Slut-shaming nadal trzyma się mocno, ale jest dużo słabszy niż np. jeszcze sto lat temu. Przed wiekiem Zofia Nałkowska wdała się na łamach prasy w ostrą polemikę z lekarzem, który z całą powagą naukowego autorytetu twierdził, że porządna kobieta nie jest w stanie czerpać satysfakcji z seksu. Dla skromnej, wstydliwej niewiasty obowiązek małżeński zawsze jest… no właśnie, przykrym obowiązkiem. Porządna kobieta nie jest fizjologicznie przystosowana do osiągnięcia orgazmu.
Co innego prostytutki. One i tylko one, dzięki przerośniętym łechtaczkom, były według pana doktora zdolne do osiągania rozkoszy. A jeśli porządna kobieta odczuwa przyjemność to… no cóż, widocznie nie jest porządną kobietą. Co wtedy poczuły czytelniczki pana doktora, samozwańczego obrońcy skromności niewieściej?
Zapewne teraz podobnie źle mogły poczuć się kobiety, które stosują plastry antykoncepcyjne i w czasie obezwładniających upałów nie noszą swetrów, by zasłonić ramiona, co pan dziennikarz (i nie tylko on) odczytuje jako zaproszenie do seksu. Nie wiadomo, czy uważa że zaproszenie jest skierowane tylko do niego, czy do wszystkich mężczyzn. Jak nie zbyt krótka spódniczka, to plaster antykoncepcyjny. Krótko mówiąc, przerąbane.
Żeby kobieta nie ukrywała tego, że jest aktywna seksualnie? Powinna się wstydzić! I choć nie ma już pręgierzy, to Twitter, na którym podzielił się swoim zgorszeniem dziennikarz, może być w tej roli równie skuteczny.