Ujął mnie nieco większy naturalizm niż w innych powieściach tego typu – bohaterka miewa okres, myśli o antykoncepcji i chorobach przenoszonych drogą płciową, nie szczytuje jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, masturbuje się.
Nawiasem mówiąc, masturbacja wydaje się tu ważnym elementem odkrywania przez bohaterkę własnej seksualności, niejako to kobieta rozbudza się sama, a nie rozbudzają ją mężczyźni (jak na przykład było w Greyu czy w „Osiemdziesięciu dniach…”).
Nie od dziś jestem wielbicielką literatury erotycznej, do niedawna stanowiącej niewielką niszę rynku wydawniczego, a obecnie przeżywającej prawdziwy rozkwit. Lubię pozycje ostre, czasem graniczące wręcz z pornografią. Obce realia czy trudne do wymówienia i zapamiętania imiona często nie pozwalają mi wystarczająco łatwo wejść w świat przedstawiony, dlatego z chęcią sięgam po polskich autorów. Niestety, jeśli chodzi o erotyki, to większość ukazuje się chyba tylko jako e-booki, a ja jestem przywiązana do papieru.
Internetowe zapowiedzi książki Odkrywając siebie Anny Kropelki nie nastawiły mnie raczej zbyt entuzjastycznie. Opis wskazywał na kolejne romansidło (studentka zafascynowana wykładowcą!), w którym seks pojawi się być może na przedostatniej stronie, poza tym, szczerze mówiąc, nie mam zbyt dobrych doświadczeń z książkami z Czerwonej Serii. Wszystko zmieniło się jednak po przeczytaniu opisu na okładce (zupełnie inny) i przekartkowaniu książki w księgarni. Kupiłam ją.
Było warto! Książka jest po prostu smakowita i nie mówię tu nawet o kilku bardzo ciekawie i szczegółowo opisanych fantazjach seksualnych, ale o różnych drobiazgach. Wątek romantyczny jest, że tak to ujmę, poboczny. Fabuła w tym zakresie jest ledwo zarysowana. Można by powiedzieć, że głównym bohaterem nie jest nawet sama Gabi, ale badania w których bierze udział – badania seksualności wzorowane na badaniach Alfreda Kinseya.
Zanurzając się w tę książkę, wspólnie odkrywany, jak bardzo ludzie różnią się swoim podejściem do seksualności i ile ta sfera może wnieść w nasze życie (zarówno dobrego, jak i złego). Co nietypowe dla erotyków – pojawiają się tu wątki zaburzeń seksualnych, przemocy seksualnej, profilaktyki zdrowotnej czy bezpiecznego seksu. Bardzo ciekawe są kobiece techniki seksualne, naprawdę interesuje mnie, ile z tego to doświadczenia autorki lub osób, które zna. Wykorzystywanie seksualne pluszowego misia po prostu powaliło mnie na kolana!
Choć może to trochę na wyrost, ale w pewnym sensie ta książka (fragmenty związane z seksualnością, ale nie będące stricto literaturą erotyczną) skojarzyła mi się z „Monologami waginy” Eve Ensler czy „Wilgotnymi miejscami” Charlotte Roche.
Ujął mnie nieco większy naturalizm niż w innych powieściach tego typu – bohaterka miewa okres, myśli o antykoncepcji i chorobach przenoszonych drogą płciową, nie szczytuje jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, masturbuje się. Nawiasem mówiąc, masturbacja wydaje się tu ważnym elementem odkrywania przez bohaterkę własnej seksualności, niejako to kobieta rozbudza się sama, a nie rozbudzają ją mężczyźni (jak na przykład było w Greyu czy w „Osiemdziesięciu dniach…”).
Oczywiście nie jest to żadna książka edukacyjna ani nic w tym rodzaju. Dominują tu wyraziste sceny seksu z całym tym mlaskaniem, wilgocią i częściami ciała, które często gdzie indziej nie są nawet nazwane…
Gorąco polecam i ze zniecierpliwieniem czekam na kolejną pozycję Anny Kropelki. Zapowiada się, że w końcu będziemy mieli własną interesującą „niegrzeczną” autorkę.
Tekst ukazał się w ramach konkursu z mężczyzną w tle.