Morrigan
Nie wiem już teraz, czy Ty tak ustawiłeś sztalugi, czy ja chciałam tutaj stanąć. Pamiętam tylko, że mnie przekonywałeś, że stąd jest też dobry widok.
Ty masz widok na mnie. Mam niezłe nogi, teraz widzisz to w całej okazałości. Piersi. Pupkę. Ale teraz, niczym żona Lota, która boi się odwrócić, stoję przygwożdżona do miejsca, bo zauważysz te wszystkie reakcje ciała, których nie sposób oszukać: mam przyspieszony oddech, serce bije nierówno, jak chce. Podniecona, nieuciekająca żona Lota, która wie, że nie zamieni się w słup soli. Czyli raczej dziewczyna z perłą. Choć właściwie jest tak, jakbym była naga; chcę uciec i chcę zostać. Taki paradoks: wstydzę się i chcę być widziana. Chcę, żebyś na mnie patrzył. Czekam na zapach tytoniu za swoim ramieniem, na Twoje ręce umazane farbą drukarską, sprytne, męskie palce. Głos, który nie znosi sprzeciwu. Nie chcę z Tobą wygrywać, nie konkuruję. Jesteś tu królem. Wygrywasz te potyczki, bo ja gryzę się w język, pozwalam Ci na to. Spoglądam kątem oka. Nie patrzymy sobie w twarz. Nie chwalisz mnie, ale coś każe mi zostać i kończyć. Każda kreska, każda Twoja poprawka to dotknięcie Twoich rąk na mojej skórze. Ten rysunek jest dla Ciebie, Królu. Ja widzę tę, którą rysuję. Odwróconą tyłem. Ty widzisz mnie, do której mówisz. Odwróconą tyłem. Ale ona to ja. Czekam. Zdejmuję spinkę, która podtrzymuje moje włosy. Podejdź znowu.
Tekst ukazał się w ramach obfitego konkursu.