Z Dorotą Sakowską rozmawiała Voca Ilnicka
Dorota Sakowska to dziś współwłaścicielka internetowego sex shopu dla kobiet Pussy Project. Gadżety seksualne nie mają przed nią tajemnic. A kiedyś?
Do sex shopu poszła z przekory i nie miała przekonania do tego, co można tam było kupić. Nacięła się na nieudane gadżety. Dziś poleca te najlepsze, najbardziej funkcjonalne. Skorzystajmy z jej doświadczenia.
Dorota Sakowska: Jestem z natury ciekawska i raczej przekorna. I to był chyba pierwszy bodziec. Co jest za kotarą seks shopu? Uchylę sobie rąbka tajemnicy. Kobiety do sex shopu nie chodzą? To ja pójdę. Na początku z zażenowaniem, bo samo miejsce nie pozwalało czuć się komfortowo. Potem jednak ciekawość zwyciężyła.
W życiu trafiłam na dwóch wspaniałych mężczyzn, ciekawych świata tak jak ja. Dla nich seks w związku był równie ważny jak dla mnie. W tych dwóch wieloletnich związkach poznałam wiele nowych „smaków”. Razem rozwijaliśmy swoją seksualność, podsycaliśmy płomień, dodawaliśmy pikanterii.
A zawodowo? Kilka lat temu wypad majowy z moim ex do Wiednia. I z pięciu dni przez cztery chodziliśmy do … sex shopu. To było zupełnie inne miejsce, niż można znaleźć u nas w Polsce. Przytulne, intymne, urządzone ze smakiem. Z półek kusiły mnie małe dzieła sztuki. Każde wystawione osobno, dawało przestrzeń i pole do fantazji już tam w sklepie. Nie czułam się atakowana wulgarną pornografią ani zniesmaczona gadżetami czy sposobem ich prezencji. Oboje byliśmy zauroczeni. Sklepem i właścicielką. Pomyślałam wtedy: Dlaczego nie ma takiego miejsca w Polsce? Dlaczego nie mogę czuć się tak jak tu? Chcę poznać te wszystkie intrygujące przedmioty, dowiedzieć się, co fajnego mogę z nimi zrobić. I tak się narodziła ta idea i zainteresowanie gadżetami. Dobrymi gadżetami.
-Wiele osób jest bardzo niechętnych w stosunku do gadżetów. Czy ty kilka lat temu też byłaś podejrzliwa?
Przyznaję, że tak. Ale było to spowodowane tym, co proponowały (a czasem, niestety, nadal proponują nam) polskie sex shopy. Brzydko wyglądające, źle wykonane, głośne – zniechęcają już na pierwszy rzut oka. To tak jak z wyborem każdej inne rzeczy. Piękne nas kuszą, zachęcają do tego, aby używać. Wiele kobiet poświęca sporo czasu na wybór ładnej bielizny. A przecież przez większość dnia nikt jej nie widzi. Ale dzięki temu, że mamy ją na sobie, czujemy się lepiej, bardziej atrakcyjne. Podobne z gadżetem erotycznym. Jeśli znajdziemy jakiś gadżet, który nas uwiedzie swoim designem, kolorem, wykonaniem, to będziemy się zastanawiały: jakie drzwi może przede mną otworzyć? Gadżet może pomóc nam zwiększyć świadomość swojego ciała, pomóc odkryć przed sobą samą i przed naszym partnerem/partnerką, co lubimy. Może sprawić, że poczujemy się pewniejsze siebie w łóżku, bardziej seksowne, pociągające.
-Pierwszy gadżet, od którego zakręciło Ci się w głowie, to…
-Pierwszy /ulubiony gadżet, który trafił do wspólnego seksu z Twoim partnerem?
Pierwszy ulubiony to srebrny wibrator. Wybrałam go, bo wyglądał najmniej tandetnie. Ale potem ten wiedeński przez długie lata był na pierwszym miejscu. 🙂
-Gadżet, na który się nacięłaś…
Były takie dwa. Fildo (podwójne dlildo) z przeźroczystego silikonu, w ślicznym różowym kolorze. Wszystko było dobrze, zanim nie wyjęłam go z opakowania. Po prostu śmierdział niemiłosiernie. Zapach taniego silikonu zostawał na skórze prze cały dzień. Dopóki sam nie wywietrzał nie dał się niczym usunąć.
-Czy nie oglądałaś tego dildo w sklepie? Nie można go było wyciągnąć z folii?
Niestety, było szczelnie zamknięte i nie miałam możliwości, żeby je dokładnie obejrzeć. I szczerze mówiąc, nie zdawałam sobie sprawy, że niektóre zabawki intymne mogą być tak źle wykonane. Z materiałów, które odstraszają zapachem, z pozostałościami po odlewaniu w formie, które potrafią ranić ciało. No i co najgorsze z silnie alergizujących materiałów. Dlatego u nas w sklepie tak dużą wagę przykładamy do jakości.
A drugi gadżet, na który się nacięłam, to szaleńczo zachwalany tzw. wibrator króliczek. Dostałam w prezencie, ale wiem, że kosztował majątek… Posiadał wbudowane „perełki”, które kręciły się z regulowaną prędkością. Warstwa silikonu w tym miejscu była tak cienka, że używanie go zamiast sprawiać przyjemność, sprawiało ból. Na szczęście spodobał się mojemu psiakowi, który naostrzył sobie na nim swoje szczenięce zęby.
-Jaki według Ciebie jest gadżet dla każdej kobiety? Uniwersalny?
I tutaj też powiem, że dwa:
Kulki waginalne zwane też kulkami gejszy. Dla większej przyjemności z seksu i dla zdrowia.
Wibrator. Żeby samej lub z partnerem/partnerką odkrywać, co może dać waginie i łechtaczce. Np. Gigi Lelo – śliczny, subtelny. Jest to wibrator średnich rozmiarów, bardzo dobry dla początkujących kobiet.
Ach… i zawsze nieodzowny: olejek do masażu.
-Pierwsza trójka gadżetów według Ciebie to…?
Od jakiegoś czasu dla mnie na pierwszym miejscu jest wibrator Calla. Bajeczny! Już pomijam stronę wizualną. Ale zaprojektowany jest tak, że każdy jego milimetr spełnia idealnie swoją rolę. Okalający cześć waginalną kołnierzyk w kształcie płatka kalii stymuluje bardzo wrażliwą strefę erogenną: na około wejścia do waginy.
Kulki, o których wspominałam wyżej. Ważne dla zdrowia.
Opaska na oczy… czyli zaufanie do partnera, odrobina dreszczyku.
I olejek do masażu. Dotyk drugiej osoby, atencja jaką nam poświęca podczas masowania – jak dla mnie największy afrodyzjak.
Tak naprawdę jednak, najważniejsze jest to, żeby znaleźć w sobie chęci i ciekawość. Chęć poznawania siebie, swojego ciała, potrzeb zarówno własnych jak i partnera / partnerki. Jeśli odnajdziemy w sobie tę ciekawość, odnajdziemy również radość z seksu.