Anja
Jako że miała to być moja pierwsza tego typu zabawka w życiu, czas oczekiwania niesamowicie mi się dłużył. Szczerze mówiąc, obok zaciekawienia, towarzyszyły mi też pewne obawy – nie byłam pewna, czy potrafię się bawić takim „sprzętem” (okazało się, że jednak potrafię).
Kiedy kilka dni temu dowiedziałam się, że udało mi się wygrać konkurs „Matka-Polka pisze o seksie”, nie wierzyłam własnym oczom. Nagrodą w tym konkursie był wibrator Mona 2 firmy Lelo.
Jako że miała to być moja pierwsza tego typu zabawka w życiu, czas oczekiwania niesamowicie mi się dłużył. Szczerze mówiąc, obok zaciekawienia, towarzyszyły mi też pewne obawy – nie byłam pewna, czy potrafię się bawić takim „sprzętem” (okazało się, że jednak potrafię).
Kiedy w końcu przyjechała „moja” Mona, nie mogłam się doczekać, kiedy ją wypróbuję, a jeszcze bardziej niecierpliwił się mój mąż. Ale niestety, przy dwójce małych dzieci trzeba było zaczekać z tym do wieczora.
Oswajanie z „bestią” postanowiłam rozpocząć w samotności, ale przyznam, że jakoś specjalnie mną nie „zatrzęsło”. Dopiero, kiedy do zabawy włączył się mój facet, Mona pokazała, co tak naprawdę potrafi.
Jestem posiadaczką pięknej Mony dopiero od kilku dni, więc ciągle się jej uczę (i jest to baaaardzo przyjemna nauka). Chociaż już wiem, że wibrator nigdy nie zastąpi mi faceta, to na pewno będzie interesujący dodatkiem do naszego życia intymnego.
A na koniec trochę uwag „technicznych”:
Jeśli chodzi o wielkość, Mona jest wręcz idealna – nie za duża, ale i nie za mała. Pokryta jest delikatnym i niesamowicie przyjemnym w dotyku tworzywem – aż chce się ją pogłaskać!
Menu jest proste i łatwe w obsłudze. Posiada 5 trybów wibracji (których intensywność można dodatkowo wzmacniać lub osłabiać w 5-stopniowej skali). W zasadzie wszystkie tryby są w porządku (począwszy od jednostajnej, poprzez przerywaną wibrację i delikatną pulsację, a skończywszy na zróżnicowanej „wariacji” słabych i mocnych drgań), jednak, jeśli chodzi o mnie, to ten ostatni wydaję się trochę przekombinowany. No, ale cóż – co kto lubi. Może jeszcze i ja się do niego przekonam?
Dużym plusem jest to, że Mona pracuje praktycznie bezgłośnie, co jest nieocenione przy małych dzieciach śpiących tuż obok.
Do opakowania dołączono, oprócz ładowarki, także eleganckie, czarne, satynowe etui, które można powiesić obok łóżka.
Kończąc, oceniam ten produkt bardzo pozytywnie, i chociaż dokładne zapoznanie się z nim zajmie mi pewnie jeszcze trochę czasu, to już wiem, że będzie on dobrym przyjacielem – nie tylko moim, ale też i mojego męża.
Tekst ukazał się w ramach świątecznego konkursu.