Po raz pierwszy usłyszałam o nim od Nathalie, mojej siostrzanej duszy. «Czuję, że to coś dla Ciebie» – napisała i do tej tajemniczej wiadomości dołączyła link.
Kliknęłam w wideo, na którym rozmawiały ze sobą dwie kobiety – jedna przesadnie natchnionym głosem zadawała pytania, druga odpowiadała – głosem ściszonym, jakby właśnie wyjawiała jakiś sekret. Nastawiłam uszu, a moja świadomość zaczęła tworzyć tagi: #prastara praktyka taoistyczna, #otwieranie się joni, #delikatność i czułość, #duchowy wymiar seksualności, #spełnienie… W pewnym momencie kobieta ostrożnie wzięła w dłonie przedmiot mocy, o którym była mowa – kamienne jajeczko, które wkłada się do joni… nie! Nie wkłada się – joni sama je zasysa, gdy poczuje, że to odpowiedni moment. A potem dzieje się magia uzdrawiania. Poczułam miłe łaskotanie w podbrzuszu. Ziarno ciekawości i nadziei na nowo zostało zasiane.
Od trzech lat cierpiałam wtedy na wulwodynię, czyli nadwrażliwość sensoryczną pochwy i jej okolic. Rzec, że moja joni była zamrożona na wszelką przyjemność seksualną, to mało – ona po prostu była jak otwarta rana. Możecie sobie wyobrazić, jak to wpływało na moją psychikę… I jak wybuchowy koktajl emocji o niskich wibracjach, nakręcanych przez cierpienie mojej joni, wpływał na nią samą – jeszcze więcej pieczenia, palenia, swędzenia, dyskomfortu, kłucia itd… Błędne koło!
Co mną targało? Wstyd, poczucie gorszości, seksualnej niepełnosprawności – bo jakże to, 25-letnia, aktywna kobieta nagle nie może uprawiać seksu z powodu niewytłumaczalnego bólu waginy? (Ginekolodzy, do których na początku biegałam prawie co miesiąc, nie dawali odpowiedzi na moje rozpaczliwe pytania. Dowiedziałam się za to np., że to moje «subiektywne odczucia», bo pod względem zdrowotnym przecież wszystko w porządku…).
Do tego poczucie winy wobec ukochanego, z którym nie mogę kochać się w pełni, czyli z penetracją. I na dokładkę – ciągłe pytania, natrętnie wirujące w mojej głowie – dlaczego ja? I tak już będzie zawsze? Czy to kara? Ale za co? Może za to, że wyjechałam do Francji i tam przez 1,5 roku swobodnie i radośnie eksplorowałam swoją seksualność z francuskim kochankiem, wyzwolona wreszcie z ograniczeń «czystości» narzuconych mi przez wychowanie w religijnej rodzinie…
Moja historia to baśń o Królewnie o Uśpionej Cipce, która długo czekała na swojego Królewicza. I pewnego cudownego dnia – abrakadabra hokus pokus – zjawił się Królewicz z dalekiej krainy, przebudził Królewnę, jej joni i serce. Miesiąc miodowy zakochanej pary trwał półtora roku. Po tym czasie kwiat joni nieoczekiwanie zaczął się zamykać. Wokół niego pojawiły się ciernie – wyrastały najpierw powolutku, potem nagle było ich coraz więcej. Tak gorliwie chroniły dostępu do swojej cennej róży, że Królewicz już nie mógł się do niej zbliżyć. Ten stan niemocy trochę trwał… Minęło dokładnie tyle czasu, ile Królewna o Powtórnie Uśpionej Cipce potrzebowała, by zrozumieć, że to ona i nikt inny – żaden, nawet najbardziej czuły i kochający Królewicz – jedynie ona posiada magiczną moc, zdolną przebudzić różę i pozwolić jej na nowo zakwitnąć.
Gdy Nathalie pokazała mi filmik o jajeczku, ja – Królewna o Powtórnie Uśpionej Cipce – byłam już (czy nareszcie) w miejscu, w którym zrozumiałam, że to ja i tylko ja jestem odpowiedzialna za swoje wyzwolenie i szczęście. Jednocześnie czułam, że potrzebuję przewodnika na tej drodze do spełnienia. Karine, kobieta z nagrania, budziła we mnie zaufanie i sympatię, i jakież było moje zaskoczenie, gdy, po przeszperaniu internetu, dowiedziałam się, że mieszka na południu Francji, całkiem niedaleko ode mnie. Zadzwoniłam do niej, by umówić się na sesję i okazało się, że wybrałam idealny moment na telefon, bo następnego dnia miało się odbyć u Karine pierwsze spotkanie kręgu praktyki z jajeczkiem jadeitowym. Wahałam się tylko chwilę (że jak to – kobiety razem praktykują zasysanie jajeczka przez pochwę? Nago?!), ale ciekawość i chęć życiowej zmiany zwyciężyły. Ahoj przygodo! Prowadź mnie drogą do spełnienia…
Następnego dnia wieczorem znalazłam się w małej, przytulnej sali w kręgu z czterema nieznajomymi kobietami. Karine położyła na środku koszyk wypełniony kamiennymi jajeczkami – były w dwóch rozmiarach i mieniły się różnymi odcieniami. Poprosiła, aby każda z nas wybrała jajeczko dla siebie, sprawdzając w dłoniach jego energię. Zwykle w takich momentach długo się zastanawiam, zanim podejmę decyzję, jednak tym razem było inaczej. Potrzymałam w dłoniach różne jajeczka, ale intuicja błyskawicznie wskazała mi to moje – z jasno-zielonego jadeitu, małe i śliczne. Pomyślałam sobie wtedy: ho ho, i tak spore jak na moją ściśniętą szparkę… Gdy trzymałam to jajeczko blisko łona, czułam przypływ energii i mrowienie w dłoniach – wzruszyły mnie te reakcje, poczucie nieomylności towarzyszyło mi przecież tak rzadko… Inne kobiety także bardzo szybko odnalazły swoje jajeczka. Karine zebrała nasze nowe skarby do garnka i poszła je wygotować. Gdy wróciła, przykazała nam: «Od teraz tylko wy możecie dotykać wasze jajeczko, to ważne, bo między kamieniem a wami zachodzi intymna wymiana energetyczna». Bardzo spodobała mi się ta zasada.
Wreszcie nadszedł czas na pierwszą sesję praktyczną. Każda z nas położyła się wygodnie w swoim kąciku z nogami ugiętymi w kolanach i stopami na ziemi, i przykryła kocem. Karine poprowadziła relaksację, która polegała na świadomym prowadzeniu oddechu do brzucha, a następnie do joni, połączonym z łagodnym, krągłym tańcem miednicy. W pewnym momencie jadeitowe jajeczka miały spocząć na naszych brzuchach i lekko kołysać się na nich wraz z rytmem oddechu. Z wdechem joni unosiła się, jakby absorbując powietrze, z wydechem opadała, jednocześnie otwierając się. Był to bardzo przyjemny ruch – podążałam za wskazówkami Karine, ale szybko wyczułam go jak coś naturalnego. Zaczęłam powoli turlać jajeczko z brzucha do wejścia do joni. I tu, podtrzymane jednym palcem zatrzymało się. Taniec miednicy i brzucha trwał i jadeit zaczął delikatnie masować wejście do joni. Pierwsze spotkanie jajeczka z bramą do Niebiańskiego Pałacu, by użyć taoistycznej frazy, sprawiło prawie natychmiastowo, że łzy nabiegły mi do oczu. Łzy wdzięczności – że oto jestem i ze świadomością, spokojem, delikatnością i czułością obdarzam dotykiem swoją joni. Łzy smutku – że tak długo nie poświęcałam jej uwagi, a wręcz zmuszałam ją do funkcjonowania według mojego widzimisię, w oderwaniu od jej potrzeb.
Tyle tylko – i AŻ tyle. Kolejne sesje praktyki z jajeczkiem, które sobie dawałam, polegały właśnie na tym – na przywitaniu się z wejściem do joni, na uhonorowaniu jej poprzez poświęcenie jej czasu i czułej uwagi. Nieraz robiłam sobie takie sesje w domu i niby nic, ale czułam, że w moim wnętrzu trzaskają co jakiś czas topniejące lody. Często po prostu kładłam sobie jajeczko na brzuchu, masowałam nim piersi i zasypiałam trzymając je w dłoni, niczym przytulankę.
Minęło pół roku od mojego pierwszego spotkania z jajeczkiem – był to intensywny czas, który zadedykowałam poszerzaniu przestrzeni dla seksualności w moim życiu – poprzez sesje z sex coachem, warsztaty tantryczne, kręgi kobiet, praktykę masażu lomi lomi nui. Jestem wdzięczna za każde z tych doświadczeń, bo dzięki nim stawiałam (i stawiam wciąż) kolejne kroki na drodze do uzdrowienia – nawet jeśli nie prowadzi ona po linii prostej, lecz wznosi się po tęczowej spirali pełnej niespodzianek.
Inspiracje do wyzwolenia seksualnej energii czerpię często ze szczerych rozmów z bliskimi kobietami. Ostatnio spotkałam się z Magali i okazało się, że ona też praktykuje z jajeczkiem, a raczej z jajeczkami, bo ma ich kilka – z jadeitu, różowego kwarcu oraz z obsydianu. Chętnie dzieliła się ze mną swoimi odczuciami, opowiadała, że po przyjęciu jadeitowego jajeczka na noc ma najpiękniejsze erotyczne sny… Słuchałam tego z wypiekami na twarzy, po czym smutnawo wyznałam, że dla mnie zassanie jajeczka przez joni to wciąż abstrakcja. Jednak po ekscytujących historiach Magali, zatlił się we mnie płomyk chęci do głębszej pracy z jadeitem.
Kilka dni później sięgnęłam po jajeczko z nowym błyskiem w oku. Akurat miałam w sobie jakąś taką lekkość i otwartość na nowe doświadczenie – bez oceny, czy mi się uda, czy nie. Po prostu ciekawość i chęć zabawy. Uśmiechnęłam się szelmowsko sama do siebie i zaczęłam czule dotykać się po całym ciele i masować jajeczkiem aż poczułam, że joni jest na nie gotowa. Co prawda mojej pochwie nie udało się całkowicie wessać jadeitu i delikatnie pomogłam sobie palcem, ale poczułam, że joni miękko przyjmuje jajeczko i akceptuje je w sobie. Ogarnęła mnie wielka radość i niedowierzanie. A w nocy przyszedł ognisty sen o seksie z penetracją – bardzo soczystą, głęboką i mocną – taką, jakiej nie zaznałam od lat. We śnie śmiałam się w głos i bardzo wyraźnie odbierałam wszelkie odczucia z brzucha – a w pewnym momencie moja twarz pojawiła się na brzuchu i zlała z nim – byłam już tylko swoim brzuchem. Stałam się Baubo, grecką boginią frywolnego śmiechu, której oczy to sutki, a usta to wagina. Obudziłam się napełniona życiową energią i niezmiernie radosna, zasilona nieskrępowaną przyjemnością seksu i śmiechu z mojego snu.
Po tym wydarzeniu praktyka z jajeczkiem nabrała dla mnie nowego, magicznego wymiaru – przywoływania obrazów sennych o wielkiej mocy. Z ekscytacją czekałam na moment, gdy joni po raz pierwszy przyjmie jajeczko na noc. Zdarzyło się to właśnie przed kilkoma dniami. Układając się do snu czułam dreszczyk podekscytowania w całym ciele na myśl, co tym razem mi się przyśni… Sen, który przyszedł, bynajmniej mnie nie zawiódł. Byłam w drewnianym domku z Ukochanym, my w jednym pokoju, w drugim moja mama, w trzecim zaś – koleżanka ze swoimi małymi bliźniakami. Kochałam się z moim partnerem i w pewnym momencie miałam potężny orgazm całego ciała – dreszcz ekstazy przenikał mnie całkowicie, a mój kochanek patrzył na mnie zaskoczony, bo ani mnie nie dotykał, ani nie penetrował… A ja jednoczyłam się z wszechświatem poza czasem i przestrzenią. Obudziłam się, wstrząśnięta tym totalnym doświadczeniem i z bardzo wilgotną, nabrzmiałą, podnieconą joni. Obudziłam Ukochanego, który i tak był już na krawędzi snu i jawy, i zaczęliśmy się kochać – ale bez penetracji, bo czułam bardzo wyraźnie, że moja joni pragnie tylko jajeczka – małego, zimnego, gładkiego, a nie ogromnego, ciepłego penisa.
Oto moje najświeższe, spisane na gorąco w poruszeniu serca i joni, doświadczenia w praktyce z jadeitowym jajeczkiem. Czuję całą sobą, że w moim życiu dokonuje się właśnie transformacja i że jajeczko jest jej istotnym nośnikiem. Zmienia się relacja z moją joni, przeobrażam się i ja sama. Nie jestem już Królewną o Powtórnie Uśpionej Cipce – teraz dumnie mogę się nazwać Królewną o Przebudzającej się Joni. Moja róża delikatnie rozchyla swoje płatki i choć wciąż bywa, że sprawia mi ból, to jest też źródłem rosnącej przyjemności… A ja, skupiając się na niej, a nie na dolegliwości, poszerzam przestrzeń dla rozkoszy, która pulsuje w całym moim ciele i tylko czeka na możliwość swobodnej, dzikiej ekspresji.
Mam ogromną ochotę spróbować ale zastanawiam się czy jest jakieś ryzyko, że jajeczko utknie na dobre? 🙂
Czy lepiej używać tych ze sznureczkiem na wszelki wypadek?
pozdrowienia 🙂
Nie widzę takiej możliwości, żeby „utknęło”. 🙂
skoro tak mówisz, to Ci wierzę 🙂
Możesz sama sprawdzić. 🙂
Wagina to nie jest studnia bez dna. Ja bez problemu palcami dotykam każdej jej części od środka. 🙂 Czasem muszę się trochę powyginać, to prawda, ale generalnie moje własne palce wystarczą. <3
Przez ponad 10 lat używałam tamponów a potem kubeczka menstruacyjnego oraz przeróżnych gadżetów od kulek gejszy pod kamienne jajeczka - wyjmowałam je bez problemu. Nie wiem, gdzie jakiś przedmiot mógłby się w waginie "ukryć". 🙂 Śmiało! Zobacz sama, że i u Ciebie to działa. 🙂