Penis to penis, a dildo to dildo. Nie chodzi o to, co jest lepsze, tylko o to, że wcale nie musimy się ograniczać do jednego rodzaju doświadczeń i jednego rodzaju przyjemności.
Możemy lubić wiele rzeczy, możemy korzystać z dobrodziejstw możliwości i wyboru. Kiedy kupujemy sobie gadżety erotyczne, np. dildo, wcale to nie oznacza, że chcemy komuś dać znać (mężczyznom!), że są do niczego. Moi kochankowie zawsze byli i są wspaniali. Ale ja wcale nie muszę wyrzekać się wibratora, dlatego że aktualnie sypiam z facetem! Dla zdrowej osoby przedmiot nigdy nie jest ważniejszy od człowieka. Strach, że „żona będzie wolała wibrator”, to tylko strach. Polki już się wyzwoliły, śmielej sięgają po zabawki erotyczne, bo wiedzą, że eksperymenty z nimi mogą być ciekawe, zabawne, otwierające… Niektórym Polakom, którzy patrzą na seks przez pryzmat penisa i penetracji, wciąż brak odwagi, by spróbować czegoś innego. By przestać postrzegać kobietę jako własność, by dać jej wolność eksperymentowania i przyjemność inną, niż przyjemność tradycyjnego, dobrze znanego seksu.
Dla kobiety gadżet może mieć wiele znaczeń. Myślę, że własny wibrator może być nawet symbolem pewnego wyzwolenia. Kobieta, która kupiła sobie coś tylko dla siebie, dla własnej przyjemności i seksu w pojedynkę, odrzuca schemat według którego jej przyjemność jest warta tylko tyle, ile z tej przyjemności wyciągnąć może jej mężczyzna. Żyjemy w kulturze, która nie uważa seksualności ani zainteresowania własnymi potrzebami za coś właściwego, potrzebnego. Wciąż (szczególnie jako kobiety) mamy się skupiać na dawaniu czegoś innym, na spełnianiu cudzych oczekiwań i umilaniu komuś życia. Wiele osób do masturbacji podchodzi z lękiem i podejrzliwością. Nic dziwnego, skoro o masturbacji od lat powtarza się same kłamliwe i szkodliwe opinie. Brak znajomości własnych pragnień, potrzeb i reakcji oraz anatomii – zamyka. W tych okolicznościach kupienie sobie wibratora albo innego gadżetu jest wręcz buntem przeciwko tradycyjnej kulturze, jest aktem politycznym!
Mam wibrator – umiem o siebie zadbać
Mam wibrator, a więc daję sobie przyzwolenie na przyjemność seksualną płynącą nie tylko z „klasycznego aktu małżeńskiego”, ale i każdego innego erotycznego doświadczenia. „Mam wibrator” nie znaczy: mężczyźni są do niczego, tylko: umiem o siebie zadbać, jestem ciekawa siebie, mam ochotę na nowe doznania, a także: wyzwoliłam się z krzywdzącego stereotypu grzecznej dziewczynki. Grzeczne dziewczynki nie kupują sobie wibratorów, ale też nie potrafią cieszyć się seksualnością, bo gdzieś w głębi serca czują, że radość z seksu jest niewłaściwa.
Osobiście uważam, że mężczyźni mogą się cieszyć, jeśli ich kobiety otwierają się na nowości. Bo gadżety – mimo że nie są najważniejsze – sprawiają, że seks jest inny, zmienia się, a więc nie ma nudy. Kobieta, która spędziła wieczór, pieszcząc swoje ciało – łechtaczkę, wargi, fourchette, punkt G itd., następnego dnia wie o sobie i przyjemności seksualnej więcej. Każde doświadczenie wzbogaca i bardzo często otwiera na coś nowego, a chyba wszyscy chcemy mieć otwartych i doświadczonych partnerów…
Nie postuluję tu, żebyśmy zaczęły się modlić do wibratora, a tylko to, żebyśmy nie porównywały seksu z partnerem/partnerką i seksu solo, ani też penisa i wibratora. Penis to penis, a dildo to dildo. Nie chodzi o to, co jest lepsze, tylko o to, że wcale nie musimy się ograniczać do jednego rodzaju doświadczeń i jednego rodzaju przyjemności. To tak samo pływaniem i bieganiem – można lubić i jedno, i drugie. Naleśniki nie są ani lepsze, ani gorsze od pierniczków, są po prostu inne. Oczywiście, zapewne większość kobiet chce czuć ciepło drugiego ciała i bliskość z drugim człowiekiem w trakcie zbliżenia, ale to nie znaczy, że seks solo jest gorszy. Masturbacja to nie tyle substytut seksu, ile zupełnie inny jego rodzaj. Jednak jakoś większość z nas na dłuższą metę woli seks z partnerem. 🙂 Właśnie dlatego wszelkie próby porównywania nie mają wielkiego sensu. Czy ktoś porównuje samochód i rower? Można mieć przyjemność z jazdy i rowerem, i samochodem, ale jest to zupełnie inna przyjemność.
Wibrator to nie „rywal”
Mężczyznom, którzy boją się „rywala” w łóżku, warto przypomnieć, że rzekomy „rywal” może okazać się bardzo przydatną parze zabawką. Kiedy na podorędziu mamy dildo, utrzymanie erekcji nie jest już najważniejsze. Jeśli penis oklapnie, ale kobieta ma ochotę na penetrację, dildo czy strapon są jak znalazł! Gadżety erotyczne w łóżku zwalniają mężczyzn z konieczności ciągłego „stania na baczność”. Mężczyźni naprawdę mogą być zmęczeni tym, że kultura wymaga od nich fantazji, zaangażowania, erekcji i spełniania wielkich oczekiwań. Jeśli chcą poczuć się wolniejsi – mogą spojrzeć na gadżety jak na coś przydatnego.
Nie chodzi tu tyle o sam scenariusz, co świadomość tego, że strapon zapięty na udzie, na którym kobieta może się „pobujać”, może być tak samo dobrym pomysłem jak klasyczny stosunek genitalny. Szczególnie, jeśli macie ochotę na seks, ale Wasz penis jakoś za bardzo jej nie przejawia… Zabawa z zabawkami może być wstępem do stosunku, może być jego zakończeniem, a także może być też innym rodzajem seksu albo też częstym elementem stosunku jako takiego. Coraz więcej gadżetów przeznaczonych jest dla obu stron podczas genitalnego stosunku (np. Tiani Lelo), ale każdy gadżet może być użyty z głową i z fantazją oraz – bez zazdrości. Zabawki są po to, żeby nam umilać życie, a nie po to, żeby kogoś wyeliminować gry! 🙂 Osoby, które są ciekawe gadżetów, które są otwarte na eksperymenty, mogą doświadczyć czegoś więcej, niż to, co małżonkowie od lat serwują sobie w sypialniach.
Gadżety dla mężczyzn
Kupując gadżety, pamiętajcie o tym, żeby zawsze kupić jakiś dobry żel do seksu.
A tym, którzy nie są przekonani do gadżetów powiem tak: możecie spróbować i nie musicie próbować. Najfajniejsze w seksie jest to, że nic nie trzeba! 😀