Od zawsze zachwycały mnie owalne kształty. Delikatne, opływowe, miękkie. Było w nich coś boskiego i nieskończonego, co kusiło i ciągnęło.
Jako młoda dziewczyna skupiłam się głównie na oczach i ustach, gdy dojrzałam olśniło mnie piękno kobiecego ciała… piersi, krągłe biodra, pośladki i ona… wagina.
Wychwalana i przeklinana. Źródło radości i wstydu, grzechu i zbawienia. Ta, od której wszystko się zaczyna – Matka Stworzycielka. Źródło rozkoszy i spełnienia, wielkiej słodyczy i wyzwolenia. Ale także źródło ogromnych cierpień (np. dla dziewcząt obrzezanych w imię religii).
Obecnie, gdy cała niemal Polska skupia się na walce z zapowiadaną ustawą antyaborcyjną poprzez organizację marszów i czarne protesty lub wręcz przeciwnie, gorąco ją popiera, kładąc na szalę wolność i możliwość decydowania o sobie, wagina jest w moim życiu jeszcze bardziej obecna. Obecna przez doniesienia medialne z kraju i zagranicy, obecna w postaci ukochanej kobiety, z którą chcę spędzić życie, ale również obecna w tym, co tworzę. Brama, która jest wejściem i wyjściem. Początkiem i końcem.Nie jestem pierwszą i z pewnością nie będę ostatnią, którą wagina zachwyca i daje możliwość artystycznego rozwoju. To, że nie jestem jedyną jest jednak jeszcze bardziej inspirujące – ponieważ moc uwielbienia jest właśnie w tym, że coraz więcej kobiet wyzbywa się wstydu i lęku przed swoją seksualnością, a coraz więcej mężczyzn zamiast bać się i próbować zawładnąć waginą, zaczyna opiewać jej piękno.
Artyzm, inspiracja… nie jest to jedyne, co odnajduję.
Słonawy smak morza połączony z delikatną słodyczą fig. Podniecenie gdy dotykam jej i jestem dotykana przez osobę, którą kocham. A wreszcie spełnienie, z przymkniętymi powiekami, w totalnej wolności myśli i odczuć, nieskrępowanych spazmach orgazmu. Energia, jakiej nie daje nic innego. Wyczekiwany oddech.