Dlaczego tak trudno jest nam zaakceptować siebie i swoje ciało? Przyjmujemy bezrefleksyjnie narzucone stereotypy, nie bacząc na to, że krzywdzimy nie tylko swój organizm, ale też psychikę.
Nikt nie jest surowszym sędzią niż nasz wewnętrzny głos, krytykant, który zawsze wie lepiej. Wmawiamy sobie, że jesteśmy bezwartościowe, brzydkie, nie zasługujemy na czułość ani na uwagę. Dlaczego tak się dzieje? Czy naprawdę musimy walczyć o uznanie innych? I czy w takiej sytuacji możemy w ogóle mówić o jakiejkolwiek walce?
Pamiętacie jeszcze, jak cudownie było być beztroskim dzieckiem, które z radością i ufnością odkrywało otaczający świat? Dopiero później nasze spojrzenie zaczęło uginać się pod ciężarem narzuconych przez otoczenie oczekiwań. Gdy byłam jeszcze dziewczynką, zaczęłam zastanawiać się, co mam tam na dole. Dlaczego mama mówi o rączkach, nóżkach i nosku, a nie wspomina o tym dziwnym, tajemniczym miejscu. Tak zrodził się pierwszy temat tabu – intrygujący temat. Babcia powtarzała, że jak będę się TAM dotykać, to z pewnością oślepnę. Z przerażeniem i fascynacją spróbowałam raz i drugi, i nadal widziałam. Pierwszy filar wiary runął – dorośli wiedzą wszystko i zawsze mówią prawdę.
Dlaczego tak trudno jest kobietom naszego życia wyjaśnić nam, że mamy pochwę, a chłopcy penisa i dzięki nim, po „miłosnym uścisku” (zwrot zaczerpnięty z książki dla dzieci) po pewnym czasie pojawią się dzieci? Czy zamiast prawić nam komplementy, zachęcać do działania, dodawać odwagi, rodzice muszą podcinać nam skrzydła? Schudnij, takiego potwora nikt nie zechce, wyglądasz jak dziwka (to zdanie usłyszałam, gdy po raz pierwszy pomalowałam paznokcie lakierem – miałam wtedy z trzynaście lat). Podobno rodzice działają w dobrej wierze, chcą nam pomóc przyzwyczaić się do trudów późniejszego życia. Wierzę jednak, że w przyszłości nacierpimy się wystarczająco. Nie ma sensu odbierać dzieciom dzieciństwa. Z drugiej strony, musimy przekonać się do dialogu. Nieświadomość, tematy tabu sprawiają, że zaczynamy szukać odpowiedzi na własną rękę. Skutki takich poszukiwań mogą być tragiczne.
O własnej seksualności należy rozmawiać. Lekcje wychowania do życia w rodzinie w szkole są zwyczajną farsą. Kilka wyświechtanych frazesów, dużo wstydu, bo jak to tak można przy kolegach rozmawiać o okresie? Z koleżankami też nie za bardzo się da, bo każda lubi się przechwalać. Nie wiemy, jak przekuć w słowa swoje uczucia, obawy. Zaczynamy zamykać się w sobie. Informacje o życiu, o seksie czerpiemy z otaczającego nas świata. Ideałem stają się wychudzone ciała, za wzór idealnej partnerki seksualnej bierzemy uległe aktorki filmów pornograficznych. Nie chcemy zauważać siebie, kryjemy swoje wnętrze pod grubą warstwą makijażu i wyzywających ubrań. Czy życzymy takiej przyszłości naszym dzieciom? Zapewne większość odpowie, że nie, w końcu chcemy dla nich wszystkiego, co najlepsze. Więc dlaczego nie potrafimy rozmawiać?
Szykanowana przez rodzinę i rówieśników, wstydziłam się siebie, swojego ciała. Rozumiałam jego potrzeby, wiedziałam, kiedy mam ochotę na zabawę, ale zawsze czułam wewnętrzny zakaz. Zakaz przed ujawnieniem się. Wierzyłam, że ludzie grubi nie mają prawa do szczęścia, w końcu powtarzano mi to wystarczająco wiele razy. Mój tłuszcz był moją ochroną, udawałam, że jestem aseksualna. W swoim przekonaniu nie byłam ani kobietą, ani mężczyzną. Byłam istotą, możliwą przyjaciółką, ale nigdy obiektem czułości. Nie uświadomiono mi, że telewizja kłamie, że zdjęcia w gazecie to przede wszystkim udana praca zdolnego grafika. Wpadłam w obsesję ciała, która sprawiła, że zaczęłam się wycofywać. Masturbacjabyła wstydliwą przyjemnością, filmy erotyczne – pożywką dla spragnionego umysłu.
Na szczęście, ostatnimi czasy coraz popularniejsze są książki oraz programy telewizyjne, których celem jest uświadomienie nam, że jesteśmy coś warte, że powinnyśmy skupić się na sobie i na swoich potrzebach. Samozadowolenie nie jest grzechem, a niezbędnym elementem, pozwalającym nam na zachowanie zdrowych zmysłów. Robią one to, co zaniedbali nasi rodzice.
Czytałam książki, które wyjaśniały mi, że masturbacja jest normalna, że mogę być piękna, nie wyglądając jak modelka z okładki czasopisma. Do dziś pamiętam, jaką radość sprawił mi zakup pierwszego wibratora. Byłam panią swojego ciała, zaczęło ono rozkwitać pod dotykiem moich palców. Jeszcze większym przeżyciem był zakup dobrze dopasowanego stanika. Patrzyłam w lustro i nie mogłam uwierzyć, jak bardzo zmieniła się moja figura. Dlaczego tak mało mówi się u nas o bra-fittingu? Przecież wygląd naszych piersi jest ważny. Odpowiedni stanik pomaga nam przezwyciężyć kompleksy, sprawia, że czujemy się pewniej. A przecież mówi się, że pewność siebie jest seksowna.
Mój postulat jest prosty. Znajdźmy chwilę tylko dla siebie i stańmy nago przed lustrem. Popatrzmy na siebie i z dziecięcą radością powiedzmy: „Ależ ty jesteś piękna!”. Z ciekawością odkrywajmy swoje ciała, przypomnijmy sobie, co sprawia im przyjemność. Jeśli same się nie uświadomimy, to nikt nie zrobi tego za nas. Zainwestujmy w siebie bez wyrzutów sumienia. Nawet jeśli miałby to być drobny wydatek, uwierz mi, jesteś tego warta. A co najważniejsze, zacznijmy rozmawiać. Z partnerem/-ką, dziećmi, przyjaciółmi. Nie twórzmy kolejnych tematów tabu, stopniowo pokonujmy wewnętrznego krytykanta. Niech już nigdy więcej nie szepcze nam, jakie to jesteśmy okropne i na nic nie zasługujemy. Samoświadomość ciała oraz potrzeb jest kluczem do udane relacji na wszystkich płaszczyznach, także tej seksualnej.
Tekst ukazał się w ramach konkursu Orgazmy dla dwojga.