Sądzę, że wielu „przeciwników” święta zakochanych ma problem nie z tym, że to święto w ogóle istnieje, że się w Polsce przyjęło, tylko z tym, że Walentynki konfrontują nas z tym, co boli. Z jakimś bólem związanym z miłością.
W latach 80. nie tyle nikt w Polsce Walentynek nie obchodził, ale nawet o nich nie słyszał. A jednak od jakichś 20 lat święto to na dobre zagościło w Polsce – i czy ktoś je lubi, czy nie, nie robi to żadnego wrażenia na kinach, klubach, dyskotekach i wszystkich innych, oferujących walentynkowe atrakcje.Sprzedaż miłości? Fuj!
Wielokrotnie słyszałam od dalekich i bliskich znajomych, że Walentynki to zło. I nawet byłam w stanie się z nimi zgodzić. Przecież kocham przez cały rok, a nie tylko na Walentynki. Komercja. Amerykanizacja kultury. Wręcz odcinanie kuponów od naszych uczuć. Oni po prostu na nas zarabiają!
Zgoda… Też nie lubię choinek wystawianych tuż po święcie zmarłych i bawią mnie czekoladowe mikołaje przerabiane naprędce na wielkanocne zajączki. Nie lubię spłycania świąt, ale kto wie, o co w nich naprawdę chodzi? „Polskie święta” i ich sens najczęściej jest nam nieznany, on gdzieś się zatarł i całkowicie wyblakł. Święto śmierci, czy jak kto woli – wszystkich świętych – to tylko znicze na grobach, bo dla kogo to czas realnego kontaktu z przodkami? Mowa jedynie o „tradycji i polskości”.
Ale przecież te święta: święto zmarłych, Boże Narodzenie też nie są „polskie”. Są połączeniem tradycyjnych wierzeń ludów zamieszkujących nasze ziemie z wierzeniami nie stąd. W końcu 25 grudnia tradycyjnie obchodzimy urodziny palestyńskiego dziecka.
Czy miłość warto świętować?
Pytanie, które mi się nasuwa, to: kiedy w polskim tradycyjnym kalendarzu wypada święto miłości lub święto zakochanych? Oraz – czy miłość lub zakochanie są wystarczająco ważną sprawą, żeby ją celebrować chociaż przez jeden dzień w roku?
Można powiedzieć, że święto miłości to noc Kupały, Sobótka, ale ile z Was ją obchodzi? Ile puszcza wianki, skacze przez ogień – oraz kojarzy się w pary i idzie uprawiać seks w krzakach? – bo zakładam, że mniej więcej tak to kiedyś wyglądało.:P Zresztą i Sobótka została wchłonięta przez tradycyjną „polską katolicką” kulturę i została zamieniona w noc Świętojańską.
Ale – pal licho różne tradycje i pochodzenie. Wróćmy do Walentynek.
Nagle pojawia się w Polsce dzień zakochanych. Cudownie! Cieszę się i celebruję je, bo może pomoże przypomnieć sobie albo w ogóle uświadomić, że miłość ma wartość. W tym cynicznym świecie, w którym tylu ludzi wątpi w miłość, boi się miłości, jest wręcz straszona miłością (!) – takie święto to skarb! Jeśli wszystko, co związane z seksem i erotyką jest złe – to cieszę się z tego, że chociaż zakochanie uważane jest za coś pozytywnego.
Przecież to miło być zakochanym.
To miło celebrować miłość.
Kochać się.
A że tylko raz w roku? A kto mówi, że nie można codziennie? Przecież dzień dziecka też jest tylko raz w roku, ale nikt nie odmawia przyjmowania prezentów z tej okazji!
A nawet, jeśli tylko raz w roku, to lepiej raz niż w ogóle.
Być może wiele zagonionych, zapracowanych par robi sobie prezent bycia razem, bycia blisko – tylko raz w roku, tylko w Walentynki? (Właśnie dlatego, że tylko wtedy wypada, tylko wtedy jest to „usprawiedliwione”; bo przecież my nie lubimy tych wszystkich ckliwych romantyzmów!)
Być może wiele nieśmiałych osób właśnie w Walentynki czuje więcej odwagi, aby wyznać swoje uczucie?
Gdy jest miejsce i czas na świętowanie miłości, kiedy wszyscy to robią i wypytują: a Ty co robisz w Walentynki? – masz czas to przemyśleć. Albo zatęsknić za kimś, z kim je będziesz obchodzić. Na kogo zwykle „nie masz czasu”.
Nie twierdzę, że czują to absolutnie wszystkie osoby, ale spora większość jednak tak. Nie mówię tutaj także tylko o miłości aż po grób, ale o zakochaniu, dotyku, flircie, romansie, namiętności…
Sądzę, że wielu „przeciwników” święta zakochanych ma problem nie z tym, że to święto w ogóle istnieje, że się w Polsce przyjęło, tylko z tym, że Walentynki konfrontują nas z tym, co boli: ze związkiem, który jest nie taki, z samotnością – tą z wyboru, i tą zupełnie nie z wyboru, z obojętnością partnera życiowego, który nie chce z Tobą świętować, bo „jest przeciwnikiem”, z potrzebą miłości, która ma każdy człowiek.
Myślę, że ciekawie jest przyjrzeć temu, co Walentynki „nam robią”. Być może to jedyny dzień w roku, gdy do naszej świadomości przebijają się jakieś sygnały, świadczące o tym, że mimo wszystko gdzieś w głębi duszy, choćby tylko odrobinę – ale jednak – chcielibyśmy czuć miłość z wzajemnością *.
Poza tym człowiek zakochany, szczęśliwy, spełniony seksualnie i emocjonalnie nie zostanie terrorystą-samobójcą ani nie da się wysłać na wojnę na drugi koniec świata, więc…
… make love not war!
* Hej! Nawet jeśli tak czujesz – wszystko z Tobą OK. Naprawdę. Jeśli masz wstręt do związków – przypominam, że nie ma żadnego obowiązku, aby w nie wchodzić.