Jestem beznadziejna, nie zasługuję na dobry seks, nikt mnie nie zechce, jestem brzydka i beznadziejna.
Myślisz czasem tymi kategoriami?
„Jesteś beznadziejna” to tytuł z okładki, która ostatnio obiega internetowy świat. Na okładce możesz przeczytać też takie napisy jak np.:
Ona jest ładniejsza,
Coś z tobą nie tak,
Nie jesteś wystarczająco dobra.
Ta okładka bardzo mi się spodobała!
Dlaczego? Bo kiedy byłam nastolatką, czytałam pisma dla kobiet, z których mogłam nauczyć się o sobie właśnie tego, jak niewystarczająca jestem. Tylko tytuły artykułów były inne, np. Jak za pomocą makijażu zamaskować…. Jak dobrać fryzurę, aby ukryć…. Jak odessać tłuszcz z… Jak powiększyć…, Jak zmniejszyć… Jak schudnąć 10 kilo…. Jak zredukować rozstępy… Jak walczyć z cellulitem… itp. Znajdowałam sto porad, jak zmienić swoje ciało lub udawać, że ono wygląda inaczej. Wypchane gąbką staniki, wyszczuplająca bielizna, markowe ubrania, zabiegi i kosmetyki, które zrobią z Ciebie „wartościową” kobietę. A co jeśli nie stać Cię na taki styl życia lub nie zmieścisz się w tych rozmiarach ubrań? A co jeśli na Twoje rozstępy nic nie działa? A co jeśli nie masz czasu, aby to wszystko robić?
Wtedy możesz pomyśleć, że jesteś beznadziejna. Masz przecież sposoby, z których nie korzystasz. Więc jesteś leniwa i oporna. I wszyscy zobaczą, że masz grube łydki albo krótkie nogi. Że owal Twojej twarzy nie jest idealny. I wyciągnąć wniosek, że w takim razie nie zasługujesz na dobry seks. Albo na to, żeby być akceptowaną z takim ciałem, jakie masz. Możesz zacząć siebie nie lubić za to, jak ono wygląda. I uwierzyć, że dopóki się nie zmieni, to Ty nie możesz uprawiać seksu ani pokazać się ludziom.
W każdym razie ja, czytając regularnie te magazyny, uwierzyłam, że jestem jeszcze bardziej beznadziejna, niż mi się wcześniej wydawało. Dopiero, gdy przestałam je czytać, zauważyłam, że mój poziom akceptacji siebie wzrósł. Że już się tak bardzo nie przejmuję. Dopiero wtedy doszło do mnie, że trucizna regularnie sącząca się w mój mózg, zatruwała każdą moją komórkę. Wcześniej krzyczały do mnie artykuły i reklamy, które mówiły: popraw, zamaskuj, zatuszuj, ukryj, schowaj, przytnij, zafarbuj, zamaluj, skoryguj, schudnij… a mój mózg każdy taki komunikat czytał jako: coś z Tobą nie tak. Nie zauważyłam, że moje ciało stało się poligonem walki, na którym miałam walczyć sama ze sobą. Sugerowano mi, że muszę nie lubić tego, jaka jestem. Muszę nienawidzić tłuszczu czy rozstępów czy włosów na ciele. I coś, do czego wcześniej nie miałam negatywnego nastawienia, urosło do rangi wielkiego problemu. Energia, która mogła być iść na zabawę, naukę czy choćby uprawianie sportu, szła na zamartwianie się i próby walki z naturą. Jak ja wyglądam? Och, jaka jestem beznadziejna! Ona jest ładniejsza! Nikt mnie nie zechce!
I sądzę, że tak to się dzieje. Komunikaty, które sugerują, że coś trzeba ciągle w Tobie poprawiać, możesz odczytać właśnie jako: Jestem beznadziejna.
Dlatego tak cieszę się tą okładką! Bo na Kursie akceptacji ciała – na którym i ta okładka wypłynęła, dzięki jednej z Uczestniczek – zawsze proponuję eksperymentalny tydzień: odetnij się od takich komunikatów, które sugerują, że jesteś do niczego. I zastąp je życzliwymi. Kobiety, które tak robią, często zaczynają się czuć w świecie tak, jakby były wolne i wystarczające. Bo właściwie – bez względu na wygląd – mogą takie być, jakie są. Przestają się krępować, przechodząc przez pokój pełen ludzi. Ośmielają się założyć na siebie to, na co mają ochotę: spodnie, sukienkę, szorty czy bikini. Odkrywają, że są bardziej wolne w czasie seksu. Eksperymentują z makijażem lub jego brakiem. Po prostu: pozwalają sobie na to, aby być sobą. Przestają wymagać, aby ich ciało spełniało wyśrubowany standardy kulturowego piękna i z takim ciałem, jakie mają – sięgają po to, na co zawsze miały ochotę, ale bały się sięgnąć albo wierzyły, że nie mogą.
„Jesteś beznadziejna” jako głos z wewnątrz
Oczywiście, nie musisz czytać kolorowych magazynów, oglądać reklam, czy przeglądać przefiltrowanych zdjęć na Instagramie, aby słyszeć w głowie ten krytyczny głos. Bo może on siedzi w Twojej głowie już od dzieciństwa i podcina Ci skrzydła, wmawia, że nie możesz kupić sobie bikini albo pozwolić sobie na seksualną rozkosz, bo nie masz „odpowiedniego” ciała. Ale wiesz co? Na ten głos też jest sposób. Można go wyciszyć, można go zastąpić innym komunikatem. Na Kursie używamy do tego zdania: „Mogę taka być”, co znaczy: akceptuję siebie, swoje ciało, nie muszę się poprawiać, akceptuję siebie już w tej chwili. Tamten komunikat: „Jesteś beznadziejna” może być z początku głośniejszy.
Dlaczego?
Bo jeśli słyszysz to od lat i od lat sama sobie powtarzasz, jakaś część Ciebie w to uwierzyła.
Ale tak naprawdę jesteś OK, Twoje ciało jest OK, tylko to może za rzadko sobie powtarzasz, żeby tak samo w to uwierzyć, jak uwierzyłaś w tamto. Może w ogóle sobie tego nie mówisz? Dlatego na Kursie robimy wiele regularnych praktyk, żeby ten pozytywny przekaz tak samo mógł w Ciebie wsiąknąć, jak wsiąkały słowa bezlitosnej krytyki. To zaskakujące, jak łatwo niektórym przychodzi wierzyć w to, że: jest źle, nic się nie uda, moje ciało jest do niczego. I uwalniające, kiedy ten stary przekaz zastępuje coś, co daje nadzieję i energię do działania: Mogę być sobą, mogę być, jaka jestem, moje ciało jest OK, jestem czymś więcej niż moje ciało – jestem osobą, pełnią, całością i mogę mieć radość z życia.
Pomagam kobietom zaakceptować ciało i seksualność. Pomagam wlać nowe paliwo do mózgu, coś, co zastąpi niechęć, niezadowolenie i krytykę. Dlatego robię wyzwania online, warsztaty i kursy. Wierzę, że wspólnie zmieniamy świat. W ten sposób właśnie robimy wielką rewolucję. Każda – zaczynając od siebie. Ale przecież nawet jeśli robisz to tylko dla siebie, skutkiem ubocznym jest to, że emanujesz swoim przykładem na inne osoby: przyjaciółki i przyjaciół, bliskich, rodzinę, dzieci, ludzi z pracy… Więc jeśli chcesz zmienić myślenie, doładować się czymś pozytywnym, zapraszam Cię na moje orgazmiczne wyzwanie online – Wyprawa po orgazmy i na inne wydarzenia oraz zajęcia, np. na stacjonarny lipcowy Kurs akceptacji ciała do Wrocławia bo ten online jest już w połowie. I dziękuję Ci, że ze mną jesteś.
Aha, i pamiętaj, że jesteś wspaniała!
Jesteś wystarczająca!
Wszystko z Tobą OK!
Możesz być taka, jaka jesteś!
Możesz być sobą!
Możesz taka być!
I ja mogę być taka, jaka jestem. Sama sobie daję do tego prawo.
Po prostu – jesteś boginią. 🙂
I jak Ci z tym komunikatem? 🙂 Zdecydowanie bardziej pozytywny, niż o byciu beznadzieją, i przy okazji tak samo obiektywny. Więc który wybierasz? Decyzja należy do Ciebie!
PS. Taki magazyn, jak „You Suck” oczywiście nie istnieje, a jednocześnie – ile z nas go czyta?