Pierwszym dildem firmy Pipedream, które zwróciło moją uwagę, była szklana róża, dildo z kolekcji Icicles o numerze 12. Róża mnie zachwyciła. Ale prawda jest taka, że przeglądając inne dilda z tej samej serii, co chwila piałam z zachwytu. Wnioski można wyciągnąć więc dwa: albo strasznie egzaltowana ze mnie nastolatka, albo dilda są naprawdę zachwycające.
Ale – jedną sprawą jest wygląd, a inną praktyczne użytkowanie. W końcu nie od dziś wiadomo, że nie wszystko złoto…
Gdy zaprzyjaźniony sklep internetowy Frywolnie.pl zaproponował recenzję jednego z dild z tej kolekcji, miałam nie lada problem. Bo nagle musiałam wybrać tylko jedno, a przecież wszystkie były piękne. Udałam się więc po radę do mojego kochanka, wysłałam mu tuzin linków z prośbą, żeby zaznaczył, które z nich najbardziej mu się podoba. Po dwóch dniach dumania ostatecznie zdecydowałam się na dildo Icicles nr 24, które od razu stało się dla mnie „smoczym ogonem”. Ania, właścicielka Frywolnie, która miała mi to dildo wysłać, nie miała pojęcia o jakim ogonie mówię. „No taki zakręcony” – tłumaczyłam jej przez telefon. Po chwili namysłu odparła – „A, chodzi ci o ten różowy język…”
Różowy język vs smoczy ogon, czyli wygląd
Na zdjęciach udostępnionych w internecie dildo nr 24 prezentuje się naprawdę znakomicie, ale jego „języczność” w pełnej krasie będziemy mogły dostrzec, dopiero gdy trafi do naszych rąk. Skojarzenia moich znajomych były różne – niektórzy, ze względu na liczne wypustki, kojarzące się z chropowatą skórą gada, podobnie do mnie widzieli w nim gadzi bądź smoczy ogon, jedna koleżanka dildo porównała do konika morskiego. Jednak, gdy przekręcimy dildo w odpowiedni sposób, okaże się, że to Ania miała rację – dildo swoim karbowaniem i wypustkami naśladuje język. Przede wszystkim na „wierzchniej” i na „spodniej” stronie ma karbowanie odpowiadające mniej więcej temu, jakie mamy na języku. Po drugie – nie jest okrągłe, tylko lekko spłaszczone, a po trzecie na całej swojej wierzchniej długości ma idące środkiem wgięcie, które nieodparcie kojarzy mi się z językiem. (Na zdjęciu poniżej może to dojrzycie.)
Wykonanie
Smoczy ogon wykonany jest ze wzmacnianego szkła pyrex. Co to znaczy? Że raczej nie powinno się stłuc, nawet gdy spadnie na coś twardego. I że jest dość odporne na zmiany temperatury. Ja sama nie testowałam go pod kątem nietłuczenia, natomiast wiem, że testerzy czasem upuszczali je na stalowe blaty z wysokości pół metra – niektóre przedmioty tłukły się, inne wychodziły z tych testów bez jednej rysy.
Gdy wyjmowałam ogon z pudełka – a zapakowany był w karton i styropian – uderzyły mnie dwie rzeczy: to, jak jest gładki oraz zimy. Cóż, kurier dostarczył mi go jeszcze przed dziewiątą rano, a dzień był mroźny. Jednak szkło w kontakcie z temperaturą pokojową powoli się ogrzewa i jest tylko chłodne. Natomiast faktura bardzo przypadła mi do gustu. Dla wszystkich z Was, które lubią śliskość, szklane gadżety mogą być strzałem w dziesiątkę. Szkło jest naprawdę gładkie. Nawet jeśli ma jakieś wypustki – a ten ogon ma ich mnóstwo – to i one są gładkie. Jest to gadżet wykonany ręcznie, a nie fabrycznie, dlatego też – w mojej opinii – może mieć nawet jakieś małe rysy. Mój ma jedną około dwu milimetrową na tej zakręconej rączce, ale jakoś w niczym mi to nie przeszkadza. W wypustkach widać też malutkie uwięzione pęcherzyki powietrza. Nie wszystkie wypustki są też idealnie symetryczne, jedna z tych na rączce w moim modelu jest trochę spłaszczona. Na tym kończy się krótka lista niedociągnięć. Bo dildo nie ma innych wad, rys czy wyczuwalnych spojeń. Gładkość bierze górę.
Wymiarami dildo przypomina te mniejsze i średniej wielkości wibratory. Całość ma długość około 16 cm, część do penetracji to około 11 cm. Na pewno nie jest to tak duży gadżet, aby Wasz partner upatrzył w nim „rywala”. Wręcz przeciwnie – jest to niewinny, niewielki i różowy ogonek. W praktyce i tak wydaje mi się dość duży.
Użytkowanie
Najlepiej mi się używa tego, co jest ładne. Z tym dildem nie mam więc problemów, bo jest naprawdę urocze. Gdy mój kochanek wyciągał je z pudełka, od razu zadeklarował, że chce mnie nim pieścić, a więc jemu też się spodobało. Przed pierwszym użyciem trzeba je oczywiście umyć. Wystarczy ciepła woda z mydłem.
Trzeba też pamiętać o jeszcze jednej ważnej rzeczy, jaką jest temperatura. Szkło się ogrzewa – chyba najszybciej i najłatwiej od wody. Ciepłe sprawi, że mięśnie się rozluźnią, zimne (z lodówki) może trochę paraliżować, może też dać ciekawe doznania, gdy organizm już wyjdzie z pierwszego szoku. Gdy go nie ogrzejecie lub nie schłodzicie, będzie miało temperaturę raczej chłodną. Dla Waszych genitaliów może to być lekko szokujący chłód. Jeśli zakładacie szybką, pełną penetrację a nie lubicie zimna – koniecznie ogrzejcie je wcześniej w misce z wodą. Ono nie przejmie błyskawicznie temperatury Waszego ciała i na nic się zda ogrzewanie pod koszulką lub w ustach – tylko stracicie czas.
Dildo wydaje się na tyle śliskie, że można by go używać bez żadnych lubrykantów, ale to złudzenie. Ma mnóstwo wypustek, które będą wymagały „smarowania”. Jeśli macie ochotę je zanurzyć w sobie tylko na centymetr – może być i suche, i nieogrzane. Do pełnej penetracji sama potrzebowałam jednak dużo lubrykantu.
Wrażenia erotyczne
Na początku – nie wiem, czemu, wymyśliłam sobie, że to dildo nadaje się raczej tylko do penetracji. Nie doceniłam tych cudownych wypustek, które robią wrażenie na skórze sromu, gdy tylko delikatnie się nim po niej przesuwa. Szczególnie, gdy dildo jest ciepłe albo w wannie. Zaskoczyło mnie, że może być to tak subtelne, miłe uczucie. Mogę to porównać do delikatnego masażu pleców drewnianą szczotką (kojarzycie je?) – niby nic, a jednak morze doznań. Delikatność bywa bardzo przyjemna, szczególnie, że dildo jest twarde i sztywne (już dawno odwykłam od takich materiałów).
Producent pisze, że świetnie nadaje się do stymulacji strefy G i w tym przypadku absolutnie nie jest to reklamowa manipulacja. Po ostatnim warsztacie z Deborą Sundahl (tą, co napisała książkę o strefie G i ejakulacji) szukałam czegoś dobrego akurat do tego zadania i okazuje się, że znalazłam. Ogon nadaje się do tego świetnie. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że jego powierzchnia jest bajecznie fakturowana. Nawet delikatne i nieznaczne przesunięcia masują. Gładka powierzchnia nie robi aż takiego wrażenia. Po drugie dlatego, że to dildo nie odgina się ani na milimetr, więc siła naszego nacisku trafia dokładnie tam, gdzie ją wyślemy. Można powoli i z fantazją przesuwać po główce i ciele strefy G – ten dotyk naprawdę się czuje. Jest inny niż dotyk palca (który jest raczej gładki i mały), śliskiego silikonowego gadżetu (który się odgina), penisa (który również jest elastyczny) czy wibratora – który swoimi wibracjami bardziej mnie rozprasza niż pozwala się skupić na doznaniach. Jeśli macie ochotę poświęcić trochę czasu temu świętemu miejscu – smoczy ogon Wam w tym pomoże. Oczywiście, każda może mieć inne doznania, inne zdanie. Ale ja jestem zadowolona.
W porównaniu z innymi moimi zabawkami, dildo nr 24 jest nieco szersze (gdyż w przekroju nie jest okrągłe, ale nieco walcowate – jak język), twardsze, nieugięte, mocno fakturowane, więc przy penetracji dostarcza waginie zupełnie innych odczuć. Karbowania pobudzają, pobudza też zimno dilda. Są to doznania inne niż przy wibracjach, bo żeby coś poczuć – musimy poruszać. Myślę, że używanie takiego dilda dla wielu z nas może być dobrą nauką samej siebie. Osobiście bardzo cenię dilda, uważam, że seks czy zabawa z nimi trochę bardziej nakręca, pobudza wyobraźnię. Dildo nie zrobi nic za Ciebie, sama musisz odkryć jego możliwości. To sprawia, że z chwili na chwilę stajemy się coraz bardziej kreatywne. Nie zatrzymujemy się na jednym rodzaju wibracji, w jednej pozycji. Dildo ma swój ciężar, kształt, można je poczuć w sobie inaczej niż lekkie przedmioty, a tym samym – lepiej poczuć siebie. Dlatego też polecam Wam szklane i niewibrujące zabawki (chociaż wiem, że dla niektórych to straszna nuda).
Ze względu na ten zakręcony ogonek świetnie trzyma się w dłoni. Nawet jeśli używałam śliskiego silikonowego lubrykantu – dildo mi nie uciekało, bo kończący je zawijas jest dość poręczną rączką. Wydaje mi się, że jest równie poręczne przy zabawach solo, jak i z partnerem/partnerką – po prostu jest za co złapać. Chociaż można je też ująć od drugiej – tej prostej – strony i zakręconej strony używać do pieszczot łechtaczki i sromu. Wypustki na tej części są mniej i bardziej sterczące – dają więc inne doznania.
Mycie
Mycie szklanego, śliskiego dilda jeszcze bardziej śliskim mydłem może być wyzwaniem 🙂 Dlatego do mycia – czy to w wannie, czy w umywalce polecam Wam wyłożenie podłoża małym ręczniczkiem. Nawet jeśli dildo wyślizgnie nam się z rąk – nie potłucze się ani ono, ani umywalka.
Przechowywanie
Właściwie to przechowywanie jest największym mankamentem tego dilda. Zwykły satynowy woreczek jest niewystarczający – potrzeba by jakiegoś watowanego, żeby przypadkowo potrącone jednak się nie roztłukło. Przechowywanie w styropianie i firmowym pudełku jest dla mnie trochę uciążliwe, lubię swoje zabawki mieć pod ręką. Ostatecznie można je trzymać w łóżku. 🙂 Wśród pierzyn i poduszek stłuczenie mu nie grozi. 🙂 Nie wymyśliłam jeszcze żadnego sposobu przechowywania, który by mnie satysfakcjonował. Tutaj silikonowe gadżety wypadają lepiej.
Frywolnie.pl
dildo walentynkowe 🙂
Plusy
Dildo nie potrzebuje ładowania, łatwo się myje, ma ciekawie karbowane i wypustkowane powierzchnie, zakręcony ogon sprawia, że świetnie leży w dłoni. Jest wykonane z bezpiecznych dla Twojego zdrowia i dla środowiska materiałów. Jest ekologiczne i może Ci służyć całymi latami.
Minusy
Małe zamieszanie z przechowywaniem (może się stłuc, leżąc luzem), małe zamieszanie z myciem (podkładanie ręczniczka) oraz ogrzewanie w misce z wodą przed zastosowaniem.
Dane techniczne:
długość – ok. 16 cm (do penetracji – ok. 11cm)
obwód – 10,80 cm
średnica – 3,81 cm (to właściwie nie jest średnica, tylko opisanie najszerszego miejsca, no, chyba że ktoś to wyliczył z wzoru na średnicę elipsy, ale wątpię :P)
waga – 28,35 dkg
Do kupienia oczywiście z sklepie Frywolnie.pl za około 300 zł z dostawą gratis.