Pod rozległym pojęciem seksu mieści się też niedostrzeżona jako odrębny impuls potrzeba bycia obejmowanym, otaczanym troską innej osoby, niańczonym i zapewnianym o miłości nie dlatego, że przyniosło się do domu pensję czy upiekło placek, ale po prostu dlatego, że się istnieje.
Czy pamiętasz te chwile, gdy jako dziecko wchodziłaś/-eś rodzicom na kolana, a oni ściągali Cię, mówiąc, że jesteś ciężka/-i lub że jesteś na to za duża/-y? Kazali spać w ciemnym pokoju, gdy gramoliłeś/-aś się im do łóżka? Szczędzili pocałunków, uściśnięć, gdy byłaś/-eś „niegrzecznym dzieckiem”?
Jean Liedloff w swojej książce „W głębi kontinuum”, która jest zapisem zwyczajów plemienia Yequana, widzi w tym, że kultura zachodnia odsuwa od matki, ojca i innych bliskich niemowlę i w tym, że dziecku wciąż szczędzi się czułości i dotyku – główny powód mieszania potrzeby matczynej czułości z potrzebami zaspokajania potrzeb seksualnych.
Liedloff opisuje zwyczaje plemienia, które przez pierwsze 6-8 miesięcy od narodzin noworodka, trzyma je wciąż na rękach. Matki robią, to co potrzebują: gotują, sprzątają, pilnują ognia, rozmawiają z innymi, tkają, chodzą po wodę, kąpią się itp. – i wszędzie zabierają ze sobą swoje malutkie dzieci, które noszą na rękach lub w nosidełkach – wciąż przytulone do ciepłego ciała. Dziećmi zajmują się także ojcowie, rodzeństwo – w każdym razie maluchy wciąż przebywają przy ciele opiekunów, w każdej chwili czując, że są chciane, kochane. Nikt ich nie odkłada do łóżeczka, wózka, kołyski czy nie wkłada do kojca. Wciąż i wciąż są w kontakcie z ukochanym człowiekiem, który nie tyle poświęca im sto procent uwagi, co wykonuje codzienne czynności, ale nie rozstaje się z dzieckiem. Ten czas – tuż po narodzinach – do momentu aż dziecko zaczyna pełzać i raczkować, a potem chodzić – wg Liedloff jest kluczowy, aby dziecko dostało tyle dotyku i czułości, aby usamodzielnić się i odważnie wchodzić w życie. Niemowlaki i małe dzieci nie mają poczucia czasu. Dlatego każde odłożenie do łóżka, wózka itp. – każdą chwilę poza kochającymi ramionami matki – odbierają jako niekończącą się torturę trwania w lęku, samotności i beznadziei, nie wiedzą, że w końcu ktoś przyjdzie i weźmie je na ręce.
Ten czas w kulturze zachodu, kiedy dzieci tuż po narodzinach są oddzielane od matek, kiedy trafiają w szpitalu na oddział noworodkowy, a w domu do własnego łóżeczka, kołyski czy wózka – uważany jest przez Liedloff za czas, gdy tworzą się przeogromne deficyty dotyku, czułości i bezwarunkowej miłości – których dzieci z plemienia nie doświadczają, bo wciąż są na rękach i nie tęsknią miesiącami za mamą.
Fakt tego oddzielenia od matki, przeżywania katuszy w wieku niemowlęcym zdaniem Ledloff pozostaje w nas na całe życie. Jesteśmy ogromnie niezaspokojeni. Potem, gdy stajemy się nastolatkami i dorosłymi, nie potrafimy pragnąć dorosłej seksualnej miłości, chcemy od partnerów i partnerek także „matczynej czułości”, gdyż potrzeba na tę miłość, troskę i opiekę nigdy nie została zaspokojona. Często też osoby, które pragną jedynie czułości i kojącego dotyku, sądzą, że pragną seksu.
Jean Liedloff pisze o tym tak:
„Wśród ludzi, których deprywacja* skazała na życie w stanie napięcia pomiędzy różnymi aspektami ich osobowości, orgazm uwalniania jedynie powierzchowną część energii, więzionej w permanentnie napiętych mięśniach. […]
Sprawę pogarsza jeszcze i to, że u dorosłych pozbawionych doświadczeń spełnionego niemowlęctwa potrzeba fizycznej ekspresji seksu jest zmieszana z potrzebą kontaktu nieseksualnego, jaka pozostała im po tym najwcześniejszym okresie. Zazwyczaj ta druga potrzeba nie jest w naszym społeczeństwie uznawana, a każde pragnienie kontaktu cielesnego interpretowane jest jako seksualne. Zatem nasze seksualne tabu obejmuje wszelkie dodające otuchy nieseksualne formy fizycznego zbliżenia.
Tymczasem nawet dzieci i dorośli plemienia Yequana, którym dana była w niemowlęctwie cała gama zbliżeń, nadal je lubią, siadają blisko siebie, leżą w tym samym hamaku […].
O wiele bardziej niż oni potrzebujemy więc przełamania obecnego tabu i uznania ludzkiej potrzeby wsparcia i kontaktu. Infantylne pragnienie znacznie się zwiększa, jeśli nie zostanie w porę zaspokojone. Ale dopóki jest potrzeba, jest też szansa jej zaspokojenia, gdybyśmy tylko chcieli.
Pod rozległym pojęciem seksu mieści się też niedostrzeżona jako odrębny impuls potrzeba bycia obejmowanym, otaczanym troską innej osoby, niańczonym i zapewnianym o miłości nie dlatego, że przyniosło się do domu pensję czy upiekło placek, ale po prostu dlatego, że się istnieje. Uspokajająca atmosfera, jaką wytwarza mówienie językiem dziecinnym i stosowanie między małżonkami zdrobnień („Króliczek”, „Moja malutka”) pomaga im wypełnić lukę w doświadczeniach pozostawioną przez niedbałych rodziców. To, że mówienie zdrobnieniami jest tak szeroko rozpowszechnione, samo w sobie świadczy o niezmiennej naturze tej potrzeby.
Często pragnienie seksu i pragnienie uczucia przeradzają się w siebie nawzajem. Wśród dorosłych satysfakcja z zaspokojenia silniejszej potrzeby sprawia, że najczęściej pojawia się to drugie. Dzień spędzony w biurze, który wywołał szczególnie silny brak poczucia bezpieczeństwa, może sprawić, że mąż zapragnie przytulić się i być tulonym przez żonę i traktowany przez nią z uczuciem. Kiedy potrzeba ta zostanie zaspokojona, zainteresowanie żoną nieraz przeradza się w pociąg seksualny. W naszym społeczeństwie mężczyzna poczuje się zobowiązany do odbycia stosunku, ponieważ jego umysł nie rozróżnia owych potrzeb jako niezależnych od siebie.
Dorosła miłość między ludźmi pozbawionymi doświadczeń zaznanych w objęciach matki zawiera z konieczności domieszkę tychże potrzeb, a proporcje zależne są od charakteru deprywacji. Pary muszą się brać pod uwagę, co czuje partner, i starać się zaspokajać wzajemnie najlepiej, jak potrafią, jeśli małżeństwo ma być udane.
Pomieszanie potrzeby seksu oraz potrzeby uczucia, macierzyńskiego rodzaju kontaktu fizycznego, ów zamęt, który generuje pojęcia w stylu „gorąca mamuśka”, winien wreszcie zostać uporządkowany. Wierzę, że dzięki jasnemu pojmowaniu różnicy i praktyce w rozróżnianiu obu potrzeb można wymieniać o wiele więcej uczuć, nie komplikując tej wymiany przez seks, gdy nie jest on pożądany. Ogromne pokłady tęsknoty za fizyczną pociechą mogłyby być znacznie zredukowane, gdyby stało się społecznie akceptowane trzymanie za ręce idących obok siebie towarzyszy obojga płci, siedzenie obok siebie na odległość dotyku, siadanie na kolanach zarówno w miejscach publicznych, jak i domowym zaciszu, gładzenie włosów, częste uściski w miejscach publicznych i w ogóle niepowściąganie uczuć.”**
* ciągłe niezaspokojenie jakiejś potrzeby biologicznej, bądź psychologicznej
** J. Liedloff, W głębi kontinuum, Warszawa 2010, s. 175-176.
Zobacz też: Błogokrąg. Jak to wygląda? 🙂