Nat Gru
Wiesz, dlaczego gruba kobieta nie może chodzić wściekła? Bo jeszcze inni pomyślą, że nie dość, że jest wiecznie nienażarta, to jeszcze nikt jej nie chce bzykać.
Zwolennicy teorii, że każde działanie ludzkie jest w jakiś sposób kulturowo uwarunkowane, z pewnością przyklasną, przeczytawszy, że bycie grubym to też sprawa kulturowa. Skóra mi cierpnie, gdy w internecie czytam wpisy o tym, że ktoś ma wśród znajomych kogoś otyłego, ale przesympatycznego, zarażającego śmiechem i będącego dusza-człowiekiem. Tak, skoro jest gruby, to niech przynajmniej będzie wesoły, bo bycie większym od medialnego wzorca, to już wystarczająca udręka, ale przede wszystkim dla patrzących. Wiele innych cech przypisuje się otyłym, ale jest jedna istotna rzecz, której się ich pozbawia. Mianowicie – seksualności. Ta pozostaje jakby poza kulturowym dyskursem.
Nie chcę stosować kalek pojęciowych, pisząc o „czuciu się dobrze we własnym ciele” w kontekście kobiet o dużych rozmiarach, ponieważ zdaję sobie sprawę, iż problem negatywnego postrzegania własnej fizyczności w równym stopniu dotyczy dziewczyn szczupłych. Niektóre z moich naprawdę drobnych koleżanek mają problem, by rozebrać się przed partnerem, gdy czują się najedzone lub spożyły coś więcej niż kieliszek szampana i kilka truskawek. Autorka poradników kobiecych, Tracey Cox, nazywa taką przypadłość „grubymi dniami”. Tylko co począć w sypialni, gdy takich „grubych dni” doświadcza się codziennie i nie są one jedynie kwestią wyobraźni? Kultura popularna i jej dzieci-tabloidy oraz dzieci-portale plotkarskie (czy nawet programy z nurtu telewizji śniadaniowej) nie są specjalnie pomocne. Szeroko komentowane są związki znanych mężczyzn z paniami o rozmiarze 42 plus, ale analizuje się je raczej z perspektywy estetyki, wzajemnej przystawalności wizerunków. Jeżeli seksualność większych kobiet pojawia się w mediach jako temat, to zazwyczaj w kategorii kuriozum (niecodziennych praktyk, ekstremów typu feedersi i ich partnerki etc.). W pornografii zaś kobieta duża najczęściej zestawiana jest – na zasadzie inkongruencji – z bardzo szczupłym partnerem lub partnerką, co w efekcie jej seksualność jako taką ośmiesza, a aktywność ogranicza do leżenia i odbierania bodźców (robi się efekt tzw. pajęczaka na gąbce). Nawet język jest tu stygmatyzujący – różowe produkcje z osobami size plus zazwyczaj zawierają w tytule określenie wskazujące na ich tuszę („chubby”, „fat”, „big”), podczas gdy osoby szczupłe są oznaczane jako „cute”, „sweet”, „nice” itp.
Na Mitologię Otyłości (termin zaczerpnięty z artykułu Fat Sex. About Positions and Attitudes autorstwa osoby piszącej pod pseudonimem Dr. Katzenklutter – link poniżej) składa się sporo mylnych przekonań, między innymi takie, iż ludzie otyli bardzo rzadko uprawiają seks, kobiety w rozmiarze plus mają ograniczoną wyobraźnię erotyczną, a ciało z grubszą warstwą tłuszczu nie reaguje na delikatny dotyk. Je wszystkie da się bardzo łatwo obalić. Dużo trudniejsza do przekroczenia jest na przykład realna bariera wstydu (psychiczna) wynikająca nie tyle z poczucia nieatrakcyjności, co z przyczyn czysto technicznych – jak nieznajomość pozycji seksualnych, które dla obojga partnerów będą komfortowe. Na tę kwestię skarży się wiele XL-ek, zaznaczając, że na polskich stronach internetowych ciężko znaleźć tego typu informacje. Łatwiej je zdobyć w serwisach anglojęzycznych.
Badaczki zgłębiające problem seksualności otyłych kobiet, Shelley Bovey i Germaine Greer, w swych dociekaniach zwróciły uwagę na inną istotną rzecz – znaczne obniżanie horyzontu oczekiwań przedstawicielek tej grupy w kwestiach dotyczących współżycia lub całkowite ukierunkowanie na bycie wyłącznie maszynką do spełniania życzeń partnera. Bardzo obrazowo przedstawiła tę prawidłowość jedna z bohaterek Dobrego ciała Eve Ensler, mówiąc, że grube dziewczyny „zawsze połykają”, nawet gdy nie mają ochoty, bo tylko wtedy chłopcy się nimi interesują, zaś „chude dziwy” nie muszą sobie na tego typu aktywność pozwalać. Germaine Greer wskazuje również na inny negatywny aspekt pojawiający się, gdy mowa o seksie z osobami otyłymi – traktowanie go jako aktu miłosierdzia ze strony partnera. A jakby tego było mało, na portalach zrzeszających kobiety XL i ich miłośników, w działach typu „rady i porady dla partnerów dużych kobiet” specjaliści radzą, by, będąc w relacji partnerskiej lub intymnej, pilnować się, uważać na słowa, gesty, tu nie dotykać, tam zbytnio się nie przyglądać, a jeżeli taka wola zainteresowanej, to światło wyłączać, kołdrą nakrywać. Trochę paranoiczne, zwłaszcza w zestawieniu ze słowami, iż otyli mają tak wiele fałdek i zakamarków ciała, że seks genitalny to nie jedyne, co mogą zaoferować – skoro mają szparki wszędzie. Ale to wyłącznie moja perspektywa – może ktoś po prostu lubi być dźgany penisem w brzuch.
Nie chodzi mi bynajmniej o to, by pojawiły się pod tym wpisem komentarze piętnujące otyłość jako niezdrową, nieestetyczną i konieczną do zwalczania. Jestem zdania, że seks w przypadku każdego człowieka nie powinien być czynnością w żaden sposób reglamentowaną. Postuluję więcej rzeczowych porad i zwrócenie uwagi na seksualność w rozmiarze XL. Dlaczego? Dlatego, że jak sama byłam XL-ką seks z partnerem w moim życiu nie istniał i nie chciałabym, aby dziewczyny, które są size plus z różnych powodów go sobie odmawiały, skoro mają na niego ochotę. Albo zgadzały się na coś, co jest wbrew ich przekonaniom, bo „nikt lepszy ich nie zechce”. Czy też, by myślały, będąc posiadaczkami figury typu booty girl, że skoro coś nie wychodzi w pozycji na pieska, to wyłącznie dlatego, że mają za duży tyłek.
A do pozycji proponowanych w tym artykule dorzuciłabym jeszcze leżące nożyce. Nie polecam tym, którzy preferują głębokie patrzenie w oczy i pocałunki podczas penetracji – ale przynajmniej za ręce można się potrzymać.
Tekst ukazał się w ramach konkursu z Lelo.