Rosa
Do napisania tego tekstu skłonił mnie dylemat „Buntowniczki z wyboru“. „Czy seks dzieli się na etapy 20 lat – nauka, 30 – znakomita kochanka, a 40 – emerytura? Czy wszystko trzeba robić po kolei???“- pyta na końcu swojego tekstu. Niekoniecznie, droga Buntowniczko.
Mam dwadzieścia trzy lata, od czterech uprawiam seks. Nie piszę tego poradnika, by chwalić się moimi sukcesami i wywyższać ponad innych. Chcę pomóc, nie tylko Buntowniczce, ale i innym kobietom odwiedzającym ten portal.
To, że dostaję od partnerów esemesy: „To był piękny czas. Nigdy tego nie zapomnę“, dzieje się dzięki mojemu specyficznemu zachowaniu. A zachowanie można skopiować. Moim początkom także było daleko do doskonałości. Spróbuję w kilku punktach opisać zasady, które pozwoliły mi otworzyć się na moich partnerów i partnerki. Bo to właśnie ta więź pozwala uwolnić najdziksze seksualne fantazje.
- Nie teoria, ale motywacja to klucz do sukcesu
Jest tyle miejsc, gdzie można znaleźć wskazówki, jak wzbogacić życie seksualne. Wystarczy włączyć Internet. Seks jest jednak bardzo podobny do kursu prawa jazdy: mimo że znamy perfekcyjnie teorię, nasze pierwsze jazdy samochodem najlepsze nie są. Seksualność jest jeszcze bardziej skomplikowana, bo mamy do czynienia z człowiekiem, a nie maszyną. Samochód się nie obrazi, gdy źle wrzucimy bieg. Partner z bolącym penisem może.
Spróbujmy z tego problemu zrobić zaletę: to nasza partnerka lub nasz partner są naszą motywacją. Decydując się na seks, widzimy w tych osobach coś wyjątkowego. Coś, co skłoniło nas do przyjrzenia się temu klejnotowi z bliska. Unikniemy w ten sposób myślenia: „Ktoś nam musi wymasować samotność, ale po seksie niech spada, bo nie lubię się budzić obok obcej osoby“. Dobry seks wymaga obustronnej otwartości i obustronnego oddania. Nawet trwającego tylko jedną noc. Gdy zdamy sobie sprawę z tego, że nasi partnerzy są wyjątkowi, zawiąże się nić sympatii: a to zazwyczaj najlepszy „kabel“ do przepływu obustronnego zaufania i szacunku.
- Mężczyzna nie funkcjonuje inaczej niż kobieta
Boi się naszych negatywnych reakcji, czuje się niepewny swoich możliwości, źle się czuje w atmosferze emocjonalnego chłodu. Jeśli myślisz, że mężczyzna to myślący o własnej przyjemności macho z kamieniem zamiast serca, możesz kogoś mocno zranić (choć ziemia i takich mężczyzn nosi). Pomyśl, jak chciałabyś, by on cię upewnił, że jesteś kimś wyjątkowym? Że nawet, jeśli zrobisz coś nie tak, to nie jest to nic strasznego? Użyj tych argumentów w odwrotną stronę, upewniając jego. Podpisujecie w ten sposób duchowy „kontrakt“: ja nie chcę cię zranić i ufam ci, ty nie chcesz mnie zranić i ufasz mi. Być może doda mu to na tyle pewności, by nie pytać przy najmniejszym drobiazgu, czy sobie tego życzysz.
Taka więź pomoże również w nieprzyjemnych dla niego sytuacjach. Jak zareagowałabyś, gdyby on cały dzień miał problemy ze wzwodem, i to w czasie waszego pierwszego razu? Taką sytuację także można przemienić w piękny seks. Ważne, by dać mu do zrozumienia, że mężczyzna to nie sztywny penis, a seksualność to więcej niż sztywny penis w pochwie. A on musi ci ufać na tyle, by w to uwierzyć. Wtedy będzie miał ochotę na coś więcej, niż opłakiwać swoją „porażkę“. Brak wzwodu nie jest bowiem jednoznaczny z brakiem przyjemności: pewnie znacie taki stan, gdy jesteście podniecone, ale suche jak pustynia Gobi.
Nie szczędź mu komplementów! Nawet tak „babskie“ jak: „Twoja twarz wygląda tak słodko, gdy leżysz z zamkniętymi oczami“ sprawią mu mnóstwo radości. Gdy uda mu się jakaś pieszczota, chwal go. Nie bój się jednak przerwać, jeśli robi coś źle. Nie wpadaj w rozpacz, gdy on pokazuje ci, co lubi – to nie znaczy, że jesteś fatalną kochanką. Po prostu każdy mężczyzna jest inny. Ty także nie wstydź się powiedzieć lub pokazać, jak powinien cię pieścić.
Najlepszą techniką dla pieszczenia partnerki czy partnera jest: pieść tak, jak byś chciała być pieszczona. Pozwoli to uniknąć bólu. Wyobraź sobie, że mężczyzna wsadza ci rękę w majtki, niecierpliwie szuka łechtaczki i… naciska z całej siły, licząc, że za pół minuty będziesz miała orgazm. Tak samo on się czuje, gdy szarpiesz jego penisa (z mojego doświadczenia wynika, że im szybciej tym lepiej, ale z mocą nacisku trzeba uważać). Przy seksie oralnym rób przede wszystkim to, czego się nie brzydzisz: jeśli nie chcesz wsadzać go głęboko do ust, ssij lub nawet liż samą główkę – to najbardziej unerwione miejsce całego penisa. Na początek polecam w wannie lub pod prysznicem, nie bezpośrednio po jedzeniu. Zarówno dla „prac ręcznych“, jak i dla seksu oralnego obowiązuje: Jeśli zaczynasz czuć się niepewnie, przerwij. Z moim obecnym partnerem dokonaliśmy niezależnie od siebie odkrycia: podświadomie wiemy, co drugiej osobie sprawia przyjemność. Sygnał „chyba coś jest nie tak“ oznacza, że trzeba zmienić technikę.
- Nie wstydź się!
Czy chciałabyś całować się na środku miasta? W przepełnionym pociągu? Masz odwagę pokazać publicznie część swojej seksualności? Jeśli tak, droga do zwycięstwa jest już bliska. Dopóki uważałam seksualność za coś „prywatnego“ (wstydliwego), dopóty nie potrafiłam się otworzyć także przed partnerem. Chodzenie nago po domu jest tak dobrym pomysłem, że zdziwiło mnie samą: moi partnerzy uwielbiają, gdy sprzątam bądź gotuję nago (ale efektywność pomocy w wymienionych czynnościach spada :D).
Wynalazłam ostatnio świetną zabawę, pomagającą podzielić się swoimi erotycznymi fantazjami: poproś partnera, by opisał dowolne (słowo „swoje“ krępuje wielu ręce) erotyczne fantazje na kartkach, które później zostawi w różnych miejscach w mieszkaniu. Zrób to samo. Jeżeli do tego chcielibyście „oswoić“ masturbację, napiszcie na końcu kartki konkretne marzenie, które druga osoba ma sobie wyobrazić, gdy będzie się masturbować.
- Punkt pewności
„Punkt pewności“ jest zależny przede wszystkim od ciebie. To forma motywacji, skierowana jednak w przeciwnym kierunku niż w punkcie pierwszym. Podstawowym pytaniem jest: „Jakie są moje preferencje?“ a nie „Co dana osoba w sobie ma?“.
Dla mnie punkt pewności stał się początkiem spełnionej seksualności. Zaczęło się od chęci ulepszania świata połączonej z „nauczycielskim nerwem“ i tęsknoty za egzotyką i obcością. Zainteresowałam się więc Azjatami. Dziś mam dokałdnie to, czego potrzebowałam i co sobie wymarzyłam: biseksualną poliamorię. Dominuję wyraźnie nad moimi partnerami: jestem na „swoim“ kontynencie, w „swoim“ kręgu kulturowym; mam zazwyczaj dziesięć razy więcej doświadczenia od nich, a czasami jestem od nich wyższa.;) Moi partnerzy są w większości po długich związkach z kobietami z ich krajów i po długim okresie „posuchy“. Ich wiedza o seksualności jest znikoma, ponieważ azjatycka moralność skutecznie uniemożliwiała obu stronom otwarcie się na siebie nawzajem. Chcą zakosztować tej otwartości i bezpruderyjności, którą przypisuje się Europejkom. Cierpliwie, krok po kroku, mogę wprowadzać ich w krainę bezpruderyjnego seksu, jak Beatrycze oprowadzała Dantego po Niebie. Nie boję się zrobić czegoś źle: im będzie się podobało wszystko. Nie boję się porównywania: zawsze wypadam korzystniej na tle ostatniej partnerki. Daję im całe moje ciepło, pozwalam im czuć się kimś wyjątkowym – bezcenne dla samotnych, zagubionych na innym kontynencie Azjatów. Cieszę się ich radością, jestem dumna z tego, że uczę ludzi bycia szczęśliwymi. Moje feministyczne serce raduje się myślą o kobietach, którym pośrednio podarowuję cudowne chwile. Ten tekst pisałam z mojej perspektywy, opierając się na mojej sytuacji. Jest jednak dużo „punktów oparcia“. Czy moje rady są uniwersalne? Doświadczenie pokaże. Do dzieła więc, drogie Czytelniczki!
Tekst ukazał się w ramach czerwcowego konkursu z króliczkiem.