Nat Gru
Źle jest „przejąć” partnera po kobiecie, która szczytowała już wtedy, kiedy on tylko rozpinał spodnie. Jeszcze gorzej, gdy przed tobą takich dziewczyn było kilka.
Dźgnie cię taki kilka razy penisem tu i tam, odetchnie głęboko i nawet pytać nie musi, czy było ci dobrze – wiadomo, że było i że odleciałaś z ramion jego wprost do nieba, tam i z powrotem, bo więcej ci nic nie trzeba. Misja wykonana, cel osiągnięty, a baby są jakieś inne, bo mają depresję poorgazmową i łapią doła po seksie.
Pracowałam nad zupełnie innym tekstem, kiedy podczas codziennego porannego rytuału (kawa oraz internetowa prasówka) natknęłam się na artykuł i sondę poświęcone udawaniu orgazmów. Postanowiłam więc zareagować, choć nad tematem pochylano się na tym portalu już kilkakrotnie.
Najbardziej zadziwiły mnie wyniki sondy – otóż szala przechyla się na stronę udających kobiet – prowadzą w rankingu od samego początku. A jeszcze bardziej dziwi mnie odpowiedź, którą zaznaczają zwolenniczki symulowanych orgazmów: To normalne! Samej mi się zdarza udawać – nie ma orgazmów na zawołanie! Jeżeli zabrać się do tego stwierdzenia od tyłu – zgoda. Nie ma orgazmów na zawołanie – czasem trzeba nad nimi pracować, nieraz się po prostu na jakiś czas chowają – i to powinno być normalne. I skoro wydaje się, że już to wiemy i rozumiemy, to po co wciąż kręcimy swoje prywatne porno bez kamer?
Artykuł traktuje o wadach i zaletach udawania orgazmu, ale tych zalet robi się niebezpiecznie dużo. Przede wszystkim – nie ranisz partnera i unikasz kłótni. Wybacz, ale pojękiwanie i wykrzykiwanie ochów z achami tylko po to, by drugiej stronie nie sprawić przykrości, jest, w moim odczuciu, równie opresywne, co wpychanie w siebie kolejnego kawałka ciasta, gdy jest się już przejedzonym, będąc w gościach, a goszczący cię nalega. Nie chcesz, nie możesz, ale jesz, bo się gospodyni napracowała, więc trzeba ją w ten sposób docenić, nawet kosztem własnej niestrawności. Lubimy nagradzać, czasem nawet ponad miarę. Czy jednak nie czujesz się w związku z tym jak doskonale sformatowana maszynka do spełniania życzeń? Doprawdy, nie rozumiem straszenia tym, że brak mojego orgazmu może kogoś urazić. Może natura poskąpiła mi genu chronienia partnerów przed konfrontacją z bezorgazmową ciszą, ale nie zdarzało mi się udawać z wielkiej sympatii, tak, jak nie zdarzało mi się udawać po to, by przed nowym facetem nie wyjść na oziębłą. Podobno częściej urządza się kabaret przy jednorazowych przygodach, ale skoro z założenia są jednorazowe, znów pytam: po co? Czyżby orgazm stał się obowiązkiem, kolejną pozycją na liście rzeczy „do zrobienia”, centralnym punktem dnia? Przecież nikt nie wytknie mnie palcem na ulicy, krzycząc: „Ej, a ona nie doszła!”.
Nie pomagają również filmy – wyjątkowo nie napiszę o różowej branży, ale o kinie popularnym. Bardzo często zdarza się, że w erotycznych scenach partnerzy doświadczają równoczesnych orgazmów, a kobiety nie mają problem z orgazmem pochwowym. Zbyt często zapominamy, że aktorzy te orgazmy odgrywają. Że film swoje, a życie swoje – dopiero ono weryfikuje, jak skomplikowane jest jednoczesne szczytowanie. Ba, jak skomplikowane może być doprowadzenie kobiety do orgazmu w ogóle! Nie wątpię, że istnieją dziewczyny, które zawsze łatwo osiągają orgazmy. Ja do nich nie należę i wiem, jak trudno jest czasem wytłumaczyć mężczyźnie, który jest przekonany, iż każdą wystrzeli(ł) na orbitę rozkoszy, że potrzebujesz czegoś więcej lub dłużej. Zazwyczaj wymaga to pracy – wspólnej! – ale z reguły opłaca się.
U mnie w nauczaniu o orgazmie zastosowanie znalazł pewien trik – powtarzam sekwencję Meg Ryan ze sceny restauracyjnej w Kiedy Harry poznał Sally, a kiedy widzę u drugiej strony oczy wielkie, jak pięciozłotówki, stwierdzam, że każda z nas to potrafi. Następnie prezentuję manualnie orgazmiczne skurcze pochwy na palcu partnera, dodając, że ich nie potrafię symulować. I zazwyczaj to polowanie na skurcze, a nie na krzyki, okazuje się w praktyce atrakcyjniejsze.
Z czystym sumieniem w sondzie klikam wariant: Nigdy nie udawałam orgazmu! Nie ma to nie ma – nie będę robiła teatru dla faceta!
A oto Sally w akcji: http://www.youtube.com/watch?v=cf_T7RJqmno