Rozmowy o seksualności to często rozmowy o miłości, intymności, ekstremalnej bliskości. A także o tym, co działa i nie działa dla mnie. Co mi się podoba, co bym chciał/a inaczej. Więc jeśli nie masz nawyku częstego, szczerego empatycznego rozmawiania z partnerem/partnerką o tym, co się między Wami dzieje – możesz mieć opór, żeby tak nagle wyskoczyć z takim tematem.
„Takim”, bo: po pierwsze może on dotyczyć seksu lub intymności. Po drugie „takim”, bo może on dotyczyć tego, co Ci się (nie) podoba – problemów i/lub ulepszeń tego, co jest między Wami. Możesz po prostu nie chcieć się „wychylać” z jakimś problemem… Jednak wyjście z kontaktu z drugim człowiekiem może być bolesne w skutkach. Zobaczymy, jak opisała to Anna Dodziuk:
<<Gosia i Andrzej po 7 latach małżeństwa. Albo po dwóch. W każdym razie zapomnieli już o miodowym miesiącu i tkwią w prozie życia: praca, dom, dzieci. On uważa, że jest niezbyt atrakcyjnym mężczyzną i marnym mężem, ona nie czuje się ani ładna, ani pociągająca i stale ma do siebie pretensje, że nie wywiązuje się na piątkę z roli żony.
Punkt wyjścia weźmy banalny, on mówi do niej: „Kochanie, zupa jest przesolona”. Bo rzeczywiście jest.
Teraz zajmiemy się czytaniem w myślach. Kobieta, która dobrze czuje się w życiu, w swoim związku i w roli gospodyni, pomyśli zapewne: „No trudno. Następnym razem dam mniej soli.” Ale nasza Gosia? Jej monolog wewnętrzny wygląda inaczej: „Nie smakuje mu. Gdybym była dobrą żoną, umiałabym ugotować tak, żeby mu smakowało. Na pewno ma do mnie całą masę innych jeszcze zastrzeżeń i pretensji. Kto wie, czy w ogóle mu odpowiadam. Może już nie chce ze mną być?” I tylko czeka, aż Andrzej za chwilę zacznie mówić o rozwodzie. A on powiedział jedynie, że zupa jest przesolona.
A co się dzieje w głowie Andrzeja? Gosia, u której jego uwaga uruchomiła całą lawinę strachów i kompleksów, musiała zrobić niezadowoloną i smutną minę, bo z jej perspektywy nie chodzi przecież o zupę, tylko o rozwód. On, patrząc na tę skrzywioną buzię, myśli sobie: „Coś złego jej zrobiłem. Zaraz obrazi się i dojdzie do wniosku, że ma po prostu dosyć. To, że wyszła za takie zero, jak ja, wcale nie oznacza, że będzie chciała być ze mną do końca życia.” Jednym słowem – on też już w głowie pakuje walizki.
Sytuacja zrobiła się napięta, ale rozejdzie się po kościach. Tylko, że jeśli dzieje się tak często, to ilość przejdzie w jakość. Spójrzmy więc na konsekwencje podobnych sytuacji.
Po pierwsze – obydwoje zużywają mnóstwo energii na ciągłe sprawdzanie. Z napiętą uwagą śledzą: jak jest w tej chwili? Czy on mnie jeszcze kocha? Czy jej jeszcze na mnie zależy? I wtedy zawsze znajdzie się coś, co potwierdzi to, że nie zależy – na przykład uwaga o zupie.
Co więcej – nawet neutralne lub pozytywne uwagi mogą zostać odebrane jako negatywne. Załóżmy, że Gosia mierzy nowy strój kąpielowy. Andrzej widzi to i mówi: „O, kupiłaś dwuczęściowy kostium”. A ona, sądząc, że nie jest dość szczupła i zgrabna – nawet na niego nie spojrzy i nie zauważy jego aprobującej miny – i pomyśli: „No tak, chciał mi delikatnie dać do zrozumienia, że nie powinnam pokazywać za dużego brzucha. Już mu się nie podobam.”
Wobec nagromadzenia podobnych nieporozumień oboje starają się nie podejmować zapalnych tematów. Ale w ich sytuacji takimi zapalnymi tematami szybko okazują się wszystkie, które coś mówią o drugiej stronie. Inaczej mówiąc: w ogóle przestają ze sobą rozmawiać.
Po drugie – unikają okazywania wszelkich oznak niezadowolenia. Andrzej na drugi raz głęboko się zastanowi, czy w ogóle powiedzieć, że coś mu nie smakuje. W efekcie Gosia nie będzie zbyt wiele wiedzieć o tym, co mu smakuje, co on lubi a czego nie lubi. Zaś Andrzej będzie tłumił swoje niezadowolenie i godził się z sytuacją, która mu nie odpowiada. Do czasu – ponieważ w końcu sytuacja będzie tak napięta, że jedno z nich wybuchnie. Wtedy to drugie, które też zdążyło nagromadzić sporo urazy i pretensji, odpowie tym samym. I zacznie się coś, czego oboje nie rozumieją: wielka awantura z błahego powodu.
Po trzecie – każda oznaka smutku, złości lub zniecierpliwienia Gosi jest odbierana przez Andrzeja, że zrobił coś nie tak. Że „wszystko przez niego”. A Gosię może boleć ząb, może mieć przykrości w pracy lub mogła się pokłócić z przyjaciółką. I chce, żeby ktoś ją pocieszył lub chociaż wysłuchał, a tu mąż już też wpadł w przygnębienie lub irytację pod wpływem jej skwaszonej miny. Więc ona z miejsca traci chęć opowiadania temu ponuremu partnerowi, co jej się dziś przytrafiło. Tak samo Andrzej: miał męczący dzień albo boli go głowa, ale Gosia jest pewna, że to chodzi o nią. Więc na wszelki wypadek nie odzywa się i schodzi mu z drogi. W ten sposób zamiast wspierać się nawzajem w drobnych i większych kłopotach, oddalają się od siebie.
Po czwarte – obydwoje czekają na jakieś potwierdzenie, dowartościowanie, przejaw uczucia drugiej strony. Ale nie są zbyt skłonni wychylać się z tym sami. Nie zrobię tego, boję się, że mnie odtrąci – myślą. I tak czekają, obydwoje, nieraz latami, coraz bardziej utwierdzając się w poczuciu, że są nieważni, niekochani, niezauważani.
Po piąte – unikają wyjaśnienia tego, co się między nimi dzieje. Każde z nich obawia się, że kiedy piśnie choćby słówko na ten temat, dopiero wtedy druga strona zacznie się serio zastanawiać i niechybnie dojdzie do wniosku, że popełniła życiowy błąd, decydując się na ten związek. Jest w tym coś z myślenia magicznego (niektórzy nazywają to strusią polityką): jeśli będę siedzieć cicho, może to jakoś będzie, ale jeśli coś powiem, wszystko się posypie. […]
Kiedy pracowałam w poradni rodzinnej, umawiałam się z różnymi małżeństwami, że wprowadzą u siebie zwyczaj systematycznego rozmawiania o tym, jak im ze sobą jest, co do siebie czują, z czego są zadowoleni, a z czego nie. […] Jeśli partnerzy wspólnie decydują się na mówienie o tym, co się pomiędzy nimi dzieje, wtedy wiadomo, że narażają się obydwoje, więc poważnym i zasadniczym rozmowom przestaje towarzyszyć atmosfera zagrożenia, nikt nie musi się wychylać z inicjatywą, można nawet losować, kto zaczyna. W poradni dokładnie uzgadnialiśmy, że np. we wtorki po położeniu dzieci spać, zawsze przeznaczają na ten cel po pół godziny lub trzy kwadranse i obydwoje mają powiedzieć, co dobrego i złego spotkało ich ze strony tego drugiego w minionym tygodniu.>>
Tyle na temat porozumienia w związkach od Anny Dodziuk.
Wydaje mi się, że świetnie wyjaśnia ona, w jaki sposób między ludźmi robi się „lodówka” i jak ocieplić atmosferę. Ja szczerze polecam nie tylko rozmawianie, ale i empatyczne słuchanie w połączeniu z wypowiadaniem swojej prawdy i swoich emocji. Świetnym narzędziem do tego jest NVC (PBP) i posługiwanie się „językiem żyrafy”.
Jeśli atmosfera w Twoim domu jest napięta, na pewno nie łatwo będzie Ci mówić o Twoich intymnych pragnieniach, ale nie jest to całkiem niemożliwe. Zobacz, co Karo Akabal mówi o naszych rozmowach o seksualności, jakie podpowiedzi daje.
1. Zastanów się, czego chcesz – zapisz to sobie.
2. Zauważ, w jaki sposób rozmawiasz o wszystkim, o codziennych sprawach. Czy w ten sam sposób możecie rozmawiać ze sobą o seksie i intymności?
3. Podkreślaj to, co robi dla Ciebie Twój partner/Twoja partnerka i co jest dla Ciebie przyjemne, pociągające, co Ci się podoba, co lubisz.
4. Nie czekaj aż przeleje się czara goryczy, zrób pierwszy mały kroczek i zacznij rozmowę na jakiś temat.
- Zobacz też, jak wyglądają wskazówki do rozmów o seksie tutaj.
Fragment tekstu na podstawie książki A. Dodziuk, Pokochać siebie, Warszawa 1992, s. 51-57.