Media obiega informacja o brutalnym gwałcie na Polce we Włoszech i szokująca informacja o śmierci 26-latki, gwałconej i torturowanej przez 10 dni w Łodzi. Dziś idę na Krąg Ciszy we Wrocławiu w związku z tą sprawą.
A co pojawia się w komentarzach? „Sama sobie winna! Po co ona tam szła? Po co zaufała obcym facetom? Naiwna baba! Przecież wiadomo, że każdy chłop to gwałciciel i morderca – stwórz mu tylko do tego warunki.”
Te słowa są oburzające. Nie, żadna z tych kobiet czy osób – nie jest sama sobie winna! I nie można usprawiedliwiać zła, które się stało, rzekomą naiwnością ofiar. Ani pora dnia, ani ubiór, ani wypity alkohol, ani ufność – to nie są „powody” gwałtu, chociaż tak się nam mówi.
Zastanawiałam się, dlaczego ten głos jest taki donośny? Dlaczego „sama sobie winna” albo „głupia była, że z nimi poszła” wciąż i wciąż pojawia się w komentarzach? I wtedy do głowy mi przyszła taka myśl, że niektóre kobiety/osoby tak komentują to zdarzenie, że sama sobie winna, bo mamy w ciałach informację „nie wychodź po nocy bo cię zgwałcą; po co ja tam chodziłam? po co ja jemu wierzyłam?” Mówi się, że skrajna nieufność, zamykanie się w domu i skromny wygląd – to zdrowy rozsądek. I to w jakiś sposób jest zdrowy rozsądek czasów wojny i terroru.
„Nie wychodź po zmroku, bo Cię zgwałcą.” – tak mówiła babcia mojej koleżanki. Były lata 90. Można się było z tego śmiać. „Głupia babcia, co ona chce od moich kolegów?”
Czy ten sam tekst śmieszyłby lub złościł, gdyby była właśnie wojna? Albo średniowiecze?
W czasie wojny: nie wychodź, nie wierz, nie prowokuj – to był sposób na przetrwanie, wojna się skończyła, ale to w nas żyje. Możesz myśleć: głupia ta moja babcia. A ona być może mówi ze swojego doświadczenia. Może ona nie mogła powiedzieć: zgwałcono mnie. Ona mogła tylko córce albo wnuczce powiedzieć: nie wychodź po nocy.
Myślę, że warto wysłuchać głosu „sama sobie winna” – bo ta myśl to świadectwo starych czasów. Ale to nie znaczy, że któraś faktycznie była sama sobie winna, tylko że być może nasze Przodkinie tak myślały:to moja wina, po co tam chodziłam, nie powinnam była tam chodzić, nie powinnam się tak ubierać, mogłam pomyśleć, mogłam być mądrzejsza!
Ale nie „mogły”! Żadna droga, żaden strój by ich nie uchronił, bo tortury na kobietach to strategia patriarchatu. I to zostało z tamtych czasów, ta myśl, że gdybym coś zrobiła lepiej… że to moja wina… że gdybym lepiej skontrolowała sytuację… I być może w tych komentarzach to przemawiają nasze babcie i prababcie, które chciały wierzyć, że gdyby zostały w domu, to nic by się im nie stało. One po prostu chciały w to wierzyć. I ze strasznego doświadczenia ostrzegały swoje córki, wnuczki, siostrzenice: nie wychodź po zmroku, nie ubieraj się tak…
A „my” teraz ze starego strachu przekazujemy sobie starą informację z czasów wojny i terroru. Może i nieprawdziwą. Ale wciąż żywą. Bo wciąż jakaś część nas chce wierzyć, że „nie prowokując” można skontrolować przemoc albo chociaż jej skalę.
Takie są moje przemyślenia. A Ty co myślisz?
Jedna z Czytelniczek napisała mi tak:
„Dzięki Voca za ten list.
Myślę, że to jest centralny problem w naszej kulturze i naszej seksualności. W mojej.
26-latka zamordowana przez gwałcicieli – to wydarzyło się w tym miesiącu. To nie przeszłość, to się dzieje teraz. Cały czas żyjemy na tej wojnie. To nie jest sprawa naszych babć, to trwa ciągle.
Jasne, znam ten mechanizm: trudno przyznać, że jest się bezsilnym, a świat jest pełen przemocy, która nie ma sensu. Chcemy wierzyć, że trochę więcej wiedzy, trochę więcej ostrożności ustrzeże nas przed przemocą. Ale to nie prawda. (A może prawda? Może te koleżanki, które ubierają się skromnie i nigdy nie miały chłopaka, nic nie spotkało?)
Ja ciągle żyję na tej wojnie. To kontrast, który wyznacza moje widzenie. Jest bardzo trudno być rozsądną kobietą, to niemożliwe. Albo jesteś zbyt nieostrożna, albo paranoicznie wystraszona – zawsze nie będziesz odpowiadać innym i zawsze mówisz sobie, że podejmujesz za duże ryzyko. Podchodzę do mężczyzn, jak do dzikich zwierząt, każde innego gatunku. Każde może zaatakować. Nigdy nie wiesz, które jest które. Możesz je trochę poznać i wtedy oczekiwać, że być może nie zaatakują. Ale jeśli tylko to zrobią, znów możesz mieć żal tylko do siebie – tyle już miałaś lekcji, tyle razy mogłaś się przekonać, że są niebezpieczni. W tych warunkach, w których widzę siebie teraz, żadna bliska relacja z mężczyzną nie może być bezpieczna. Nie chodzi o to, że nie potrafią kochać. Ktoś, kto cię kocha, też może cię skrzywdzić. Trzeba tłumaczyć zasady głośno, wyraźnie, werbalnie. Wychodzi się na wariatkę. Ale dlaczego – przecież dla poprzedniego nic nie było oczywiste.
Do normalnej ludzkiej wrażliwości dochodzi wrażliwość kogoś, kto ma blizny. Tu nie naciskaj, tu nie dotykaj. Taki film mnie striggeruje, czuję się źle. Kto umiałby to wszystko zrozumieć, kto umiałby okazać takt i empatię?
Łatwiej być tylko z kobietami, chociaż są bardzo różne i nie jest to sielanka.
To nie z nami coś jest nie tak. To ich wychowują na gwałcicieli.
W tych warunkach, z tą historią – jak możliwe jest otwarcie się przed mężczyzną? Prawdziwa, spontaniczna seksualność z mężczyzną? Jest jak wchodzenie do kąpieli – i modlenie się cały czas, żeby woda nie zaczęła się gotować.”
Kursy samoobrony to dla dzieci (nie tylko dziewcząt) bardzo dobry pomysł, nie tylko ze względu na wyćwiczenie odruchów które w kryzysowym momencie dadzą możliwość odparcia ataku, ale również uzupełnienie lekcji WF-u.
A i jak jakiś chojrak dostanie w nos od koleżanki za pociągnięcie za warkocz, dramatu nie będzie. Może zapamięta że róża może pokłóć i następnym razem wybierze bardziej subtelne metody podrywu.
Model wychowawczy i ramy w jakiego zamykamy dziewczynki i dziewczęta jest powodem.
„dziewczynce nie wypada”, „nie biegaj bo się spocisz / pobrudzisz”, „nie łaź po drzewach”,” bo pobrudzisz nową sukienkę”, „i kto zechce taką chłopczycę” itp.
Na przykładzie takich książek jak:.
„Awantura o Basię”, „Panna z mokrą głową”, Ania z Zielonego Wzgórza”, „Szaleństwa panny Ewy”
Można z dużą dozą pewności przypuszczać że typ wszędobylskiej, niepoprawnej i zbuntowanej pannicy chłopakom bardzo się podoba. (a przynajmniej tej części co potrafi czytać).
Jednego mi brakuje. Książek które pokazały by jak kształtują się relacje rówieśnicze w trudnych warunkach.
Dziewczęce wersje powieści „Chłopcy z placu broni ” Ferenca Molnára i „Władca much” Williama Goldinga.
Jak by się prezentowały żeńskie odpowiedniki postaci Nemeczka i Prosiaczka?