Jeśli łączymy ze genitaliami emocje takie jak wstyd, zniesmaczenie, obrzydzenie, złość, żal – wtedy te emocje zabieramy ze sobą do łóżka. Do seksu. I to go czyni trudnym.
Powiedz słowo „pochwa”.
Jak się czujesz, wypowiadając to słowo?
A wagina, muszelka, cipka joni?
A może prącie, kuśka? Zaganiacz? Fallus?
Bawią Cię te słowa? Śmieszą?
A może odrzucają?
A może czujesz zażenowanie, gdy je słyszysz?
Dlaczego zadaję te pytania? Bo w poniedziałek zaczęliśmy czwarty już cykl Kurs samoświadomości seksualnej i na pierwszych zajęciach rozmawialiśmy m.in. o genitaliach. O tym, jak na nie mówimy i co to nam robi. I tym chcę się z Wami teraz podzielić. Więc…
Jeśli łączymy ze swoimi genitaliami czy też genitaliami naszych kochanków emocje takie jak wstyd, zażenowanie, złość, żal – żal, że ktoś taką piękną część ciała może nazywać w obrzydliwy i zniesmaczający sposób – to wtedy te emocje zniesmaczenia, obrzydzenia, odrzucenia, wstrętu czy wstydu zabieramy ze sobą do łóżka, do seksu.
I wtedy seks też może nam się wydawać niesmaczny czy wulgarny.
Ale…
Pod tym całym ładunkiem trudnych, ciężkich emocji spoczywa moc.
Piękno, ciepło, intymność, ogromne pokłady szacunku – to też nam się z genitaliami kojarzy(nam, czyli grupie z zajęć). Gdy zwracamy się do wnętrza, to wyczuwamy, że nasze ciała i ich seksualne części są godne szacunku, że są nawet czymś świętym czy boskim.
Jeśli dla Ciebie to też ważny temat, to zastanów się, jak Ty nazywasz swoje genitalia. Albo genitalia Twojej partnerki czy córki. Co te nazwy robią? Ile wspólnego mają z rzeczywistością i prawdą, a na ile są odbiciem antyseksualnej kultury czy katolickiej dewocji?