Odys
W arsenale seksualnych gadżetów niczego dildo-podobnego jeszcze nie posiadałem, więc gdy trafił w moje ręce masażer dla par Lelo Ida, oglądałem go niby artefakt z innej czasoprzestrzeni – ostrożnie, lecz z wielkim zainteresowaniem, nie mogąc się doczekać pierwszego testu.
W firmie mojego znajomego na ścianie widnieje sentencja how you do anything, is you do everything – i tak też nauczyłem się oceniać produkty, po każdym najdrobniejszym szczególe, bowiem właśnie drobiazgi świadczą o jakości. Lelo już na wstępie robi dobre wrażenie: producent zadbał o eleganckie i zarazem praktyczne opakowanie: pod zewnętrznym pudełkiem kryje się następne, dyskretnie czarne, wykonane z twardej tektury, która ułatwia przechowywanie masażera. Do tego dołączony jest satynowy woreczek.
Sam masażer podtrzymał wrażenie elegancji, smukłe designerskie kształty i ciemny intensywny róż od razu mówią, że to droga oraz ekskluzywna zabawka. Lelo Insygnia jest wykonany z wysokogatunkowego silikonu. W dotyku tak delikatny i przyjemny, że łatwo się z nim zaprzyjaźnić, na co jednak musiałem poczekać, gdyż Lelo został porwany. Tak, dosłownie porwany. Przez kogo?
Lelo został uprowadzony przez pewną dwudziestoparoletnią miłośniczkę autoerotyzmu, z którą jestem w relacjach bliskiego koleżeństwa. Wystarczyło, że pokazałem jej to cudeńko, a obudziło się w niej pożądanie i zmusiła mnie, abym użyczył jej Lelo na jakiś czas. Sylwia ma nader skromne doświadczenie z mężczyznami, lecz temperament ognisty, więc siłą rzeczy stała się ekspertem w dziedzinie masturbacji. Lelo zawrócił jej w głowie. Okazało się, że to nie tylko gadżet dla par, lecz także sam na sam z kobietą potrafi dać jej zaspokojenie.
Sylwia ma bardzo wrażliwą łechtaczkę i wejście do pochwy, przez co zabawa z innymi wibratorami niekiedy sprawiała jej przykrość. Delikatny Lelo pozwalał zaczynać od subtelnych pieszczot, a wraz ze wzrostem podniecenia podnosić siłę wibracji i potęgować rozkosz. Umieszczana w pochwie wibrująca końcówka wykonuje okrężne, penetrujące ruchy. Dzięki temu Lelo dociera tam, gdzie trafiają tylko kochankowie, którzy znają się na rzeczy. W przypadku Sylwii – jak opowiadała – Lelo bezbłędnie odnajdował punkt G, co kończyło się ekstremalnymi orgazmami.
Lelo odzyskałem po trzech tygodniach. Po wymianie baterii mogłem nareszcie użyć go zgodnie z przeznaczeniem. Pierwsza obserwacja: Lelo należy wprowadzić do gry, kiedy oboje jesteście już rozgrzani, wszakże w kobiecie musi się zmieścić i on, i mężczyzna, więc dobra rozgrzewka jest jak najbardziej na miejscu. Wsunąć Lelo łatwo, bo końcówkę można odginać. Już w pierwszej chwili, gdy Lelo znalazł się w środku, na twarzy mojej partnerki zagościła błogość, która zjawia się mimowolnie na obliczu roztapiającej się w przyjemności kobiety. Kiedy dołączyłem do Lelo, odkryłem, że jego wibracje dają przyjemność także i mnie.
W praktyce najbardziej genialnym i użytecznym rozwiązaniem okazał się pilot sterujący wibracjami Lelo. Mogliśmy – czy to ja, czy ona – bez rozpraszających przestojów zmieniać częstotliwość drgań, podczas gdy nasze ciała zajęte były sobą. Co więcej, pilot wibruje tym samym tempem, co urządzenie, więc mężczyzna zna poziom wibracji, nawet gdy nie jest w partnerce. Zaś totalnie rewelacyjną funkcją jest zmiana drgań poprzez ułożenie pilota. Gdy pilot jest w poziomie drgania są najspokojniejsze, zaś ustawienie go do pionu wprawia Lelo w szalone wibracje. Funkcja szczególnie przydatna, gdy stosunek jest w fazie szczytowej i łatwo byłoby poplątać się w przyciskach. Wtedy zupełnie intuicyjnie można sterować natężeniem wibracji, potęgując doznania.
Lelo robi kobietę ciaśniejszą, w odpowiednich pozycjach uciska też podstawę penisa, wydłużając stosunek. Z różnych zabawek, z jakich do tej pory korzystałem, Lelo jest tą, która autentycznie spaja Was podczas stosunku, pozwala Wam złączyć się w doznaniach i przeżywać je wspólnie. Przyda się każdemu mężczyźnie, któremu na sercu leży przyjemność kobiety i który lubi, gdy po seksie jego partnerce serce wali oszalałe, a nogi trzęsą się jak galaretka.