Były chwile, kiedy bałam się, że zostanę artystką tylko od waginy.
Iwona Demko, rzeźbiarka, artystka, feministka. Ukończyła Wydział Rzeźby na ASP w Krakowie, gdzie obecnie pracuje jako asystentka .
Iwona Demko w woalce, 2014
Ostatnio w jej twórczości dużo miejsca zajmuje temat kobiecej seksualności, a dosłownie: waginy. Zawsze pociągał ją kolor różowy i wprawianie publiczności w lekkie zakłopotanie. Kilka lat temu pozwalała na to, by jej prace po prostu się „kojarzyły”, potem kazała odbiorcom swoje prace lizać, bo zrobiła sromowe lizaki, aż w końcu wyniosła Waginę na ołtarze.
Voca Ilnicka: Spotkałyśmy się na Dniach Cipki, więc pozwól, że zacznę od pytania: „wagina” czy „cipka”, a może jeszcze inaczej?
Iwona Demko: Kiedy byłam małą dziewczynką mówiłam „łała”. Nie wiem, co mnie zainspirowało do utworzenia właśnie takiego słowa. Nazwa ta jednak na dobre przyjęła się w całej naszej rodzinie i przeszła na następne pokolenie – czyli mojego syna, który w pewnym momencie był nawet zdziwiony, że tylko nasza rodzina zna to słowo. Jeśli miałabym wybierać między słowem „wagina” a „cipka”, to zdecydowanie bardziej wolę określenie „wagina”. Słowo „wagina” niesie ze sobą szacunek, który ja przecież chcę jej przywrócić.
V.: Przyjechałaś na Dni Cipki z książką „Wagina” w garści. Skąd twoje zainteresowanie waginami?
Iwona Demko: Wynika to głównie z tego, że urodziłam się pod znakiem Lwa, którego jedną z głównych cech jest mocne poczucie sprawiedliwości. W związku z tym denerwował mnie wszechpanujący kult fallusa. Nie wynikało to z mojej negacji tego kultu. Towarzyszył mi tylko ludzki, zodiakalny odruch poczucia sprawiedliwości. Zastanawiałam się dlaczego jedna płeć jest lepsza, a druga gorsza. Nie chodziło mi o odwrócenie ról i o to, żeby nastał kult waginy. Nie myślę również o walce czy dochodzeniu, która z płci jest lepsza, mądrzejsza, piękniejsza czy silniejsza… Nie lubię tylko kiedy jest lepszy i gorszy – równy i równiejszy. Zdarzało mi się, że czytałam artykuły, w których usiłowano mi wmówić, że kobieta ma wrodzoną zazdrość o fallusa. Zawsze dziwiły mnie takie stwierdzenia, ponieważ raczej byłam zadowolona z tego, co posiadam…
Nie podobało mi się również to, że jest wiele kobiet, które wstydzą się swoich narządów płciowych. Czułam wewnętrznie, że musiał kiedyś istnieć kult waginy. Przecież wagina to brama przez, którą przychodzimy na świat i wydawało mi się, że nasi przodkowie musieli doceniać ten fakt. Zaczęłam interesować się tym tematem i rozpoczęłam moje poszukiwania.
Znalazłam kilka krótkich tekstów na ten temat w internecie, a w końcu trafiłam na książkę Catherine Blackledge „Wagina. Kobieca seksualność w historii kultury”. Pochłonęłam tę książkę z wypiekami na twarzy. Na każdej stronie tej niezwykłej książki odkrywałam informacje, które wywoływały we mnie olbrzymie uczucia – zdziwienie, zaskoczenie a czasami szok. Przede wszystkim jednak znalazłam tam potwierdzenie moich przypuszczeń – istnienia kultu waginy.
Zrozumiałym dla nas jest to, że wagina kojarzona jest z płodnością. Obecnie sprowadza się ją wyłącznie do roli seksualnej. W książce tej dowiedziałam się, że kiedyś wagina traktowana była z szacunkiem jako symbol szczęścia i zdrowia. A widok odsłoniętych warg sromowych (tak zwany akt Ana-suromai) był w stanie zmienić wynik wojny, odstraszyć groźnego drapieżnika, wrogich wojowników, powstrzymać huragan, odpędzić złe demony, czy groźne bóstwa – odsłonięta wagina mogła zapobiec nieszczęściu.
V.: Wygląda na to, że wagina wysuwa się na pierwszy plan w Twojej twórczości. Nawet to, co waginą nie jest – jest jakieś takie… odlegle z nią spokrewnione: różowe, pluszowe, rozgrywa się w cieple, w relacjach między kobietą i mężczyzną, też gdzieś w świecie zderzania się stereotypów i miłości (mam na myśli „Męskie ramię”).
Iwona Demko: Wydaje mi się, że temat dotyczący waginy towarzyszył mi od momentu kiedy zawładnął mną kolor różowy. Początkowo były to formy obłe, abstrakcyjne, nie dosłownie przedstawiające waginę. Kolor różowy miał sugerować cielesność. Wtedy też zauważyłam, że obłe, abstrakcyjne kształty zawsze kojarzą się większości ludziom erotycznie. Bardzo podobała mi się reakcja publiczności oglądającej moje prace – ich twarze były nieco zaczerwienione i zawstydzone, a w głowach kotłowała się myśl: „Czy wszyscy widzą to co ja, czy tylko ja mam takie kudłate myśli?”. Każdy myślał „o jednym”, ale równocześnie każdy starał się ukryć swoje skojarzenia. Wtedy też zauważyłam jak wstydliwy jest to temat – mimo że dotyczy każdego z nas.
Podobało mi się to wprowadzanie odbiorcy w zakłopotanie. I czasami – muszę się przyznać do rzeczy strasznej – jeśli ktoś odważył zapytać się mnie, czy to rzeczywiście same piersi, pośladki i waginy, okrutnie odpowiadałam (wprowadzając go w jeszcze większe zakłopotanie), że to po prostu forma abstrakcyjna, która raczej nic nie przedstawia i każdy kojarzy ją inaczej…
Potem pojawiła się we mnie chęć zniesienia dystansu między zawstydzonym odbiorcą a moimi pracami. Chciałam, aby każdy przełamał barierę i zamiast oglądania spotykanych w muzeach tabliczek z napisem „Nie dotykać”, dotykał moich prac. Dlatego zrobiłam z gąbki i różowego polaru miękkie, obłe „Przytulanki”, których głównym zadaniem było skłonić odbiorcę do dotykania. A potem zrobiłam następny krok. Postanowiłam jeszcze bardziej zaangażować widza, a konkretnie jego język i … zrobiłam lizaki. Tym razem skojarzenia miały być jednoznaczne i miały dotyczyć waginy. Każdy, kto przybył na wernisaż otrzymał takiego lizaka i musiał go lizać. Kontakt z moją sztuką stawał się w ten sposób bardzo bliski.
V.: Czy to, co robisz, można nazwać feminizmem, a Ciebie feministką? Czy tworzysz dla kobiet? Albo: ze szczególnym uwzględnieniem kobiet?
Iwona Demko: Kiedy ktoś zadaje mi to pytanie jestem nieco zakłopotana. Zastanawiam się, co dla pytającego znaczy feminizm. I czuję od razu, że skoro padło to pytanie to znaczy, że mój zaciekawiony rozmówca należy do olbrzymiej części naszego społeczeństwa, która mylnie odczytuje hasło feminizm. Zadaje więc przewrotnie pytanie czy ktoś zna kobietę, której nie zależy na tym aby studiować, aby mieć prawo do głosu wyborczego, aby brać udział w życiu społecznym, dostawać taką samą wypłatę jak mężczyzna…
Wiem, że większość ludzi skrajnie odczytuje żądania feministek. Jeśli feministka chce iść do pracy, to już na pewno nie chce rodzić dzieci i jest ich wielką przeciwniczką. A to nie jest prawda. Obraz feministki w naszym społeczeństwie to kobieta, która nienawidzi mężczyzn, nie goli się, brzydko pachnie jej z ust, ubiera się jak mężczyzna, wszystko jej się nie podoba i wszystkiego chce więcej. Niestety, jest to całkowicie zniekształcony obraz feministki.
Feminizm to przede wszystkim prawo wyboru: jeśli chcę się kształcić i wspinać po szczeblach kariery to się wspinam i nikt nie mówi mi, że jestem bez serca i po trupach zmierzam do celu. Jeśli chce prowadzić dom i mieć dzieci to zostaje w domu i nikt nie mówi mi, że jestem kurą domową i nie mam ambicji. Najważniejsze w feminizmie jest to, aby kobiety świadomie i pod wpływem jedynie własnych pragnień, a nie nakazów społecznych, podejmowały decyzje o swoim życiu. Gdyby nie emancypantki nie mogłabym studiować na ASP, a tym bardziej na takim „męskim” wydziale jakim jest rzeźba. Nie mogłabym zajmować się teraz tym, co tak kocham. Jak mogłabym teraz wypierać się kobiet, które tyle dla mnie zrobiły ? Odpowiadając więc na Twoje pytanie mówię: Jestem feministką.
Na pewno również to, co robię, można nazwać feminizmem. Wynika to z tego, że interesują mnie tematy, które dotyczą mnie bezpośrednio, a że jestem kobietą to są to tematy feministyczne. Nie jest to manifest. Jest to raczej wykorzystywanie płci jaką mam. Na pewno również moje prace są głównie skierowane do kobiet i kobiety właśnie mogą się w nich odnaleźć. Jednak kieruję moją twórczość również do mężczyzn. Chcę im pokazać nasz kobiecy świat. Pragnę w ten sposób przybliżyć nas – kobiety i mężczyzn – do siebie. Mężczyzna i kobieta różnią się od siebie – nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Każdy z nas uczy się przez całe życie i poznaje świat drugiej płci – myślę, że to jest bardzo ważne, że to jest klucz do wspólnego zrozumienia i lepszego życia – powinniśmy uczyć się siebie nawzajem…
V.: Skończyłaś studia, dostałaś dyplom i zdecydowałaś: kierunek – wagina?
Iwona Demko: Nigdy nie podjęłam tej decyzji w taki sposób. Nie polegało to na tym, że usiadłam, zastanowiłam się i zdecydowałam: kierunek – wagina. Wynikało to raczej samo z siebie. Czasami bywa tak, że zainteresowanie jednym tematem powoduje, że odkrywa się w nim nieskończoną głębię informacji do wykorzystania – do przetworzenia w rzeźbę czy obiekt. A temat waginy jest niesamowicie bogaty i interesujący. Były chwile, kiedy bałam się, że zostanę artystką tylko od waginy, ponieważ jeden mój pomysł w tym temacie wywoływał kolejny i wydawało się, że nie będzie końca. Nie wiem, jak długo temat waginy będzie mi towarzyszył – nie zakładam określonego odcinka czasu. Staram się nie tworzyć sobie ograniczeń. Dopóki jakiś temat angażuje mnie emocjonalne, po prostu poddaje mu się.
V.: Twoja praca dyplomowa – do której można wejść – jest czymś konkretnym, czy tylko ja mam skojarzenia?
Iwona Demko: Uspokoję Cię, że nie tylko Ty masz takie skojarzenia… W przypadku dyplomu nie zakładałam jednak konkretnego przekazu. Myślałam o tym, aby zestawić całkowicie inny widok zewnętrzny (jednolity róż) z całkowicie innym wnętrzem (tysiące lusterek w kolorze lekkiego brązu). Czasami tak jest, że to co widać na zewnątrz człowieka jest zupełnie inne od tego, co dzieje się w jego wnętrzu. A my na podstawie wyglądu zewnętrznego błędnie tworzymy sobie obraz wnętrza tego człowieka. Podobał mi się również motyw wchodzenia do rzeźby – fakt bycia otoczonym ze wszystkich stron przez rzeźbę. Oczywiście myślałam również, że jest to owa magiczna brama, przez którą przychodzimy na świat. Wszystkie lusterka, którymi wyłożyłam wnętrze są przycięte do kształtu trójkąta – symbolu waginy. Jednak nie chciałam w tej pracy jednoznacznie określać skojarzeń.
V.: Te, z twoich prac, które widziałam na slajdach na Dniach Cipki, rzuciły mnie na kolana. A jakie zazwyczaj są reakcje ludzi? A szczególnie kobiet.
Iwona Demko: Kiedy robiłam „28 dni”, każdą z poduszek konsultowałam z moimi koleżankami. Pytałam je o ich własne odczucia i refleksje. Mimo że znały poduszki z moich opisów słownych, kiedy pokazałam im gotowe prace, na ich twarzach przez pierwsze sekundy malował się szok dosłownością formy. Jednak zaraz potem pojawiała się aprobata i zachwyt. Celowo użyłam do wykonania poduszek miękkich, błyszczących materiałów, futerek, koralików, cekinów, błyskotek czyli materiałów kojarzących się z kobietą.
„Poduchy-cipuchy” – jak ja to mówię – spotkały się z bardzo wieloma pozytywnymi opiniami zarówno ze strony kobiet jak i mężczyzn. Moi znajomi przesyłali link do mojej strony swoim znajomym, a ci wysyłali do swoich. Dostałam nawet kilka maili od znajomych moich znajomych (mi nieznajomych), w których czytałam o tym, że „28 dni” zrobiło na nich duże, pozytywne wrażenie. Wiele kobiet utożsamiało się z tym projektem, odnajdywało swoje emocje. Zauważyłam, że właśnie ten mój projekt spotkał się z największym poruszeniem wśród odbiorców.
Inaczej było z „Waginatyzmem”. Był to projekt w którym posunęłam się znacznie dalej. Nie tylko przedstawiłam w nim waginę, ale kazałam przed nią klękać. Wiele osób odczytywało to jako bluźnierstwo. I mimo że na swojej stronie umieściłam obszerny tekst z książki Catherine Blackledge, który pomagał zrozumieć mój projekt, osoby wychowane w religii chrześcijańskiej były zbulwersowane, a zamieszczony tekst nie zawsze przynosił zamierzony przeze mnie efekt.
Najdziwniejsze było to, że bardziej tolerancyjni okazywali się mężczyźni niż kobiety. Na wystawie na której prezentowałam „Waginatyzm” widziałam uśmiech na twarzach mężczyzn i uczucie niesmaku na twarzach kobiet.
Zupełnie inny odbiór spotkał zrobione przeze mnie lizaki. W większości przypadków projekt ten wywoływał uśmiech i delikatne zażenowanie. Wernisaż polegał na degustacji, jednak większość ludzi szybko chowała lizaki po kieszeniach i niewielu śmiałków odważyło się lizać na oczach innych. Często zdarzało mi się potem, że moje koleżanki prosiły mnie o przygotowanie takiego lizaka, ponieważ chciały wręczyć go mężczyźnie.
V.: Mówiłaś, że zanim zrobiłaś poduszki, pytałaś kobiety o refleksje na tematy waginalne. Jak ci się udaje porozmawiać na tak intymne tematy? Same bliskie koleżanki?
Iwona Demko: Ponieważ długo zajmuję się „tym” tematem, a w dodatku z natury jestem otwarta i czasami zbyt szczera. Nie miałam z tym problemu. Mam bliskie koleżanki z którymi potrafię otwarcie rozmawiać na bardzo wiele intymnych tematów. Nie było jednak tak zawsze, uczyłyśmy się tego razem. I teraz widzę, że nie zostało dla nas już zbyt wiele tajemnic, których nie odkryłyśmy w rozmowach.
Kiedy przeczytałam książkę Catherine Blackladge, osiągnęłam bardzo duży stopień łatwości rozmawiania na tematy dotyczące waginy i teraz właściwie jestem w stanie porozmawiać o tym z każdym, nawet nieznajomym w pociągu. Początkowo moi rozmówcy są nieco skrepowani i zaczerwienieni, jednak po kilku chwilach sytuacja się zmienia i zaczynają chętnie brać udział w dyskusji, dzieląc się nie raz swoimi spostrzeżeniami.
Wydaje mi się, że jest to jedynie kwestia oswojenia się z tematem i że ludzie mają potrzebę rozmawiania na ten temat, nie mają jedynie odwagi, aby rozpocząć taką rozmowę. Mój bardzo normalny i zwykły ton sprawia, że temat ten staje się taki jak i inne tematy. Często opowiadam na początku o kulcie waginy. Kiedy mówię o tym, że kiedyś wagina była traktowana z szacunkiem, mój rozmówca automatycznie zaczyna nabierać szacunku do mnie, tematu i naszej rozmowy.
Staram się również rozmawiać o tym z moim synem, który ma już piętnaście lat. Przez to, że od dziecka rósł w otoczeniu szytych przeze mnie – jak to mówimy w naszej rodzinie – „łał” jest otwarty. Czuje jednak różnicę między innymi rówieśnikami, którzy nie są tacy otwarci i raczej nie rozmawiają ze swoimi rodzicami na ten temat. I wiem, że czasami mu to przeszkadza. Jednak tłumacze mu, że ignorancja wobec tego tematu to prymitywne zachowanie, a my przecież nie chcemy być prymitywni…
V.: Na jednej z twoich prac kobieta modli się do waginy. Klęczy na klęczniku – takim różowym-pluszowym…
Iwona Demko: Klęcznik przed metrową waginą nie został przeze mnie zrobiony po to, aby bulwersować czy kogokolwiek obrażać – daleka byłam od takich zamiarów. Muszę też od razu przy okazji sprostować myślenie o tym, że artysta zrobi wszystko, aby szokować (i w ten sposób osiągnąć sławę…). Nigdy nie podchodzę w ten sposób do tego, co robię.
Zrobiłam „Waginatyzm” (sama tworząc ten neologizm) głównie po to, aby wpłynąć na zmianę patrzenia i myślenia o waginie. Chciałam zwrócić uwagę na inne postrzeganie tematu, który wydaje nam się oczywisty i bezdyskusyjny. Dlatego też oprócz projektu umieściłam na swojej stronie obszerny tekst. Często irytuje mnie to, że charakteryzujemy się bardzo zamkniętym sposobem myślenia, że reagujemy bardzo impulsywnie i negatywnie na rzeczy, których nie rozumiemy. Ja sama często kiedyś tak robiłam i nie raz przekonałam się potem, że takie zachowanie świadczyło głównie o moim ograniczeniu.
Często po zapoznaniu się z tematem okazuje się, że nasze dotychczasowe myślenie jest błędne i że nie warto jest unosić się gniewem i używać obraźliwych słów. Powinniśmy zachować nieco rozwagi w wypowiadaniu naszych negatywnych sądów na wypadek gdyby jednak okazało się, że możemy być w błędzie.
Jest mi również w pewien sposób przykro, że kobiety nie akceptują i nie potrafią być dumne ze swoich narządów płciowych i często to one mają gorsze nastawienie do nich niż mężczyźni. Chciałabym, aby to się zmieniło. Celowo też umieściłam na klęczniku kobietę, chciałam uniknąć seksualnych podtekstów. Nie chciałam również robić symbolu klęczącego przed kobietą mężczyzny. Kiedyś kobiety modliły się do waginy jako bogini z prośbą o potomstwo. W wielu kościołach umieszczano wyryte w skałach symbole warg sromowych, aby idąca do ołtarza panna młoda mogła je potrzeć ręką zapewniając sobie w ten sposób płodność.
V.: Na wernisażu w galerii Burzym & Wolf (Przytulanki), żeby wejść, też trzeba się było przecisnąć przez symboliczną waginę. Zdjęcie, na którym widać, jak Ty przechodzisz, można zobaczyć na twojej stronie www.
Iwona Demko: Jest to często wykorzystywany motyw i ja go nie wymyśliłam , a jedynie powtórzyłam. Chciałam, aby każdy kto wchodzi do galerii, zanurzył się w ten sposób w inny świat. Wrócił do miejsca gdzie jest miękko, przyjemnie i bezpiecznie, gdzie można się przytulić do Przytulanek. Nie zawsze przygotowanie takiego wejścia jest możliwe. W tej galerii były bardzo sprzyjające warunki dlatego pozwoliłam sobie na wykorzystanie ich.
V.: Z cyklu poduszkowego najbardziej do mnie przemawiają te pierwsze – „okresowe”. Rzekłabym, że są „najładniejsze i najbardziej milusińskie”. To świadomy zabieg? Kobiety przecież nie przepadają za miesiączką…
Iwona Demko: Chciałam, aby wszystkie poduszki były bardzo przyjemne i milusińskie, również te opisujące miesiączkę. Poduszki dotyczą tematu, który raczej nie spotyka się z przyjaznym odbiorem, dlatego celowo chciałam wzbudzić w odbiorcy uczucia odmienne – zaskakująco przyjemne. Nie chciałam potwierdzać utartych sposobów myślenia, chciałam zmienić nasze spojrzenie na bardziej pozytywne.
Wydawało mi się, że jeśli przedstawię waginę w sposób tak dekoracyjny, to nikt nie będzie mógł się oprzeć takiemu wizerunkowi. Chciałam, aby poduszki, które miały oddawać okres płodny w cyklu kobiety, były wyjątkowo strojne, te które miały przedstawiać PMS (nazwa od ang. Premenstrual syndrome – zespół napięcia przedmiesiączkowego), miały być smutne, groźne czy wściekłe nie tracąc jednak ciągle swojej sympatyczności.
Poduszki z dni niepłodnych przedstawiłam jako białe, czyste i wolne od mocnych przeżyć. Natomiast poduszki prezentujące miesiączkę oczywiście musiały być czerwone. Trzy pierwsze dni okresu są w kolorze mocno czerwonym, dwa kolejne mają jaśniejszy odcień czerwieni. Sama nie lubię tej części cyklu. Mam silny ból brzucha, który towarzyszy mi w pierwszym dniu miesiączki – stąd szpilki wbite w wargi sromowe. Jednak pokazując to w tak uroczy sposób, chciałam wpłynąć też sama na siebie, zmusić się do zaakceptowania tej części cyklu, do zmienienia mojego negatywnego nastawienia. Chciałam trochę zaczarować te bolesne i niekomfortowe dni i zamienić je na bardziej przyjazne – przynajmniej w sposobie naszego myślenia.
V.: Jedna z tych poduszek to wagina dentata. Co Tobą kierowało, żeby ją tam umieścić?
Iwona Demko: Bardzo spodobały mi się historie o waginie dentacie. Wyobrażenia, że wagina mogłaby mieć zęby, bardzo mnie zainspirowały… Są również historie, które mówią, że w pochwie mieszkają węże, a nawet smok. Opowieści te były wynikiem strachu mężczyzn przed rozpoczęciem życia seksualnego. Przecież ich narząd płciowy miał zniknąć gdzieś w ciemnościach i nie wiadomo było tak naprawdę, co tam jest… Postanowiłam wykorzystać ten motyw. W moim projekcie wagina dentata symbolizuje jeden dzień PMS’u, kiedy bywamy bardzo groźne i nerwowe. Ja sama jestem wtedy niekiedy bardzo agresywna i mam ochotę wyrzucić agresję na każdą napotkaną osobę, która choć trochę mnie zdenerwuje. I czasami dużo mnie kosztuje siły to, aby tego nie zrobić. Dla ciekawostki powiem, że zęby w poduszce zrobiłam z moich kolczyków.
V.: Jak podobają Ci się prace innych artystek i artystów też podejmujące tematykę seksualności kobiet? Czy masz może jakieś ulubione? Czy to z nich czerpałaś inspirację do swoich?
Iwona Demko: Tak naprawdę znacznie więcej jest w sztuce fallusów niż wagin. Myślę oczywiście, że należy to zmienić (i jak można to sprawdzić na mojej stronie internetowej staram się bardzo). Oczywiście, jest bardzo wiele nagości i aktów kobiecych, jednak temat samej waginy nie jest popularny.
Bardzo lubię „Czerwony abakan” Magdaleny Abakanowicz, czy „De-konstrukcję wieży” Marii Pinińskiej Bereś. Duże wrażenie zrobiła na mnie niesamowita praca Judy Chicago „The Dinner Party”. Jest również Ewa Świdzińska i jej „Żywoty intymne” oraz Maurycy Gomulicki i jego „Pussy mandala”.
Wszystkie prace można zobaczyć na stronie internetowej Iwony Demko.