Chcę porozmawiać o nagości w relacji rodzic – dziecko i rozwiać różne strachy, które – co wiem z mojego gabinetu – wielu rodziców bardzo krępują. Z Małgorzatą Ohme, psychożką rozmawia Aleksandra Szyłło (Artykuł ukazał się w „Wysokich Obcasach).
A. Sz.: Dużą część jednego z ostatnich numerów magazynu dla rodziców „Gaga”, którego jesteś redaktorką naczelną, poświęciłaś nagości w domu. Chcesz namawiać rodziców do chodzenia nago przy dzieciach?
M.O.: O nie. Nie robię akcji „rozbierzmy się w domu”, nie chcę nikogo namówić, by nagle zrobił coś wbrew sobie, bo to by raczej przyniosło tylko słabe skutki. Chcę porozmawiać o nagości w relacji rodzic – dziecko i rozwiać różne strachy, które – co wiem z mojego gabinetu – wielu rodziców bardzo krępują.
Chodzi mi o nagość rozumianą jako przejaw akceptacji ciała (swojego i dziecka), radość z bliskości, zapachu, ciepła. W naszej kulturze ciało często jest grzeszne, wstydliwe, często jakby „pozbawiamy się” własnego ciała poprzez to, że jesteśmy cały czas zakryci: z sukienki w podomkę, z podomki w piżamę. Wielu z nas nie przyjaźni się ze swoim ciałem, ma takie ciało – wroga. Przejaw: katowanie go niemal z nienawiścią cud-dietami, mówienie o nim z pogardą („Te moje okropne uda, nie znoszę ich”), zaśmiecanie go byle jakim jedzeniem, wydawanie na nie niesprawiedliwych wyroków na podstawie porównań z „ideałami” z Photoshopa. Tego typu hamulce przekazywane z pokolenia na pokolenie powodują, że wiele osób nie ma dostępu do swojego ciała. Nie wiedzą, czy sprawiłoby im przyjemność bieganie nago z dzieckiem po trawie, bo nie potrafią sobie tego wyobrazić. A jeśli dziecko, które jeszcze tych hamulców nie nabyło, próbuje np. przytulić się po kąpieli do piersi mamy czy brzucha taty – wpadają w panikę, krzyczą: „Tak nie wolno!”, karzą spojrzeniem i tonem.
Namawiam więc, by samemu z sobą przerobić temat „ciało (w tym też nagość) w rodzinie”. Przyjrzeć się sobie i odpowiedzieć na pytanie: czy jest mi dobrze tak, jak jest?
Chcę też uspokoić rodziców, którzy np. kąpią się nago z kilkuletnim dzieckiem, bo sprawia to wszystkim przyjemność, a z zewnątrz (np. od babci) słyszą, że to skandal. Nie, to nie jest skandal ani zagrożenie. Nie wyrządza to dziecku krzywdy, wręcz przeciwnie. Dla przedszkolaka nagi rodzic nie jest żadnym wyjątkowo wzbudzającym emocje widokiem. Normalnie: gdy rodzic wychodzi na mróz, to wkłada kożuch, a gdy przygotowuje się do kąpieli, to jest goły.
Mamę może oglądać syn, a tatę córka?
Oczywiście. Niektórzy psychologowie zapytani odpowiadają „bezpiecznie”, że rodzice mogą być z dziećmi nago do drugiego roku życia dziecka. Bo potem wchodzi ono w fazę odkrywania identyfikacji płciowej i zaczyna się interesować: ty masz siusiaka, a ja cipkę, mama ma piersi i dlaczego na dodatek ma włosy wokół cipki? Ja uważam, że nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby rodzina kąpała się razem nago również wtedy, gdy dzieci są większe, kilkuletnie.
Czyli do kiedy?
Dziecko samo da znać. To jest ten moment, kiedy dziecko zaczyna prosić, by pukać do drzwi jego pokoju. Gdy wchodzi w fazę dojrzewania. Wtedy zwykle samo zaczyna zakrywać swoje ciało przed rodzicami i również zaczyna wstydzić się ich nagości. Wówczas wycofajmy się w naturalny sposób. Dla dziecka to wyjątkowo wrażliwy okres, więc powinniśmy być szczególnie taktowni, dyskretni w sprawach ciała. Nie wparowywać do zajętej przez dziecko łazienki, mówiąc: „Daj spokój, o co ci chodzi, znam cię przecież od urodzenia”.
Co dobrego może dać kilkulatkowi wspólna kąpiel z rodzicami?
W naturalny i bezpieczny sposób (komu można ufać bardziej niż rodzicom?) dowiaduje się, jak zbudowane jest ciało i jak ono zmienia się z wiekiem – czyli co je czeka w przyszłości. Ma też szansę nauczyć się szacunku do ciała (trzeba o nie dbać, utrzymywać je w zdrowiu, delikatnie obchodzić się z ciałem drugiego człowieka, bo jest wrażliwe); akceptacji ciała (to normalne, że z wiekiem się zmienia, ale moje ciało jest moim przyjacielem, dzięki temu, że je mam, tańczę, biegam, przytulam się) oraz granic intymności (nie łapiemy taty za siusiaka, bo to jego intymna część, osobista, bardzo wrażliwa).
Zazwyczaj dzieci, które dostają taką lekcję w domu, są spokojniejsze, ponieważ ich potrzeba wiedzy, jeśli chodzi o ciało, jest zaspokojona. Nie odczuwają żadnego wiszącego w powietrzu wstydliwego tabu i pokusy, by je w takim razie
z bojaźnią i wstydliwie odkrywać. Dzieci, które biegają po przedszkolu z siusiakiem na wierzchu albo zapalczywie podglądają rówieśników, to prawie zawsze dzieci z domu, gdzie nagość jest tabu. One nagle ją odkrywają podczas leżakowania i emocje sięgają zenitu. A przedszkolanki oraz zaalarmowani rodzice oczywiście umierają ze wstydu. W skrajnym przypadku rodzice wysyłani są lub sami idą do specjalisty.
Przychodzą do gabinetu i co mówią?
Chcą odpowiedzi na pytania: „Czy nasze dziecko jest zboczone?”, „Co z nim jest nie tak?”. Czują presję na karku, bo dziecko w przedszkolu „narobiło wstydu”, a dziecko przecież powinno być z natury rzeczy „niewinne”.
A skoro nie jest „niewinne” (czyli aseksualne), to jakie? „Winne”?
Otóż to – już język, którego powszechnie używamy, nie pomaga nam żyć w przyjaźni z własną cielesnością. Trzylatek miał być „czysty” jak aniołek, a tu pokazuje spod kołderki siusiaka w przedszkolu. Tym bardziej – mówią jego rodzice – że przecież my jesteśmy porządną rodziną, u nas w domu nikt nigdy nie chodzi nago! W ten sposób działa to błędne koło.
Przerażające jest to, że dorosłe osoby, rodzice, nawet w gabinecie u specjalisty mają trudności z wymówieniem słów: „penis”, „cipka”, „wagina”, „pupa”, „odbyt”.
[…]
Mam wrażenie, że dzieci mogą nas uczyć naturalnego podejścia do cielesności. Pamiętam taką sytuację z moją córką: nie miała jeszcze dwóch lat, leżała na przewijaku po kąpieli, a ja wycierałam ją i jak to mama szczebiotałam: „Ale masz piękny nosek i piękną stópkę, i uszko…”. A Maja na to: „A cipkę też?”. Ja, chwaląc jej ciałko, pomijałam dyskretnym milczeniem miejsce intymne. A dla niej cipka to jak każda inna część.
Ważne, żebyśmy powiedzieli sobie jasno jedną rzecz: dziecko nie jest istotą aseksualną, tak jak niektórzy chcieliby to widzieć. Płciowość istnieje od chwili urodzenia, rozwija się powoli, przechodząc kolejne, odpowiednie do wieku etapy. Natomiast to nie jest tak, że nagie ciało rodziców działa na dziecko podniecająco, seksualnie. Nadzy rodzice na dzikiej plaży czy w jeziorze to przyjemność wynikająca z bliskości, zapachu kojarzonego jeszcze z niemowlęctwem, związku z naturą.
Dzieci nie mają problemu z nagością, to my, dorośli, go miewamy. Większość z nas, jak wynika z badań, wychowana została w domu, gdzie ciało było rzeczą wstydliwą, grzeszną, niebezpieczną, tajemną. O sprawach związanych z ciałem nie rozmawiało się, naturalna ciekawość związana z cielesnością była tłumiona lub wręcz karana. Ciało wielu z nas oglądało głównie w przemycanych wśród rówieśników gazetach pornograficznych, a tam ono często jest sztuczne, upokorzone, uprzedmiotowione. Jest to więc najgorsza lekcja, jaką młody człowiek może dostać. A jeśli rodzic boi się, nie lubi własnego ciała lub uważa je za „winne”, to jak może przyjąć i zaakceptować cielesność partnera czy dziecka?
No właśnie: jak?
Jako psycholog wiem, że zmiany są możliwe, jeśli ich chcemy. Nie muszą być nagłe i radykalne, na pewno nie powinny być wymuszone. W świecie dziecka bardzo liczy się spójność i stałość. Może więc zacząć od pomasowania dziecku gołych pleców, stóp przed telewizorem? Niezakrywanie się w panice, jeśli dziecko wejdzie do pokoju, gdy się ubieramy? Bo to nie jest tak, że im więcej golizny w domu, tym lepiej. Powiedziałabym tak: im bardziej przyjazny, nieskrępowany, naturalny stosunek do ciała – tym lepiej. A ciało to również oczywiście gołe ciało.
A jeśli mam poczucie, że dobrze się czuję ze swoim ciałem, jestem z nim pogodzona, ale najintymniejsze sfery jednak przykrywam, choćby np. bawiąc się z dziećmi na dzikiej plaży, to źle?
To jest to całkowicie w porządku. Granica, jak dalece możemy być w domu „naturystami”, poza tą wiekową, o której już mówiłam, jest w nas. Z punktu widzenia dziecka kluczowe jest to, by dostawało spójny przekaz od obojga rodziców. Są, niestety, rodziny, w których mama wchodzi z dwulatkiem do wanny, a tata stoi w drzwiach i upomina, by się opamiętała, bo „co ona najlepszego robi”. Albo jeden rodzic pozwala w niedzielę rano biegać po domu w koszuli bez majtek, a drugi każe natychmiast się ubierać, „bo to nieprzyzwoite”. Albo babcia dowiaduje się od wnuka, że w sobotę kąpał się na golasa z rodzicami w jeziorze, i robi aferę, upomina rodziców przy dziecku, że „doprowadzą do tego, że będzie nienormalne”.
Z doświadczenia z pacjentami wiem, że jeśli mama i tata różnią się zasadniczo w traktowaniu nagości, to jest to obszar, na którym wyjątkowo trudno o porozumienie. Jeśli rodzice nie są w stanie ustalić wspólnych reguł, dziecko w końcu nauczy się, że przy mamie można biegać nago po ogrodzie, a przy tacie nie (lub odwrotnie). Ale pożre mu to mnóstwo energii – dziecko w takiej sytuacji musi cały czas się kontrolować, to dla niego stresujące i męczące.
Jeśli akceptuję swoje ciało i fizjologię, to co mi wolno nago z dziećmi?
Możesz się z nimi kąpać w wannie bądź jeziorze. Plażować. Biegać i tańczyć w ogrodzie w letnim deszczu. Przytulać się w łóżku, położyć sobie dziecko na brzuchu, jeśli ono tego chce. […]
Możemy np. ustalić z dzieckiem, że gdy robi kupę, zamyka drzwi, bo to jest jego prywatność. Że pukamy do łazienki. Jeśli ktoś się zamknął, nie wchodzimy znienacka. Ale to nie znaczy, że robienie kupy jest tabu. Jeśli nie może jej zrobić albo jest ona dziwnego koloru, otwarcie o tym mówi mamie czy tacie – to bardzo ważne.
Jest też inna granica – tego, co robimy w domu (np. chodzimy nago, siusiamy przy sobie), nie robimy w miejscach publicznych, w szkole czy w gościach. Nagość jest zarezerwowana dla najbliższych – dom, a później dom, który sama stworzę.
Rodzina to nie tylko relacja dziecko – rodzic, ale też rodzeństwo, a także coraz częściej pojawiający się w rodzinach ojczym czy macocha. Co z nimi?
Brat i siostra mogą kapać się ze sobą tak długo, jak chcą. Z praktyki: sami z tego stanowczo zrezygnują, gdy zacznie się etap dojrzewania. A wcześniej? Nie ma tutaj żadnego „niebezpieczeństwa”. Nawet jeśli jako kilkulatki interesują się tym, że on ma siusiaka, a ona cipkę, to jest to całkowicie naturalne i nie ma w tym nic złego. Nie ma nic złego z tym, że ona wypowie pięć razy podczas kąpieli „siusiak, siusiak”, a on np. „pupa, pupa”, albo on jej powie: „Jak będziesz duża, urosną ci piersi jak mamie”.
Jeśli pięcioletnia siostra np. pociągnie sześcioletniego brata za penisa, wystarczy powiedzieć jej stanowczo, że nie wolno, bo to boli i to jest jego delikatna, intymna sfera.
Natomiast jeśli w rodzinie pojawia się nowa osoba, nowy partner mamy czy partnerka taty, to ważne jest wyczucie, empatia. To jest obca osoba z punktu widzenia dziecka i ono potrzebuje czasu, by ją poznać i jej zaufać. Samo da znać, kiedy gotowe jest na bliższy kontakt, również cielesny, np. przytuli się, złapie za rękę. Tak więc pierwszym spotkaniem niech nie będzie nagi partner mamy, który ni stąd, ni zowąd pojawił się w domu. Powiedziałabym tak: im bliższa, szczersza, cieplejsza relacja z „przyszywanym” rodzicem w ogóle, tym bliższy może być też kontakt fizyczny. Jeśli pewnego dnia cała nowa rodzina ma ochotę poskakać nago przez fale, to to jest OK.
Moja koleżanka pojechała w wieku 40 lat do Korei Południowej i mówi, że pierwszy raz w życiu widziała (w eleganckiej łaźni publicznej) takie nagie trio: wnuczka, matka i babcia. Jedna drugiej myła plecy i szorowała pięty. Koleżankę zafascynowała ta starsza pani; mówi, że była piękna, dostojna i naturalna, choć miała pomarszczone ciało bez zabiegów chirurgii plastycznej.
No właśnie, ciało jeszcze bywa stare i chore. Mam pacjentów, którzy po raz pierwszy dotykają swoich rodziców nagich, stykają się z ich fizjologią, gdy ci umierają w domu. Wtedy ta sytuacja jest często niezwykle krępująca dla obu stron, na granicy wytrzymałości. Trudno powiedzieć, dla której strony trudniejsza – nagle trzeba przełamać tyle tabu. W chorobie cielesność i fizjologia nie dają się już ukryć, podobnie jak podczas innej ekstremalnej sytuacji, jaką jest poród. Niemal każdy z nas prędzej czy później znajdzie się w takiej ekstremalnej sytuacji. Wtedy jak w soczewce widać cały nasz stosunek do ciała, jaki budowaliśmy przez lata, jak również poziom bliskości, też właśnie takiej cielesnej, można by powiedzieć, zwierzęcej z tą drugą osobą.
Bo te wspólne kąpiele czy wypady nago nad jezioro, o których wcześniej wspominałam, mogą być dobrym przyczynkiem do rozmów o wartościach. Dziecko widzi, że nie przypominamy plastikowej lalki, mama ma np. bliznę po operacji. Wtedy można dużo opowiedzieć: że ciało się zmienia, starzeje. Ale jest naszym przyjacielem na całe życie, zawsze zasługuje na to, by być kochane i szanowane. Że lubimy ciało nie dlatego, że spełnia ono kryteria z telewizyjnego show o modelkach, tylko dlatego, że ciało to życie. Że nie jest przedmiotem.
W ten sposób cielesność w rodzinie może oznaczać kultywowanie takich wartości jak szacunek, opieka, brak przemocy.
Słyszałam o kobietach po mastektomii, które bliznę po odjętej piersi traktują jak bliznę wojenną po wojnie z rakiem piersi. Blizna wojenna zasługuje na najwyższy szacunek, świadczy o bohaterstwie. One, ich mężowie i dzieci tak ją traktują. Nie kryją więc tej blizny w domu i nie chcą operacji plastycznej.
Podziwiam taką postawę, choć to bardzo indywidualna decyzja i kto nie znalazł się w takiej sytuacji, nie jemu oceniać. Ale taka akceptacja ciała, również w chorobie, jest bardzo życiodajna. Dobrze jest żyć, gdy fizyczność najbliższych jest czymś tak naturalnym jak trawa na łące.
Źródło i całość: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,14299795,Nagosc_w_rodzinie.html?
autor: Aleksandra Szyłło
Zdjęcie autorstwa Jyoti Ranjan Behera / Pexels: