Do zakochania jeden krok… a co jeśli zakochanie nie przychodzi, nawet jeśli bardziej go wyglądasz?
A co jeśli za każdym razem się parzysz i już boisz się po raz kolejny zakochać?
A co jeśli za każdym razem trafiasz na beznadziejnych mężczyzn lub nudne kobiety i masz wrażenie, że nikt ciekawy na Ciebie nie czeka?
Czy można coś z tym zrobić?
Ten artykuł przeznaczony jest dla osób, które żyją solo, chcą się z kimś wiązać, a jednak im nie wychodzi. Jeśli jesteś sam/a i jesteś z tego zadowolona lub też marzy Ci się inna forma relacji z ludźmi niż związek we dwoje lub heteroseksualne małżeństwo, to ten tekst może Ci się wydać trochę dziwny. 🙂 Ale jego celem nie jest wmówienie wszystkim, którzy i które żyją w mniej normatywny sposób, że mają jakiś problem, ale pokazanie tym, którzy tęsknią za stereotypową miłością, co być może ich hamuje.
Na moich warsztatach o seksualności przez ostatni rok przewijał się także temat związków – a raczej ich braku. Wiele z Was być może zadaje sobie pytanie: dlaczego jestem sam/a? Ile to jeszcze potrwa? Jak to zrobić, żeby poznać kogoś sensownego? Gdzie się pochowali ci wszyscy cudowni mężczyźni, gdzie ukrywają się wspaniałe kobiety? W tym artykule postaram się poruszyć temat otwierania się na miłość i wymarzony związek.
Już zawsze będę sama, bo wszyscy interesujący są zajęci
Widzimy to, co jesteśmy gotowi zauważyć. Szok po kończącym się związku może bardzo negatywnie nastrajać. Możesz mieć wrażenie, że oto się skończyło i już nigdy nic dobrego się nie zdarzy. Potem emocje trochę opadają, interwencja kryzysowa działa i znów wychodzisz w świat. Pełen ludzi. I jedyne, kogo widzisz, to uśmiechnięci przystojniacy… z obrączką na palcu. Zaczyna Ci się wydawać, że na tym świecie nie ma nikogo dla Ciebie. Spokojnie. Na pewno ten ktoś gdzieś jest. Ale musisz się otworzyć na taką możliwość. Bo tylko wtedy będzie szansa, że go / ją dostrzeżesz. Inaczej możesz przeoczyć nawet cały tuzin odpowiednich partnerów. Nasze przekonania to nasze filtry. Wiele osób mówi o tym, że sfokusowanie się na jednej rzeczy powoduje, że zaczynamy ją dostrzegać. Pewnie znasz ten efekt – kupiłaś śliczną i wyjątkową sukienkę i nagle połowa kobiet na ulicy jest w nią ubrana… Tak to właśnie działa. Jeśli wiesz, że wszyscy ciekawi są zajęci, będziesz wyłapywać tylko tych żonatych i dzieciatych. Jeśli otworzysz swoją głowę na możliwość, że świat jest pełen wspaniałych singli – zaczniesz ich spotykać. Przecież Ty sam/a jesteś jednym z tych singli! Niech to będzie pierwszy dowód na Twojej drodze, że jednak są na tym świecie interesujące osoby stanu wolnego. 🙂
Miłość jest niebezpieczna, a seks tym bardziej
Wiele z nas może mocno wierzyć w to, że pragnie miłości i seksu, a gdy ich nie mamy, możemy się czuć sfrustrowane. Marzymy o miłości, zaklinamy się na wszystkie świętości. Oddamy królestwo za miłość. Ale gdy ta się pojawia, podkulamy ogon i idziemy dalej. Gdzieś w głębi siebie możemy się rękami i nogami bronić przed zaangażowaniem, seksem i miłością. Powodów może być wiele. Jeśli jesteśmy po związku, możemy gdzieś głęboko w sobie nosić nadzieję na to, że to się jeszcze sklei. Tak, od rozwodu minęło już 5 lat, ale nigdy nie wiadomo… Wejście w następny związek jest zamknięciem drzwi powrotowi starego. Być może dlatego nikt nowy się nie pojawia.
Kolejną rzeczą, która może blokować otwarcie się na miłość, jest strach przed bólem. Osho powiedział: „Musisz żyć niebezpiecznie. Inni mogą cię zranić; to jest ryzyko bycia bezbronnym. Inni mogą cię odepchnąć; to jest ryzyko bycia zakochanym.”
Taka jest prawda o miłości i życiu w prawdzie z drugą osobą. Uwaga! To nie znaczy, że miłość rani, nie. To znaczy, że gdy wchodzisz z kimś w bliskość, miłość – jesteś naprawdę bardzo blisko tej osoby. Często spędzasz z nią wiele godzin, mieszkasz, śpisz z nią, jesz z nią, żyjesz z nią. Będąc z kimś, możesz być autentyczna, możesz też grać lepszą wersję siebie, żeby zasłużyć na miłość albo seks. Albo jedno i drugie.
Będąc z kimś, odsłaniamy się. Przestajemy się napinać. O szóstej rano trudno grać, gdy dzwoni budzik i trzeba wychodzić z łóżka. Gdy pokazujesz swoją prawdziwą twarz, druga osoba może Cię przyjąć takim, jakim jesteś. Bez wyprasowanej koszuli. Bez srebrnych spinek do mankietów. Nagim. Bez makijażu. To wielki dar dać drugiej osobie siebie. To cudownie zostać przyjętym. Ale właśnie wtedy, gdy zdejmujemy chroniący nas przed światem pancerz, który możemy zakładać do pracy, stajemy się bezbronni. Ryzykujemy. Otwarcie na miłość jest także otwarciem na wszystko, także ból. Gdy pokazujesz, że kogoś kochasz, że Ci zależy – zawsze ryzykujesz! To, że ktoś kochany Cię zrani lub odepchnie jest mało prawdopodobne. Ale nie można tego całkowicie wykluczyć. To ta obawa często blokuje nas przed pójściem o krok dalej – całkowitym oddaniem, bezgranicznym zaufaniem. Czasami bezpieczniej wciąż poszukiwać niż skoczyć w miłość z głową.
Podobnie jest z seksem. Seks to także wielkie ryzyko. I absolutnie nie mam tutaj na myśli nieplanowanego potomstwa czy HIV. Nie. Seks to wielka bliskość. Szczególnie ten dobry seks wymaga bliskości i zaufania. Przeżywanie czegoś w dwie osoby wymaga zdjęcia maski. Odsłonięcie wszystkich czułych punktów – po to, by dać siebie i czuć przyjemność. Ekstazę. Trzeba zdjąć maskę. Trzeba się obnażyć. Druga osoba zobaczy naprawdę Ciebie. Czy jesteś gotowa na to, żeby się obnażyć? Czy jesteś gotowy na to, aby być z drugą osobą nago? Ta druga osoba często będzie lustrem, w którym zobaczysz siebie. Nie jest kochankiem idealnym? Ma włosy na nogach? Spociła się i mocno pachnie? Czy jesteś na to gotowa? Często tak bardzo boimy się prawdy i wstydzimy siebie, że zostajemy w swojej strefie komfortu – w swojej samotni. Albo angażujemy się tylko połowicznie. Seks tak – związek nie. Miłość tak, ale…
Przy odrobinie fantazji tych „ale” może być sto tysięcy.
Chcę się związać, ale…
Oprócz wszystkich racjonalnych „ale” są też „ale” zupełnie niewidoczne. Na pozór wszystko gra, ale…
Ale można mieć trudność z wejściem w związek, bo:
– wciąż jest się za mocno związanym z rodziną; tak, tak – żyjemy pod dyktando tatusia i mamusi i czekamy na to, aż rodzice „zatwierdzą” nam życiowych partnerów. Brzmi jak z poprzedniej epoki? A jednak jest częste. Mężczyzna, dla którego jego matka jest kobietą nr 1, nie ma w życiu miejsca na jeszcze jedną kobietę. No, chyba że godzisz się na to, żeby zawsze być panią nr 2 i być bezustannie porównywana do mamy. To samo się tyczy kobiet i ich ojców.
–wciąż jest się związanym z byłym partnerem / partnerką. Rozstaliście się dawno temu, ale wciąż nosisz jej zdjęcie w portfelu? Kochasz się z nowym chłopakiem, a po seksie opowiadasz mu, co robiłaś z poprzednim i jakie to było fajne? Trzymasz w szafce przy łóżku koszulkę swojej byłej dziewczyny? W czasie orgazmu wykrzykujesz imię byłego męża?
–trzyma nas strach przed rozstaniem. Hym, nic się jeszcze nie zaczęło, więc jak mogę się bać rozstania? A pamiętasz, jak poprzednie bolało? Strach ma wielkie oczy. Poza tym wszyscy wokół i tak się rozwodzą. Moi rodzice się rozwiedli. Mój brat się rozwiódł. W zasadzie szukanie sobie kogoś na stałe nie ma sensu. Romanse są bezpieczniejsze.
–trzyma nas strach przed wspólnym życiem. Pamiętasz te wszystkie kłótnie i wieczną szarpaninę z byłym? To się na pewno powtórzy, to się na pewno powtórzy, najpierw będzie słodko, a potem równia pochyła. Będzie nuda, rutyna, kapcie i telewizor. Czy ja naprawdę chcę takiego życia? I jeszcze trzeba będzie zrezygnować z tego i tamtego, żeby być razem…
–trzyma nas strach przed założeniem rodziny (małżeństwo + dzieci). Przecież wiadomo, że małżeństwo to grób namiętności. Seks oznacza ciążę i dzieci, a obrączka na palcu męża w kapciach lub żonę w papilotach i szlafroku. Br… gdzie tu ta namiętność, no gdzie? Na dodatek te wszystkie obowiązki, płacenie rachunków i zawożenie dzieci do przedszkola. No i ZERO seksu.
–boimy się ograniczeń seksualnych. Przecież tradycyjny związek oznacza monogamię. Kiedy ja się w końcu wyżyję, wyszumię i przelecę połowę planety, jak nie teraz? Jeśli się zwiążę z kimś, będę musiał/a być mu wierna/y. Monogamia to same ograniczenia, a ja chcę używać życia! Nie potrzebuję kajdan, nie!
–wciąż sypiamy z byłymi. Ale to tylko seks. Naprawdę. Po prostu lubimy się i mamy do siebie zaufanie. No i wiemy, co wzajemnie tolerujemy w łóżku.
–wciąż sypiamy z mnóstwem przyjaciół i kochanków. Każdy wieczór zajęty, imiona nam się już mylą, ale życie jest piękne i seksowne. Tak wypełnione życie nie pozostawia miejsca na nic innego. Naprawdę nie ma miejsca na tę „wymarzoną drugą połówkę”.
–wciąż mamy tyle zajęć, naprawdę musimy dużo pracować. Nie masz czasu nawet zjeść obiadu. Najpierw praca, potem siłownia, basen, opera, spotkanie z przyjaciółmi, kurs hiszpańskiego i zajęcia teatralne. A w domu ekstra zlecenia. Gdy w Twoim życiu pojawi się ktoś interesujący i tak będziesz mieć dla niego tylko dwa kwadranse co drugą środę po 17.30. Na miłość trzeba mieć czas i siłę. Na seks też. Jeśli nie masz czasu na to, żeby się spotykać i kochać – to oczywiste, że masz inne priorytety.
–przy potencjalnych nowych partnerach wciąż wspominamy byłych. No, mówię Ci, ta moja była to gotowała taką ogórkową, że hej. No, ale ta Twoja też jest całkiem dobra, tylko wiesz, Agatka dodawała więcej soli. A z Tomka to był taki skończony cham, do dziś nie oddał mi mojej prostownicy. Chyba znów muszę napisać do niego esemesa, żeby mi ją przywiózł. A jak przyjedzie, to mu powiem o tym nowym filmie von Triera, uwielbialiśmy oglądać jego filmy!
Tak więc widzisz, że wchodząc w nowy związek, zamykasz drzwi przeszłości. O ile naprawdę zamykasz. Bo nie każdy nowy związek oznacza śmierć tego starego związku sprzed lat. Nie. Wiele z nas ma trupy w szafie, niepokończone historie i wchodzi w związki tylko jedną nogą. A potem z nich wychodzi. I tak trwamy w seryjnej monogamii lub poliamori (poliamorii, której podstawą jest coś innego niż miłość bez warunków i oczekiwań). Nieświadomi tego, czego nie możemy się na dłużej z nikim związać. Na dłużej – że już nie powiem na całe życie.