Kilka dni temu z trybuny sejmowej oskarżono Wandę Nowicką, posłankę na Sejm RP, o bycie na liście płac międzynarodowego lobby aborcyjnego. Tak się składa, że jest ona także na liście podziękowań książki ”Wojny reprodukcyjne; płeć, władza a przyszłość świata” autorstwa Michelle Goldberg.
Jest więc logicznym wniosek, że właśnie udało mi się przeczytać książkę stworzoną przez rzeczone lobby, więc też promującą aborcję, moralną rozwiązłość, wojujący feminizm i generalnie upadek cywilizacji Zachodu. Fantastycznie!
Ta książka to „świeżynka”, wydana w Stanach Zjednoczonych w roku 2009, u nas – przez Wydawnictwo Czarna Owca – zaledwie dwa lata później. Jest dzięki temu pozycją jak najbardziej aktualną, i czytając ją, bez problemu możemy dojrzeć związki między tym, co działo się na świecie od początków XX wieku aż do dzisiaj i nieszczęsnych zarzutów wobec posłanki Nowickiej. To pierwsza z zalet „Wojen reprodukcyjnych”.
Kolejną zaletą jest doskonałe tłumaczenie Agnieszki Weseli-Ginter. Dzięki przypisom, które tłumaczka zamieściła w polskim wydaniu, łatwiej zrozumieć pewne kwestie albo nam kompletnie nieznane, albo obce ze względu na niezwykle szeroki kontekst kulturowy przedstawiony przez autorkę.
Trzecia zaleta – boh trojcu lubit – to niezwykle szeroka perspektywa przyjęta przez Michelle Goldberg. Zarówno perspektywa historyczna, sięgająca od początku XX wieku (choć siłą rzeczy skupiająca się na okresie bliższym nam, czyli po roku 1960) do roku 2007, jak i perspektywa geograficzna (bo obejmująca Europę, obie Ameryki i Azję) – zapiera momentami dech. I co ciekawe, i niezwykle pociągające w tej książce, udaje się autorce spiąć te ekstrema w spójną i zrozumiałą narrację. Opowieść nie tyle o wojnie, co o tym gdzie i jak zaczął się ruch pro-choice i ten nurt feminizmu, aż do tego w którą stronę mogłyby (albo nawet powinny) zmierzać.
Nie chcę psuć wam przyjemności czytania tej książki, szczegółowo opowiadając o czym jest. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jeśli ciekawi was, po co tak właściwie potrzebne są prawa reprodukcyjne, czy sam dostęp do aborcji i antykoncepcji wystarcza, albo czy w ogóle jest wartościowy – sięgnijcie po tę pozycję. Nawet jeśli nie podzielicie poglądów autorki w tych i innych kwestiach, dowiecie się więcej na temat tego, dlaczego i po co inicjatywy takie jak „Tak dla kobiet” mają sens, albo tego skąd bierze się tak silny opór konserwatystów przeciw kwestiom równouprawnienia. A jeśli nie interesujecie się „tymi rzeczami”, przynajmniej dowiecie się, kim jest i co robi wcześniej wspomniane lobby aborcyjne – i dlaczego to określenie jest absurdalne. Polecam z całego serca, przede wszystkim ze względu na wymienioną w tytule tej książki „przyszłość świata”, który od kilku dni zamieszkuje już 7 miliardów ludzi.
Tekst ukazał się w ramach konkursu z Lelo. Do 6 grudnia czekamy na Wasze teksty!