Autorka: Stokrotka
Mam zwyczaj przeglądać sobie różne fora. Te kobiece i te od seksualności pełne są rozpaczliwych próśb o pomoc, konsultację, diagnozę: ”uprawiam seks z moim mężem już pięć lat, jest coraz gorzej, nigdy nie miałam orgazmu przy stosunku”,
„kocham się z moim chłopakiem i nic nie czuję, z dwoma poprzednimi miałam to samo, chyba jestem oziębła”, „co mam zrobić, żeby przeżyć prawdziwy orgazm, była dziewczyna mojego chłopaka miała takie na zawołanie”, „moja żona nie ma ze mną prawdziwych orgazmów, kocham ją, jest dla mnie bardzo atrakcyjna, ale mam już dość jej oziębłości, czuję się odrzucony i niekochany, nawet pani z agencji, do której się udałem w desperacji miała ze mną orgazm przy stosunku ”„mam już dość udawania, zaczynam się brzydzić seksem”.
Otóż drogie Panie i Panowie – osiąganie przez kobiety orgazmu podczas stosunku jest póki co wyjątkiem, aberracją, a nie normą. Powszechne przekonanie o słuszności i powszechności orgazmu pochwowego, a także o jego lepszej „jakości” i „dojrzałości” niż orgazmu łechtaczkowego, wynika częściowo z prac psychchoanalityków, w tym Freuda. Jeszcze w większej mierze jest to zasługa filmów pornograficznych. Tam orgazm łechtaczkowy, powszechne i pewne źródło rozkoszy kobiet, jest w zasadzie nieobecny, a jeśli już – to służy zazwyczaj wizualnemu rozpaleniu partnera/parterów kobiety, która o wiele głośniej będzie spazmować, gdy zacznie się clue programu, penetracja.
Odwróćmy sytuację. Niech tak któregoś dnia pojawi się Freud bis, podzieli męskie orgazmy na penisowe (mniej dojrzałe i gorszej jakości) oraz hmm… dupowe* (te właściwe, pożądane). Niech no branża porno zabierze się za filmowanie spektakularnych przeżyć panów, męskie pisma wezmą się za doradzanie panom jak przeżyć orgazm dupowy, męscy bohaterowie filmów romantycznych niech zaczną wypowiadać kwestię „to z tobą przeżyłem swój pierwszy prawdziwy orgazm”.
Skutki? Seksuologom przybyłoby lawinowo męskiej klienteli, leczonej na oziębłość, seksualną nerwicę i co tam jeszcze udałoby się wymyślić, mężczyźni nauczyliby się symulować dupowe orgazmy. Być może od czasu do czasu któremuś z panów udałoby się naprowadzić swoją partnerkę, lub raczej jej dłoń, usta, cokolwiek… na penisa (tak jak dzisiaj udaje się czasem kobietom naprowadzić partnera na łechatczkę) – i przeżyć chwile seksualnej rozkoszy. W związkach to pewnie mężczyźni stosowaliby częściej uniki w stylu „boli mnie głowa”, aby uniknąć niechcianej i niemiłej penetracji, a przede wszystkim podniecenia seksualnego nie zakończonego rozładowaniem napięcia (czyli niemal stałej seksualnej frustracji, jaka jest dziś udziałem znacznej części kobiet, mających pecha i skłonność do „niewłaściwych” orgazmów).
Osiągnięcie orgazmu przez mężczyznę na skutek penetracji analnej przez partnerkę (palcami, dłonią, z użyciem gadżetu) jest jak najbardziej możliwe. Większość mężczyzn jednak nawet nie ma zamiaru próbować. Dlaczego? Brak mody – na pewno, lęki homofobiczne (nieco absurdalne, skoro penetracji miałaby dokonywać kobieta) – pewnie też. Sadzę jednak, po wielu rozmowach, lekturach i przemyśleniach, iż podstawową barierą jest lęk mężczyzn przed penetracją – a więc przed powierzeniem siebie, swojego ciała, swojej przyjemności innej osobie, oddaniu się. Do tego całe to kulturowe obciążenie: pupy, podobnie jak pochwy się nie dotyka, nie ogląda, nic się tam nie wkłada, zasygnalizowanie przez dziecko, że cokolwiek związanego z obszarem anusa jest miłe, budzi od razu zgorszenie, powoduje reakcje nagany. Pupa jest brudna, „wstydliwa” i zła – to przekaz skierowany zarówno do chłopców, jak i dziewczynek.
Czy dziwicie się, że jeśli mężczyźni już decydują się na seksualne doświadczenie analnej penetracji w związku heteroseksualnym, to z zaufaną partnerką, z którą łączy ich więź psychiczna, a już na pewno głęboka więź seksualna? Jednym słowem – z taką, przy której czują się bezpiecznie? Oczywiście, nawet w dogodnych warunkach, statystycznie tylko część takich penetracji zakończy się „sukcesem” w postaci męskiego orgazmu dupowego, niektóre z nich okażą się dla mężczyzn umiarkowanie przyjemne, inne nie dadzą żadnych wrażeń, a jeszcze inne będą niemiłe, np. ze względu na brak nawilżenia, wiedzy partnerki lub jej brak delikatności, a czasem blokadę psychiczną u mężczyzny. Czy czegoś wam to nie przypomina?
Warto by zapamiętać raz na zawsze: fizjologicznym odpowiednikiem penisa służącym przyjemności jest łechtaczka. To ona skupia w sobie połączenia nerwowe. To ona (szczególnie ważne!) jest organem zewnętrznym, co w pewnym stopniu uniezależnia możliwość przeżycia przyjemności przez kobietę od czynników takich jak zaufanie do partnera, bezpieczeństwo i w pewnym stopniu nawet delikatność stymulacji, stopień nawilżenia i podniecenia. Gdy następuje stymulacja penisa lub łechtaczki (bardziej lub mniej finezyjna) – najczęściej pojawi się orgazm.
Niepewność i lęki związane z brakiem orgazmu pochwowego u kobiet są, jak widać, skutkiem dwóch czynników: powszechnej (sic!) nieznajomości kobiecej fizjologii oraz nie uwzględnianiu (najczęściej przez oboje partnerów), iż penetracja ciała, aby mogła być źródłem przyjemności, wymaga zazwyczaj wyjątkowych, intymnych okoliczności i zdrowej relacji opartej na zaufaniu. Na marginesie warto może zauważyć, iż potrzeba bezpieczeństwa, zaufania w stosunku do partnera seksualnego, potrzeba doświadczenia gry seksualnej poprzedzającej penetrację, swoistego wstępu, potrzeba pewnej delikatności i wrażliwości ze strony partnera przed i szczególnie podczas penetracji, a także właściwego nawilżenia – nie są potrzebami „typowo kobiecymi”. To zawsze są potrzeby tego z partnerów, który ma doświadczyć penetracji swojego ciała.
Wracając do kwestii orgazmów „kobiecych”: kobiety pragną i mogą przeżywać orgazmy pochwowe i wiele z nich istotnie odbiera je jako głębsze, bardziej przyjemne, „lepsze”. Jednakże drogą do nich nie jest uparte zmienianie technik i pozycji przy stosunku. Ważniejsze jest otwarcie, rozbudzenie kobiecej seksualności i zmiana profilu seksualnego związku (seks to sprawianie sobie rozkoszy przez partnerów, a nie stosunek). Trywializując, dobrze by też było gdyby męscy partnerzy traktowali kobiecą pochwę z tą samą delikatnością i atencją z jaką traktowaliby własną przysłowiową du.ę. Mówiąc ładniej – bardzo istotne jest uwzględnienie specyficznych potrzeb psychicznych i fizycznych partnerów związanych z aktem penetracji.
* nikogo nie chcę urazić lub zniesmaczyć tą nazwą, ale skoro pochwa – orgazm pochwowy, no to…
Tekst ukazał się w ramach konkursu Orgazmy dla dwojga.