakt z kolegami. Gdy podczas penetracji poczułam ból i poprosiłam o to, byśmy kochali się delikatniej, w reakcji zobaczyłam jedynie minę pełną dezaprobaty.
Czułam się, jak w klatce. Moja seksualność miała przestać istnieć poza murami jego mieszkania.
I nagle cios. Ten sam facet, który tak bardzo ogranicza moją seksualność, ogląda pornografię.
I po raz kolejny mój ból i kompletne niezrozumienie.
Jeśli oczekuje ode mnie wyzbycia się seksualności, a sam ogląda w internecie seks obcych ludzi i inne nagie kobiety, to gdzie tu sprawiedliwość. Gdzie logika i równość. Poczułam złość, dusiłam ją w sobie po raz kolejny. Bo przecież rzekomo wszyscy faceci to oglądają, to normalne, trzeba to akceptować. Postanowiłam, że może i ja powinnam przekonać się jakoś do porno. Pamiętałam jeszcze z czasów dzieciństwa, kiedy miałam pierwszy raz styczność z internetową, darmową pornografią, że pozostawiła ona we mnie ogromny niesmak. Postanowiłam jednak się przekonać, ale nie udało się.
Widziałam, jak przedmiotowo traktowana jest kobieta, widziałam, że nie czerpie satysfakcji, czułam, że dzieję się jakaś krzywda. Wtedy już wyciągnęłam wniosek, że coś z tą branżą jest nie tak. To bardzo nieczysty biznes i darmowe porno to coś, po czym można spodziewać się wszystkiego, również tego, co najgorsze. Nie skreślam branży porno całkowicie, bo dziś wiem, że jest również etyczne porno. Ale to darmowe, którego w internecie pełno, było dla mnie ruletką, podczas której mogłam zobaczyć coś, co przerazi mnie do granic możliwości. Myślałam jednak wtedy, że skoro jest to tak powszechne, to pewnie jest to też normalne i powinnam jakoś się do tego przekonać. Powinnam pragnąć takiego seksu, jaki jest przedstawiony w tych filmach.
Dziś wiem, że to nieprawda, ale taki dostawałam przekaz od otoczenia.
Taki dostałam też przekaz z porno.
Udałam się po poradę do taty. Tata jest mężczyzną, może on mi to jakoś wyjaśni.
„Tato, czy to normalne, że boli mnie to, że mój chłopak ogląda pornografię?”
Na co dostałam odpowiedź: „Każda baba jest zazdrosna o porno, tak samo jak każdy weganin zazdrości tego, że ktoś inny je mięso.”
Myślę, że poziomu tej wypowiedzi nie muszę nawet komentować, jednak wtedy dla mnie jako nastoletniej dziewczyny był to cios. Nie wytrzymałam, chciałam się wyzwolić, poczuć, że mam prawo być sobą. Poszłam upić się z kolegą, zdradziłam z nim mojego chłopaka chyba dziesięć razy tej nocy. Do dziś wspominam tę noc z uśmiechem, choć na pewno nie było to dojrzałe rozwiązanie. Ale było moje, było autentyczne, było dobre na tamten moment. Zdrada definitywnie zakończyła ten związek, uwolniłam się z klatki.
Po paru miesiącach zaangażowałam się w kolejny związek. Po jakimś czasie okazało się, że mój partner jest uzależniony od bardzo brutalnego porno. Jego przemocowe zachowania wobec mnie zaczęły się nasilać z miesiąca na miesiąc. Gdy poprosiłam o pieszczoty oralne, usłyszałam, że tego nie zrobi, bo to nudne, woli złapać mnie za mordę i wyruchać jak dziwkę. Mówił też, że wszystko to, co mnie boli, co sprawia mi przykrość, co przekracza moje granice, jest normalne, bo przecież tyle tego w internecie. Przecież tak uprawiają seks normalni ludzie. Uwierzyłam… Znów ta sama historia. „Mężczyźni oglądają takie rzeczy, więc to normalne”. W międzyczasie dostałam znów parę „złotych rad”. „To, że ktoś coś ogląda, to nic strasznego, nie należy się tym przejmować”.
I naprawdę starałam się w to uwierzyć. Wbrew sobie, próbowałam się do tego przekonać. Do dnia, kiedy mój partner przyszedł mnie z kneblem zrobionym z dwóch mandarynek sklejonych plastrem medycznym, zaczął dusić i próbował zgwałcić. Po tym zajściu zrozumiałam. Cały czas okłamywałam sama siebie. Cały czas próbowałam zaakceptować coś, czego nie akceptuję.
Po jakimś czasie w poszukiwaniu swojego autentycznego stanowiska w kwestii pornografii i jej wpływu na życie seksualne, zrozumiałam co dręczyło mnie od zawsze. Dowiedziałam się wiele o nadużyciach w branży porno, których istnienie od zawsze przeczuwałam. Dowiedziałam się o tym, jak brutalne i odczłowieczone, sztuczne i wyreżyserowane treści wpływają na postrzeganie seksu przez młode osoby, które od okresu nastoletniego mają z nimi kontakt. I zrozumiałam przyczynę zachowań moich byłych partnerów, a co najważniejsze zrozumiałam siebie. Coś, co tyle czasu próbowałam przyjąć jako normę, wcale normą nie jest. To jak plaga. Która niszczy seksualność ludzi.
To, że większość uważa coś za normalne, wcale nie niekoniecznie jest normalne. Znalazłam również etyczne porno, takie jak chociażby filmy Eriki Lust. I zrozumiałam, co tak bardzo mi przeszkadzało w mainstreamowym porno. Odczłowieczony seks bez użycia rąk, brutalna penetracja, obsesja na punkcie rozmiarów, nie wspominając o produkcjach, po których kobiety lądują w szpitalach z pękniętym odbytem czy innymi uszkodzeniami ciała.
I tak, jak akceptuję pornografię etyczną, w której odbiorca ma stuprocentową pewność, że aktorzy byli traktowani z szacunkiem, tak nie akceptuję pornografii śmieciowej, pierwszej lepszej, byle jakiej, której produkcja mogła skończyć się tragicznie i traumatycznie.
Poznałam ostatnio mężczyznę. Rozmawialiśmy właśnie o porno.
Powiedziałam mu wprost, że nie zaakceptuję po raz kolejny tego, że partner ogląda porno nie dające gwarancji etycznej produkcji. Bo tu już nie chodzi o porno. Chodzi o przemoc. Chodzi o świadomość. Chodzi o empatię. Chodzi o wiedzę. Chodzi o bycie człowiekiem.
Dowiedziałam się, że ogląda. Usłyszałam, że robię niepotrzebną dramę. Że w każdej branży dochodzi do nadużyć i nie ma co się tym przejmować. Że takie jest życie, że trzeba to zaakceptować.
Poczułam silny ból emocjonalny po usłyszeniu tych słów. I postanowiłam posłuchać o czym ten ból mnie informuje. A informuje mnie o tym, że ja przemocy nie chcę akceptować. Bo uważam, że czerpanie korzyści z przemocy na ekranie również jest przemocą. Nakręcanie tego biznesu również jest przemocą. Pożegnaliśmy się zatem.
Podzieliłam się swoim ostatnim przeżyciem z koleżanką.
Usłyszałam, że jestem zbyt surowa. Że każdy facet ogląda porno, nie zastanawiając się, czy jest ono z etycznych źródeł. Że zachowując się w taki sposób, nie znajdę nigdy faceta. Że podchodzę do tego tematu zbyt emocjonalnie. Że muszę porozmawiać na spokojnie, że powinnam zaakceptować.
I zastanawiam się, kto ma wyznaczać, co powinnam akceptować, a czego nie.
Zastanawiam się, kto ustala normę. Kto lepiej ode mnie wie, co będzie dla mnie dobre. Kto ma mi mówić, co powinnam uważać za słuszne. Kto ma mi mówić, co jest dla mnie ważne i jakie mam mieć wartości oraz jak się o nie troszczyć.
Nikt! Nikt oprócz mnie.
I nie, nie uważam, że to, co patriarchalny świat postrzega jako normalne, jest normalne. Nie uważam, że muszę godzić się na przemoc, nawet jeśli nie dotyczy ona bezpośrednio mnie. Nie uważam, że reaguję ZBYT emocjonalnie, gdy reaguję emocjonalnie. Gdzie jest granica? W którym momencie reakcja staje się zbyt emocjonalna? Moja reakcja wyraża moje stanowisko. Moja reakcja broni moich wartości. Moja reakcja i moje podejście jest moje.
Dziś wierzę w to, że są mężczyźni, którzy myślą i czują podobnie.
I wierzę, że takiego mężczyznę spotkam. A jeśli nie spotkam… nie boję się tego. Najważniejsze jest to, że jestem sobą i że szanuję siebie. Najważniejsze jest to, że słucham siebie. Wolę być szczęśliwą singielką, niż cierpieć, zmuszając siebie do akceptacji czegoś, czego nie akceptuję.
Jestem z pokolenia, które rosło z internetem w domu. Zawsze dostrzegałam wśród moich rówieśników dużo szkodliwych wzorców, schematów i stereotypów wyniesionych z darmowego porno. Dzieci wychowane w kraju, w którym nie ma w szkołach rzetelnej edukacji seksualnej, uczą się właśnie z pornografii. Pamiętam czasy, kiedy myślałam, że muszę robić wszystko, co mężczyźni widzą w tych filmach, inaczej nie będę wystarczająca. Ani dla mężczyzn, ani dla siebie. Bo te treści programują. Programują tak, że seks wielu ludzi jest zatruty. Wkrada się do niego niepotrzebna przemoc. Przemoc na partnerce, przemoc na partnerze, przemoc na samym czy samej sobie. Dziś myślę, że mainstreamowe porno powstrzymuje rewolucję seksualną, o którą walczyły feministki. Sztucznie wykreowany, niskiej jakości, toksyczny produkt wkradł się w nasze życie seksualne. Ograniczył je swoimi chorymi, nierealnymi scenariuszami.
Nie chcę, by mój seks był mechaniczną penetracją.
Chcę, by mój seks był obdarowywaniem przyjemnością, miłością i szacunkiem siebie nawzajem.
A jeśli chodzi o to, czym zastąpić meainstreamowe porno, to np. produkcjami Eriki Lust, w których jestem zakochana, a które można znaleźć na Xconffessions. Poza tym lubię pisać swoje własne opowiadania erotyczne czy czytać je na portalu seksualnosc-kobiet.
Więc czy muszę akceptować to, że mój partner ogląda porno?
Nie. Nie muszę akceptować nic, czego nie akceptuję.
A powody ku temu to moja osobista sprawa.
I tylko ja mam prawo sądzić, czy są one słuszne czy nie.
Nikt inny.
A co, jeśli w ogóle nie akceptuję w swoim życiu pornografii?
Również, jeśli pochodzi ona z etycznych źródeł.
Czy muszę zaakceptować to, że partner to ogląda?
Moim zdaniem kluczowe jest w tej sytuacji pytanie: „Czy ja w ogóle chcę to akceptować?”
Uważam, że nieakceptowanie pornografii jest w porządku. Być może oglądanie pornografii w ogóle nie jest zgodne z moim systemem moralnym czy emocjonalnym. I wcale nie oznacza to, że jest z mną coś nie tak. Oznacza to jedynie, że jestem żywym człowiekiem, który ma swój własny wewnętrzny kompas. Społeczeństwo niestety działa tak, że zależnie od epoki narzuca nam z góry system moralny, którego przestrzegania się od nas oczekuje. Gdybym żyła w XVI wieku, uznanoby mnie za wariatkę, gdybym głośno mówiła o tym, że nie akceptuję tego, że mój mąż sypia z innymi kobietami. Czy byłabym wariatką?
Autorka: Aleksandra
* Trafiła pani na … dupka.
* Jak facet przedkłada pornografię nad tête-à-tête z dziewczyną, to coś z nim nie tak.
* W języku polskim brak jasnych i konkretnych definicji
i do jednego worka wrzuca się plakat z Sofią Loren, oraz niemieckie porno.
* Pani ojciec to, patrz punkt wyżej, niezrozumienie wynikło z niedookreślenia definicji, albo co gorsza sprecyzowała pani o co chodzi. Wtedy współczuję.
Ale jeśli nie to warto z ojcem temat przegadać, jak znam ojców córek to pani partner skończy na chirurgii szczękowej, albo na dnie stawu, jako betonowa wylewka pod hipermarket, garść popiołu w na hałdzie za elektrociepłownią.
A jakby tak spisać białą listę czasopism, książek i filmów ?
Na zasadzie że jak coś nie na liście to … konsekwencje ( i tu kolejna lista )
Smutno to czytać, jednak taki problem istnieje, czego współczuję! Sam nie oglądam pornosów, wywołują we mnie niesmak, można to określić jako 'wsteczny wzwód’, nie mam po tym ochoty na seks (może coś ze mną nie tak ;-)). Zdarza się, że z partnerką włączamy sobie delikatny film z kobietami, taki gdzie widać że obie strony czerpią satysfakcję i dzielą się nią. Życzę, żeby znalazła Pani Mężczyznę a nie faceta czy chłopaka 🙂
Oj tak, podpisuje się pod tym obiema łapkami. Również nie akceptuję pornografii i cudowanie, że Pani również dała sobie pozwolenie na nie akceptowania jej. Nie jest Pani sama! 🙂
Może to zabrzmi paradoksalnie, ale miło mi przeczytać, że nie jestem sama w swoich przykrych przeżyciach wokół tematu masowej konsumpcji pornografii przez mężczyzn.
Ludzie oglądający porno są dla mnie niczym …. niczym bracia 🙂