Magyar
Miałam szczęście być w takich związkach, w których seks analny może i był tematem trudnym, ale nie tabu, i miałam okazję próbować „zakazanego” owocu, jak mi się początkowo wydawało.
Rozmowy o seksie. Z koleżankami, z partnerami. Gdy tylko zbliżaliśmy się do tego „niebezpiecznego” dla wielu tematu, ktoś coś wspomniał, milkł, wycofywał się, a ten, który mógł co nieco o tym wiedzieć, nawet buzi nie otwierał, bo komentarze padały różne, ale przeważnie niepochlebne: zboczeńcy, brudny seks, zezwierzęcenie, dziwki i geje…
Tak wygląda w naszym społeczeństwie temat seksu analnego. Nawet Ci, co go lubią, nie przyznają się zbyt często. A jeśli to kobieta go lubi, to uch! Lepiej zamilknąć na wieki! Kojarzy mi się to ze średniowieczem, kiedy wiedźmy palono na stosie…
Miałam szczęście być w takich związkach, w których seks analny może i był tematem trudnym, ale nie tabu, i miałam okazję próbować „zakazanego” owocu, jak mi się początkowo wydawało. W wyobrażeniach to lubiłam, w wyobraźni kierowałam główkę penisa w stronę drugiej pragnącej go dziurki. W wyobraźni podniecało mnie to, jak nic innego do tej pory! Chciałam spróbować na żywo.
Mój ówczesny partner zgodził się chętnie. I tu rzeczywistość pokazała, że w tym zakresie trzeba pokory, delikatności, troski przede wszystkim o kobietę, pieszczot tak długich, aby wszystko pootwierało się maksymalnie, aby nie sprawić niepotrzebnego bólu. Leżeliśmy przytuleni na łyżeczkę, byłam rozgrzana, mój partner też, jego penis wędrował po moich pośladkach, wsuwał się w wilgotne wrota do mojej jaskini, ale celem była grota tuż obok.
Zapytał, czy jestem gotowa, skinęłam głową, nie byłam zdolna mówić, jakiś wielki balon rósł mi w gardle. Taki pierwszy raz, nie za pierwszym seksem.
Nie wiedziałam wtedy, jak się rozluźnić, nie wiedziałam, co robić, ale wiedziałam, że chcę. Partner powoli wciskał się w zaciśnięte miejsce. Moje mięśnie nie chciały go wpuścić, zaczęłam głośno jęczeć, zaczęło mnie boleć. Jednakże ból ten rozpływał się falami ciepła po całym moim ciele, pulsował w moje głowie jasnymi rozbłyskami światła. Mieliśmy mało komfortową sytuację sąsiedzką, zatem seks musiał być w miarę cichy. A już byłam na granicy krzyku. Partner zakrył dłonią moje usta, jednocześnie nadal wsuwając milimetr po milimetrze swoją maczugę w mój ciekawski otwór. Bolało. Ból obejmował cały odbyt. Zauważyłam równocześnie, że im bardziej boli, i bardziej się duszę w uścisku na moich ustach, i im mocniej chcę krzyczeć, tym mocniej pulsuje moja wagina, tym bardziej wilgotna staje się w środku. Ciekło mi po udach, nigdy jeszcze seks nie sprawił, że wypływało ze mnie takie podniecenie.
Tamtym razem nie doszło do orgazmu. Nie wiem nawet, czego szukałam, wiem jedno, rozpaliło to moją wyobraźnie jeszcze mocniej.
Stosowałam potem pieszczoty analne sama ze sobą, zdobywałam kolejne doświadczenia w odczuwaniu, znalazłam swój najczulszy punkt w grocie zakazanej rozkoszy (już nie dla mnie zakazanej), który delikatnie stymulowany doprowadzał mnie na największe szczyty rozkoszy.
Zgłębiałam temat z kolejnymi partnerami, aż do ostatniego, z którym odnalazłam przystań największej rozkoszy analnej, jakiej kiedykolwiek przedtem nie doznałam.
W jakimś tam momencie naszych igraszek miłosnych, kiedy zenity osiągaliśmy w podnieceniu i realizacji naszych pasji i zamierzeń, na ten czas kazał kłaść mi się na brzuchu. Rozsuwał moje nogi i patrzył. Ja wiedziałam, co się będzie działo i od samej tej wiedzy robiło mi się wilgotno i gorąco. Patrzył na mój zadek, na drżące pośladki, na cipkę ociekającą słodkim nektarem, na dziurkę prowadzącą do groty marzeń. Moich i jego. Jego gorący, mokry język, czule pieścił ciemne wejście. Moje westchnienia, jęki, mieszały się z jego pomrukiwaniem zadowolenia. Odgłos oliwki, którą nakładał sobie dłonią na „orka”, jak pieszczotliwie nazywaliśmy jego męskość, wzmagał słodkie napięcie i podniecenie w oczekiwaniu.
W najmniej oczekiwanym momencie klaps spadał na mój pośladek. Potem drugi klaps na drugi pośladek. Mocniej, prosiłam. Mocniej! Pytał: „mocniej? tak?” I klaps był mocniejszy, i bardziej precyzyjny. Siadał poniżej moich pośladków na moich udach, chwytał dłonią za moje włosy, zakręcał je wokół dłoni i ciągnął do góry głowę, przechylając ją na bok. Druga dłonią rozdawał klapsy moim pośladkom, mówiąc: „smakowicie czerwone malinki… uch…”
Zabierałam się wtedy za pieszczenie paluszkami mojej cipki. Która tak otwarta i tak mokra nie była nigdy, w żadnej innej sytuacji. Ślizgałam się palcami po wrażliwym guziczku, a on, dobrze naoliwionym „orkiem” zaczynał powoli wkręcać się w odbyt. Wsuwał się bardzo powoli, milimetr po milimetrze, a ja nadal pobudzałam się palcami. Ssąc moje ucho, liżąc jego wnętrze, doprowadzał mnie do szału. Ból w okolicach tyłka był ogromny, ale znów falami ciepła rozchodził się po całym ciele. Gdy był już tam cały, ruszał się bardzo powoli, a i to wystarczało, abym go czuła każdą najmniejszą komórką swojego wnętrza. Był wyjątkowo zadowolony, było tak ciasno i stymulująco, mruczał mi do ucha: „maleńka, uwielbiam Cię tak rżnąć”.
Nasze ciała wprowadzaliśmy w wibracje, byliśmy zespoleni ze sobą jak jedna figura, poruszaliśmy się w zgodnym, powolnym rytmie, w tle grała ścieżka z „Zagubionej autostrady” – „I put a spell on you, because you’re mine. I can’t stand the things that you do (…)”.
Nie wiedziałam, gdzie jestem. Czułam się zawieszona w czarnej przestrzeni, gdzie był milion gwiazd, czułam tylko pulsowanie w tak wielu miejscach na ciele. Orgazmy przeżyte, jeden po drugim, i tu, i tu, i tam… i jego orgazm, szybki i wielki jak wybuch jądrowy… i mokro, i ślisko, i ciepło, i słono, i wolniej, i wolniej… ręce, nogi, nie wiem, nie pamiętam, co, o co zaplątane… włosy przyklejone do twarzy, szyi, mojej, jego… pocałunki niespieszne, zamyślone już jakby nad sensem innego istnienia niż to, niż w tym wymiarze, który przed chwilą wchłonął nas swoim ogromnym rozmiarem cudownych doznań…
Tak oto wyglądają piękne, wyjątkowe uniesienia z towarzyszeniem wszystkich moich jaskiń i grot, do których można zajrzeć, wejść i posmakować… Zatem, zaczynamy jeszcze raz… Połóż się na brzuchu i rozsuń nogi, wypnij zadek, naoliwię tylko „orka”…
Artykuł ukazał się w ramach gorącego konkursu.