Bywam „myślącą kobietą”, ale przyłapałam się na tym, że do poradnika Jego orgazm później podeszłam trochę, jak „myślący facet”…
kup w Kinky Winky
Jego orgazm później– najlepszy poradnik o seksie z mężczyzną! Tu znajdziesz odpowiedź na pytanie: jak się z nim kochać 🙂
Przypomniała mi się sytuacja, kiedy dyskretnie i żartobliwie próbowałam podsunąć pewnemu mężczyźnie „tutorial” Jak zrobić minetkę? Scenariusz dobrego cunnilingus. Na próbach, niestety, się skończyło, gdyż ów „myślący mężczyzna” zareagował nieco buńczucznie, żeby nie powiedzieć, że z cunnilingus zrobiła się naprawdę niezła afera, skwitowana deklaracją, iż on tego czytał nie będzie. „Od razu powiedz, że po prostu nie umiem tego robić!” – fuknął jeszcze.
Po przeczytaniu Jego orgazm później Iana Kernera zrozumiałam, na czym rzecz polega. Będąc świeżo po lekturze, spotkałam się z przyjaciółmi w pubie. „Słuchajcie, wygląda na to, że wszystko robię źle!” – westchnęłam sfrustrowana, opadając na sofę. Nie potrafiłam jednak doprecyzować, co dokładnie mnie tak zniechęciło, być może chodziło o rozdeptane przeświadczenie o tym, że z mitem romantycznej miłości może współistnieć fantastyczny i nigdy-nie-nudzący-się seks. Naprawdę, trudno mi to jednoznacznie dookreślić. I wtedy znów przemknęła mi przed oczami scena sporu o minetkowy artykuł. Uświadomiłam sobie, o co w tej konfrontacji chodziło – nie o to, że owemu mężczyźnie nie zależało, by mnie zadowolić, ale o tę wrażliwą strunę, w którą uderzają wszelkie poradniki (nazywane przeze mnie „poradnikami z cyklu JAK…”), udowadniając czytelnikom pełnię ich niedoskonałości. Niby wiemy, że nie jesteśmy idealni, ale są takie sfery (na przykład seks), w których lubimy myśleć, że nieźle dajemy sobie radę, a tu nagle ktoś nam przed oczami kiwa palcem i daje do zrozumienia, że jednak nie (choć doktor Kerner w kilku miejscach połechtał moją próżność i pośrednio zaspokoił potrzebę bycia chwaloną). Postanowiłam przebrnąć przez lekturę raz jeszcze, chowając do kieszeni żeńską dumę i wrodzoną awersję do poradników.
Na wstępie uderzyło mnie w Jego orgazm później jedno – jest to poradnik bardzo „amerykański”, przez co może momentami wydawać się niezrozumiały. Mam na myśli między innymi rozdział dotyczący napletka. Jedną z pacjentek autora zadziwiła ta anatomiczna osobliwość tak, jak pewnie mnie w pierwszej chwili zadziwiłby obrzezany penis. Doktor Kerner cierpliwie tłumaczy, że nieobrzezany mężczyzna to nie pies rasy shar-pei (porównanie zaczerpnięte z Seksu w wielkim mieście), a napletek może dostarczyć naprawdę niezapomnianych doznań i nie świadczy o zaniedbywaniu higieny osobistej. Trzeba więc wiedzieć, że obrzezanie chłopców to zabieg stosowany powszechnie w USA, co tłumaczy szaloną popularność aktorów „uncut” w tamtejszej branży pornograficznej. Wydaje mi się również, że kultura seksualności w Ameryce znacznie (a może: jeszcze) różni się od polskiej – przede wszystkim swoją intensywnością, wdzieraniem się we wszelkie aspekty życia, w efekcie skutkując postrzeganiem świata jako wielkiego afrodyzjaku. Nie mieliśmy wciąż do czynienia z tak szerokimi kampaniami promującymi środki wspomagające męską potencję oraz tak powszechnym stosowaniem „pigułek szczęścia”, czyli medykamentów typu prozac czy xanax, które wywierają znaczny wpływ na libido. Raczkuje dopiero kult porno – nie zaobserwowałam, aby gwiazdy tej branży uchodziły w Polsce za celebrytów z pierwszych stron gazet.
Jeżeli jednak pominąć lokalny koloryt, zostają pewne prawdy uniwersalne, jak wciąż pokutujący mit męskiego libido (facet zawsze chce i może) i orgazmu (zawsze występuje). Padają propozycje wyzwolenia się z tych bajek (myślę, że z ogromną korzyścią dla facetów, których partnerki ciągle w mitach tkwią), sugestie technik i możliwości łóżkowych innowacji (a także sposoby na ich wprowadzanie). Kerner charakteryzuje również rodzaje erekcji, etapy podniecenia, czyli krzewi wiedzę jak najbardziej elementarną. Jest jeszcze coś bardzo istotnego: przeniesienie uwagi na męską emocjonalność i psychikę oraz ich korelacje z seksualnością. Nie da się jednak ukryć, że Kerner trochę pogania czytelniczki kijem (na przykład dając do zrozumienia, że to głównie ta „myśląca kobieta” powinna starać się, aby parter seksem się nie znudził), ale wręcza też kilka krzepiących serc marchewek (podając przykłady wieloletnich małżeństw, których życie seksualne nadal jest hot).
Pokazałam tę książkę zaprzyjaźnionemu facetowi i zapytałam, co o niej myśli. Byliśmy w trakcie dłużącej się podróży, więc od razu do niej zajrzał. Po paru minutach, które zajęła mu lektura jednego z rozdziałów, oświadczył: „To jakaś bzdura!” i zaczął tłumaczyć, jak sam odnosi się do postawionego przez Iana Kernera problemu. I choć doktor pisze ów poradnik z perspektywy znawcy i terapeuty-praktyka, nie należy zapominać, że rozwiązania w nim proponowane i stawiane tezy są po prostu wariantami, wypadkową wielu składowych. Dzięki przytoczonym przykładom z własnego życia zawodowego, autor przekonuje czytelniczki, a to jest bardzo istotne, że w swoich problemach i obawach nie są odosobnione. Jednak seksualność to sprawa indywidualna i tak należy do niej – z mojego punktu widzenia – podchodzić. Spotykamy na swojej drodze naprawdę różnych partnerów czy partnerki i nie dziwi nas, że z każdym/każdą z nich z osobna trzeba się na wielu płaszczyznach dotrzeć. Co nie zmienia faktu, że zgadzam się z pro-feministyczną postawą i myślą przewodnią autora: jej orgazm najpierw. Jego może przyjść później.