Milena
Czytając polecaną mi przez koleżanki książkę Paulo Coelho „11 minut”, natrafiłam na fragment, w którym 16-letnia Maria pod nieobecność bogobojnych rodziców odkrywa masturbację. Bawiąc się ”małym pączkiem u góry sromu”, wznosi się do nieba i przeżywa pierwszy orgazm. Czytając książkę, ciężko nie zgodzić się z twierdzeniem, że autor zna się na kobiecej psychice. Doskonale wręcz wyłapuje niuanse kobiecej seksualności. Dlatego tak bardzo zdziwił mnie fragment o pierwszej wizycie Marii w raju.
Czyżby Coelho nie wiedział, że kobiety w odróżnieniu od mężczyzn uczą się przeżywania orgazmu? Nie rodzą się z tą umiejętnością, nabywają ją z czasem. Nie znam dziewczyny, której pierwsza masturbacja lub pierwsze pieszczoty z mężczyzną skończyłyby się orgazmem. Takie rzeczy zdarzają się chyba tylko w filmach porno.
Chcę się z Wami podzielić moją historią. Opowieścią o moim pierwszym mężczyźnie i pierwszym orgazmie.
Miałam 21 lat. Studiowałam. Spotykaliśmy się z M. już od kilku miesięcy. Zaczęło się bardzo niewinnie od spacerów nad Wisłą. Pierwsze dotknięcie dłoni. Pierwsze przytulenia. Nieśmiały pocałunek w policzek. Powoli odkrywaliśmy swoje ciała. Pierwsza nagość. Jeszcze bardzo zawstydzona, oczy spuszczone, na policzkach rumieniec. Jego pełne zachwytu spojrzenia.
Pamiętam, jak leżałam nago a M. mówił, że żałuje, że nie potrafi malować, bo namalowałby mnie właśnie taką. Dla niego byłby to najpiękniejszy obraz. Pierwsze pieszczoty. Pierwsze pocałunki na mojej bladej skórze. Jego usta zamykające się na moich sutkach.
Mieszkałam wtedy na poddaszu. Padał deszcz. Uwielbialiśmy leżeć na materacu pod oknem dachowym i wsłuchiwać się w krople uderzające o dach. Pieściliśmy się. M. muskał skórę na moim brzuchu językiem. Powoli schodził coraz niżej… Przy łechtaczce zatrzymał się na dłużej. Było cudownie, wręcz rozkosznie. W pewnej chwili zaczęło dziać się ze mną coś dziwnego. Serce przyspieszyło jak szalone. Ciało wygięło się w łuk. Byłam cała mokra, rozdygotana, oszołomiona. Nie wiedziałam do końca, co się stało. Wejście do pochwy pulsowało. Osiągnęłam szczyt. Wtuliłam się w M. najmocniej, jak tylko mogłam. Zrobiło się błogo, bezpiecznie, cudownie. Nie zapomnę tego.
Jestem wdzięczna M, że to właśnie z nim odkrywałam swoją seksualność. Że to on obudził we mnie
Kobietę. Nauczyłam się dzięki niemu patrzeć na swoje ciało jak na Świątynię rozkoszy. Zobaczyłam w sobie piękno. Piękno, które jest w każdej z nas nawet jeśli mamy tylko 157cm i daleko naszym kształtom do kształtów modelek. Jeśli kiedyś będę miała córkę, chciałabym, żeby wiedziała, że jej ciało jest Skarbem. Że jej łechtaczka jest darem, dzięki któremu może przeżyć chwile uniesienia i że grzechem jest nie korzystać z tej możliwości.
Od tego czasu minęło kilkanaście lat. Jetem wdzięczna za każdy z przeżytych orgazmów, i tych które dałam sobie sama i tych w których towarzyszyli mi mężczyźni. Do dziś mam sentyment do poddaszy. Lubię leniwe deszczowe popołudnia.
Jestem ciekawa jak było u Was? Jak wyglądał ten pierwszy orgazm? Napiszcie. U mnie zbiera się na deszcz. Już słychać pierwsze krople. Idę pukać do nieba bram…
Artykuł ukazał się w ramach „konkursu na sezon ogórkowy”, w którym do wygrania był ekskluzywny masażer erotyczny Lily; sprawdź szczegóły konkursu.