Media nam wmawiają, że uprawianie seksu zawsze i bez względu na okoliczności, nasze samopoczucie, zdrowie, sytuację życiową itp. musi być cudownym przeżyciem. A jeśli coś bywa nie tak, wniosek jest jeden – to Ty jesteś beznadziejną osobą, która nawet tego nie potrafi robić.
Wychowane na bajkach dla grzecznych dziewczynek, gdzie wszystko, co ciekawe kończy się w momencie pierwszego pocałunku, na holywoodzkich filmach, w których kobiety przeżywają orgazm od razu po zdjęciu majtek, często nie dajemy sobie przyzwolenia na to, żeby nasz seks nosił jakiekolwiek znamiona niedoskonałości. A przecież nasz seks to seks ludzi, a nie seks androidów, ani też scenariusz filmu erotycznego. Może zadzwonić telefon, może skrzypieć łóżko i może boleć łechtaczka. Po prostu. Tego nie ma w filmach, tego nie ma w harlekinach, ale tak po prostu jest.
Mówienie o różnych potknięciach oraz – szczególnie – o średniej jakości seksu i o średniej radości z seksu – uważane jest za faux pas. Jeśli powiemy, że w ogóle seks średnio nas interesuje, to narażamy się na to, że zaraz rzesza znajomych – no, jeśli nie zacznie nas przekonywać, że seks to fantastyczna sprawa – to przynajmniej z politowaniem się uśmiechać. Ach, ta Jadźka… Seksu nie lubi? Nie wie, co traci. Problem w tym, że gdy nie będziemy dopuszczać do świadomości tego, że może być kiepsko i niezręcznie, możemy nie zauważyć że właśnie tak jest i zacząć akceptować codzienny brak satysfakcji, wmawiając sobie (i innym), że naprawdę nam to odpowiada.
Po pierwsze i najważniejsze – seks może być niedoskonały
Seks może być kiepski, może być beznadziejny, może być wielką pomyłką, może być i tragedią. Może nam się nie podobać. Może nas nie satysfakcjonować. Może nudzić, może boleć, może męczyć. I to wcale nie znaczy, że jesteśmy do niczego. Nie znaczy też, że do niczego są nasi partnerzy seksualni. Nawet najlepszemu kierowcy może zgasnąć silnik. Nawet najlepszy tancerz może się potknąć. Nawet najlepszy pływak może się zakrztusić wodą! Sęk w tym, żeby zauważyć, że coś jest nie tak – i odpowiednio zareagować.
Zawsze można przestać, przerwać, zaproponować coś innego albo zjeść frytki. 🙂 Nie każdy stosunek seksualny, nie każda noc miłosna musi być perfekcyjna i nieskazitelna. (Pamiętacie jedną z bohaterek filmu American Pie, która powtarzała, że jej pierwszy raz musi być perfekcyjny oraz jej koleżankę, która tłumaczyła, że seks to tylko seks, a nie start wahadłowca?)
Nie ma co rwać włosów z głowy, jeśli zdarzy wam się coś śmiesznego, głupiego albo krępującego. To nie wy jesteście do niczego, to życie splatało nam figla. Narzeczony w wielkiej pasji zmaltretował twoją łechtaczkę? Erekcja opuściła was i nawet misterna ręczna robota nie zdołała jej przywołać? Boli cię wagina albo penis po stosunku? Mąż dźgnął cię penisem w pępek, bo wydawało mu się, że właśnie w tych okolicach powinno znaleźć się wejście do twojej pochwy? Nieplanowany żeński wytrysk zalał wam materac i pół podłogi? A może twój partner bez ostrzeżenia wytrysnął ci we włosy lub do ucha? Spadliście z łóżka na chwilę przed orgazmem? A może kochając się w kuchni na stole, nieopatrznie potrąciłaś kubek z kawą i polałaś ukochanego wrzątkiem?
Bywa!
Kronika wypadków miłosnych jest długa… Nie jest to zawsze może przyjemne, może jest krępujące lub irytujące, ale jest po prostu częścią życia. Po jakimś czasie będzie się można z tego pośmiać. Tylko Romeo i Julia nie doświadczyli niczego takiego. Może dlatego, że mieli możliwość spędzenia ze sobą tylko kilku upojnych nocy, a może dlatego że są to – jakby nie patrzeć – postacie literackie.
Seks oprócz wymiaru emocjonalnego i duchowego ma też wymiar fizyczny. Tak samo jak taniec, jazda na rowerze albo bieganie może męczyć, może powodować ból mięśni i otarcia i inne mini-kontuzje. Jeśli któreś z nas zapamięta się w pieszczotach, może doprowadzić genitalia partnera do stanu przejściowej nieużywalności. 🙂 Bolące łechtaczki po energicznym i długotrwałym seksie oralnym to nic niezwykłego. Ale jeżeli nie przynosimy do łóżka szpilek, igieł, noży i żyletek – kończy się bez potrzeby interwencji chirurga i sztabu pielęgniarek. 🙂
Po drugie – nie ma obowiązku uwielbiania seksu
Można go nawet nie lubić – jeśli się ma jakieś powody. Można go nie uprawiać. Można go uprawiać rzadko. Trudno lubić coś, czego się boimy. Trudno kochać się namiętnie i otwarcie, gdy nie czujemy się bezpieczne. Niczym dziwnym nie jest unikanie seksu, gdy sprawia ból. Nad wszystkim, co w seksie jest kiepskie albo złe można się po prostu zastanowić. Czasem samodzielnie, czasem z partnerem/ką, czasem z przyjaciółką a czasem z seksuologiem.
Nie ma co udawać, że seks zawsze jest super. Nie ma co oczekiwać, że zawsze będzie lotem w kosmos. Nie ma co liczyć na to, że zawsze skończy się orgazmem. Warto dać sobie przyzwolenie na wątpliwości i niedociągnięcia. Warto spojrzeć na niego krytycznie.
Media nam wmawiają, że uprawianie seksu zawsze i bez względu na okoliczności, nasze samopoczucie, zdrowie, sytuację życiową i miłosną musi być cudownym przeżyciem. A jeżeli nie jest – to znaczy, że z nami co nie tak, że natychmiast musimy udać się do apteki po kupno odpowiednich lekarstw lub do psychiatry, który szybko nas wyleczy. Seks zależy od nas, od naszego nastroju, naszych emocji, umiejętności, nastawienia i wielu innych czynników. Jeśli czujemy się beznadziejnie – seks też może być beznadziejny.
Seks jest taki, jak my. A my przecież nie jesteśmy idealni.