Nie chodzi mi o to, że levigra ma mniej skutków ubocznych niż viagra. Nie. Chodzi mi o to, że viagra szkodzi nie tylko mężczyznom, ale także kobietom. A już najbardziej szkodzi waszemu seksowi. Dlaczego?
Każdy obeznany z seksem człowiek wie, że doprowadzenie kobiety do orgazmu z klasycznym waginalnym stosunkiem ma niewiele wspólnego. Większość zakończeń nerwowych prowadzących nas na szczyt umiejscowionych jest na zewnątrz kobiecych genitaliów. Wkładanie nam penisów w waginy, owszem – może być podniecające, ale nigdy nie było i nie będzie warunkiem sine qua non kobiecego orgazmu.
Viagra jako skoncentrowanie na penisie
Dlaczego facet sięga po viagrę? Przeważnie dlatego, żeby zadowolić swoją kobietę. Ironiczne jest to, że żadnej z nas jego erekcja nie jest do orgazmu potrzebna. A waginalny seks, podczas którego mężczyzna modli się do Priapa o utrzymanie erekcji, jest nudny i nużący. On, zamiast uwrażliwić się na twoje reakcje i uczucia, myśli tylko o swoim wzwodzie. Na dodatek do seksu podchodzi na zasadzie: twardy wzwód = dobry seks, problem z erekcją = stracony dzień.
Gdyby viagry nie było, chciał nie chciał, zajęlibyście się jakimś alternatywnym sposobem uprawiania miłości. Może w waszej sypialni zagościłby seks oralny, a może jakieś inne rodzaje pieszczot, tak wymyślne, że ich opisów próżno by szukać w całym internecie. Albo też – zamiast łykania magicznej pigułki, twój mężczyzna zacząłby się wysypiać, ruszać, uprawiać sport, lepiej odżywiać, mniej palić i wychodzić z pracy przed 22.00. Mając viagrę, zamiast naprawdę dbać o siebie i swojego „małego przyjaciela”, połyka pigułkę na niedyspozycję i nie ma już żadnego powodu, aby dbać o swoje zdrowie. I zajmować się waszą relacją na innym poziomie, niż tylko wkładanie i wyciąganie.
Nie, to co piszę wcale nie jest pochwałą impotencji. Brak erekcji nie jest czymś zdrowym nawet wśród starych mężczyzn. Ewidentnie jest to zaburzenie. Jednak viagra go nie leczy, a jedynie maskuje. Każdy zdrowy mężczyzna jest zdolny do erekcji. Jej brak lub słabość może być pierwszym objawem poważnej choroby. Chłopak sięgający po niebieską pigułkę nawet nie zauważy, że coś mu jest. W końcu zawsze „stanie na wysokości zadania”…
Viagra nie jest rozwiązaniem. Jest półśrodkiem. A często przysporzy więcej szkody niż pożytku.
Co złego zrobiła nam viagra?
Już samo jej pojawienie się na rynku ze sztywnego penisa uczyniło pewien fetysz. Od tego czasu penis zawsze ma być twardy, jakby tylko w takim stanie był coś wart. Myślę, że każda dziewczyna, która choć raz w życiu miała penisa w ustach, wie, że penis jako taki dużo radości może dać i wtedy, gdy znajduje się w stanie spoczynku.
Faceci, bombardowani wciąż reklamami super erekcji, zamiast zgłębiać tajniki kobiecej anatomii oraz psychiki (wciąż wielu z nich nie ma pojęcia, gdzie jest łechtaczka!), skupiają się na swoich członkach. Wciąż słysząc o zaburzeniach erekcji, coraz bardziej się boją, że penis im oklapnie w najmniej dogodnym momencie. A przecież to, że staje i opada jest przecież czymś naturalnym. Nienaturalna (albo chociaż rzadka) jest permanentna erekcja.
Tak więc na „viagryzacji” seksu tracą też kobiety. Od czasów Casanovy kobiety nie zmieniły się tak bardzo, żeby nie można było doprowadzić ich do orgazmu językiem, palcami, czy wręcz samym głosem. Ba! Przeżyć orgazm tylko i wyłącznie na skutek słuchania erotycznej historii, którą nasz kochanek sączy nam do ucha to takie… romantyczne! Która z nas może się takim doświadczeniem pochwalić? Czy nie o to chodzi w seksie, żeby wciąż odkrywać coś nowego?
On bierze niebieską pigułkę
Niektóre partnerki „naviagrowanych” facetów skarżą się, że ich nowy – viagrowy – seks jest wręcz modlitwą do sztywnego penisa. A przecież tylko niewielu z nas sam twardy penis wystarcza do przeżycia rozkoszy. Dlaczego więc oboje mamy się na nim koncentrować, chuchać i dmuchać, żeby tylko stał jak najdłużej? Skoro w braniu viagry chodzi o to, żeby zadowolić kobietę, może lepiej po prostu… zadowolić kobietę, niż liczyć na to, że zrobi to za nas viagra?
Pary, które w czasach przed viagrą miały problem z erekcją, zazwyczaj poszukiwanie seksualnego spełnienia rozpoczynały u seksuologa. Ten pomagał zrozumieć im problem w kontekście. Terapia być może nie od razu przywracała mężczyźnie odpowiedni stopień twardości, ale przywracała mu pewność siebie w łóżku. Skoro partnerka doświadcza orgazmów, nawet wielokrotnych, to znaczy, że on jako facet jest sprawny. A że w tym związku pierwsze skrzypce gra na przykład jej łechtaczka, a nie jego penis? Myślę, że większości kobiet taki właśnie stan odpowiada.
Sposoby przywrócenia harmonii w związku w czasach przedviagrowych to: pogłębianie intymności, wydłużenie pieszczot, stymulacja oralno-manualna. Nawet jeśli nie dawało to natychmiastowej i nieskończonej erekcji, to na pewno pomagało umocnić związek. Myślę, że takiego wzmocnienia nie może dać jedna niebieska pigułka.
Jeśli więc twój facet bierze viagrę dla ciebie, może warto mu powiedzieć, że może odpuścić? Bo ty kochasz go bez względu na to, jak twardy jest jego penis? Bo podnieca cię on sam, a nie tylko jego erekcja? Bo możesz mu pokazać, w jaki sposób może dać ci przyjemność, nie angażując w to swojego penisa? A może gdy napięcie opadnie, a oprócz pobudzenia będziecie odczuwać także prawdziwe pożądanie, ciekawość i radość, erekcja pojawi się samoczynnie?
Drodzy mężczyźni, jeśli czytacie ten tekst, wiedzcie, że ponad 70% kobiet do osiągnięcia orgazmu potrzebuje czegoś więcej niż tylko penetracji. Więcej na ten temat tutaj: Orgazm kobiety. A większość z was do erekcji potrzebuje po prostu odprężenia, a nie od razu tabletek. A kiedy nie chce wam „stanąć”, zamiast panikować, zainicjujcie jakąś inną formę seksu. Wasza kobieta na pewno będzie zaciekawiona.