Zanim nauczysz się samodzielnie myśleć, już wiesz, jaka masz być, żeby być dobra. Na początek masz być grzeczną dziewczynką, grzeczną córką, pilną uczennicą. Potem masz stać się ładną, szczupłą nastolatką – atrakcyjną, ale nie „wyzywającą”. Następnie świetną kumpelą i fajną dziewczyną.
Masz być ładna, zgodna, zadbana. Już w tym czasie, gdy jesteś nastolatką, dowiadujesz się, jak ważną sprawą jest to, żebyś była „sexy”, żebyś umiała otworzyć się na seksualność i radość płynącą z seksu.
Jako młoda kobieta możesz wręcz być bombardowana komunikatami o tym, że musisz umieć czerpać radość z seksu, że musisz być dumna z własnego ciała, że musisz przeżywać orgazmy, że musisz być wspaniałą kochanką, że musisz być pewna siebie, że nie możesz odczuwać żadnego wstydu związanego z seksualnością, że nie możesz mieć poczucia winy związanego z seksem, że musisz się wyzbyć wszelkich zahamowań i seksualnych blokad.
Wciąż tylko: trzeba, trzeba, trzeba oraz: nie wolno, nie można, nie należy.
Na dodatek komunikaty dotyczące kobiecej seksualności są często sprzeczne – z jednej strony od kobiet wymaga się, żeby były wampami, seksualnymi kocicami, które nic tylko będą się chciały parzyć i omdlewać w wielokrotnych orgazmach (co w końcu jest dość przyjemne), z drugiej jednak strony wychowanie szkolno-kościelne lub też domowe nakazuje seksualną wstrzemięźliwość, podejrzliwość w stosunku do mężczyzn (oraz ludzi w ogóle), przedstawia seks jako sferę brudną, niegodną oraz niebezpieczną. Znajdujemy się między młotem a kowadłem. Możemy się czuć rozdarte, nieadekwatne, nieprawdziwe i stłamszone w swojej kobiecości i seksualności.
Czy naprawdę muszę być idealna?
Uczone jesteśmy też tego, że aby osiągnąć seksualne spełnienie, musimy odrzucić wszelkie „negatywne emocje” związane z seksualnością, seksem, przyjemnością seksualną, że wręcz – jesteśmy wartościowe jako kobiety seksualne tylko wtedy, gdy nie czujemy wstydu ani winy związanych z seksualnością, gdy nie mamy żadnych obaw, lęków ani seksualnych zahamowań.
W związku z tym, chcąc uchodzić za wspaniałe seksualne kobiety, za pełnowartościowe: dziewczyny, żony, kochanki czy partnerki, blokujemy w sobie wszelkie emocje związane z seksualnością, które są postrzegane jako „negatywne”.
Tak naprawdę nie ma emocji negatywnych, są tylko emocje. Gniew, ból, złość, smutek, rozpacz, wstyd – nie są ani dobre, ani złe, to nasza interpretacja je takimi czyni. Po pierwsze łatwo uwierzyć w to, że gniew jest zły, jeśli całe życie słyszymy, że „złość piękności szkodzi” i że naprawdę już powinnyśmy się przestać złościć (bo przecież chyba nie jesteśmy zołzami!). Po drugie, często to właśnie złość daje nam energię do obrony własnych granic, a właściwa mieszkanka agresji oraz łagodności buduje naszą asertywność.
Jeśli przyjmiemy na wiarę fakt, że musimy mieć pozytywny stosunek do seksualności, że musimy czerpać radość z seksu i będziemy się do tego zmuszały, odcinając się od wszelkich obaw, lęków, blokując wstyd, strach, wszystko to, co jest uznawane za „niedobre” czy też „niegodne” seksualności, będziemy się wciąż ślizgać po powierzchni.
Akceptacja dla seksualności nie bierze się z zaprzeczenia. Akceptacja bierze się z akceptacji. Dostrzeżenia tego, jaki jest faktyczny stan rzeczy. Pogodzenia się z tym. Nie oznacza to, że nie możemy dokonać żadnych zmian. Oznacza to po prostu, że zanim nie dotrzemy do tego, co naprawdę myślimy oraz co naprawdę czujemy w związku z seksualnością – nie będziemy mogły dokonać żadnych zmian. Będzie to budowanie na piasku.
Ale zanim w ogóle będziemy chciały przystąpić do dokonywania jakichkolwiek zmian, dajmy sobie prawo do bycia takimi, jakie w tej chwili jesteśmy. Mówi się, że człowiek jest obrazem Kosmosu, a w Kosmosie jest miejsce na wszystkie zasady, nie tylko te „właściwe”. Mamy noc i dzień, ciepło i zimno, burzę i spokój, a równowaga buduje się między biegunami, a nie na biegunach. Tak samo w nas mają prawo istnieć wszelkie zasady: radość i smutek, odwaga i lęk, duma i wstyd.
Masz prawo być taka, jaka jesteś w tej chwili
Masz prawo być taka, jaka jesteś w tej chwili. Mam prawo być taka, jaka jestem w tej chwili i nadal jestem seksualna i wartościowa. Jestem kobietą seksualną i wartościową nie tylko wtedy, gdy umiem cieszyć się seksem, własnym ciałem i seksualnością, nie tylko wtedy, gdy z łatwością otwieram się na radość seksu; jestem kobietą seksualną i wartościową także wtedy, gdy czuję wstyd związany z seksualnością, gdy mam obawy dotyczące seksu, gdy nie lubię siebie, swojej kobiecości, seksualności, swojego ciała, swojego cyklu, gdy unikam seksu, gdy nie umiem sobie pozwolić na przyjemność, gdy nie umiem przeżyć orgazmu. Z wszystkimi moimi lękami, obawami, zahamowaniami, z wstydem i poczuciem winy – jestem pełna i wspaniała. Akceptuję swoją seksualność w całej jej złożoności, ze wszystkimi emocjami, jakie we mnie budzi. Od dziś staję się głucha na komunikaty, że muszę być lepsza, bardziej sexy i bardziej „wyluzowana”. Mam prawo być dokładnie taka jaka jestem!
Blokowanie ≠ uwalnianie
Może zapytasz: jaki sens ma pozwalać sobie na wstyd związany z seksualnością?
A jaki sens ma blokowanie wstydu?
Zauważ, że blokowanie nie jest uwalnianiem. Jeśli coś blokujesz, zatrzymujesz to w sobie. Jedynym sposobem, żeby uwolnić się od wszystkiego, czego już nie chcesz, jest puszczenie tego (a nie skrywanie tego przed sobą i światem, tłamszenie w sobie, udawanie, że tego wcale tam nie ma). Puszczenie nie polega na kurczowym trzymaniu – czyli blokowaniu.
Jeśli pozwolisz wszystkim tym sprawom i emocjom uważanym za wstydliwe, niedobre czy nieadekwatne na wypłynięcie na powierzchnię, jeśli się im przyjrzysz, zrozumiesz, przeżyjesz je – czyli zaakceptujesz – to one w końcu znikną.
Mogę spojrzeć na siebie i ujrzeć się w całości
To, co często nasz powstrzymuje przed puszczeniem, uwolnieniem czy zaakceptowaniem, to strach, że będzie boleć, że konfrontacja z rzeczywistością będzie bolesna. Co? Naprawdę taka jestem? Naprawdę we mnie tyle obaw, lęku, wstydu? Niemożliwe! Ja przecież jestem idealna, otwarta i radosna! Nie mogę się wstydzić mojej seksualności, o nie! Wstyd jest straszny, muszę kochać siebie!
Właśnie tak, dobrze jest kochać siebie, ale miłością bezwarunkową. A ta oznacza: kocham wszystko, co jest związane z moją seksualnością, kocham siebie także, kiedy się wstydzę, boję, kiedy nie jestem tak otwarta i „sexy”, jak być „powinnam”.
Nawet jeśli dziś temat seksu Cię okropnie zawstydza i krępuje – jesteś w porządku. Nawet, jeśli przez Twoje usta nie chcą wyjść takie słowa, jak „penis” czy „wagina”, „cipka”, „pochwa”, możesz mieć nadzieję, że wszystko to minie. Właśnie wtedy, jeśli dopuścisz do siebie ten wstyd, poczucie winy, lęk – czy cokolwiek przeżywasz w związku z seksualnością. W związku z warsztatami o seksualności, jakie prowadzę, często widzę reakcje różnych osób (nie tylko kobiet) na całą tablicę słów nazywających genitalia. To, co czujemy odczytując takie określenia, bardzo często dalekie jest o odczuć neutralnych czy też dumy. Nie ma się co oszukiwać, że czegoś nie czuję, jeśli to czuję. Ale zaakceptowanie przyniesie wyzwolenie. Wiem, że jest to wbrew większości porad, które zaczynają się zazwyczaj od „ależ naprawdę wcale już nie musimy się wstydzić naszej seksualności, należy się nią cieszyć i czuć dumę, a nie wstydzić!”. Duma do głosu dojdzie dopiero wtedy, gdy w pełni wybrzmi wstyd.
Daj sobie przyzwolenie na to, jaka jesteś teraz w swojej seksualności. Po prostu bądź. Jesteś wspaniała.